Na Wall Street styczeń za sto punktów
S&P500 stracił w poniedziałek o 0,2 proc., obronił jednak 1500 punktów. WIG20 zniżkował o 0,8 proc. i obronił 2500 punktów. Ten pierwszy spadł po 12 sesjach marszu w górę, ten drugi tracił w ramach trwającej 17 sesji fali korekcyjnej.
29.01.2013 | aktual.: 29.01.2013 09:26
Indeks naszych największych spółek nadal demonstruje swoją słabość, w dużej mierze na przekór tendencjom na głównych parkietach. Od dwóch dni mamy niemal idealną powtórkę tego, co widzieliśmy w pierwszych dniach stycznia. W piątek 4 stycznia indeks stracił 1 proc., w następny poniedziałek 0,9 proc. i 0,6 proc. we wtorek. Łącznie 2,5 proc. W ubiegły piątek spadł o 1 proc., wczoraj o 0,8 proc., dziś czekamy na ciąg dalszy. Jeśli nastąpi, będziemy mieli nerwową walkę w okolicy 2500 punktów. Sytuacja o wiele gorsza niż poprzednio, gdy cofaliśmy się z rekordowo wysokiego poziomu (od tamtego czasu WIG20 stracił 107 punktów).
O wiele gorsza również dlatego, że na wiodących giełdach można spodziewać się jeśli nie korekty, to przynajmniej ochłodzenia nastrojów. W przypadku indeksu we Frankfurcie już taką łagodną tendencją, z której przykład zdawał się brać WIG20. Z poniedziałkowej zwyżki nie wziął. Z Paryża i Londynu nasi inwestorzy natchnienia raczej nie czerpali, więc i tym razem nie ma co na to liczyć. A szkoda, bo tam trwa festiwal rekordów.
Festiwal trwa także na Wall Street, ale świętowanie przychodzi bykom z coraz większym trudem. Świadczą o tym choćby wczorajsze zmagania. Do ustanowienia kolejnego rekordu S&P500 zabrakło co prawda zaledwie trzy setne punktu (punktu, nie procent). Ale jednak zabrakło. Indeks zdecydowaną większość czasu spędzał nieznacznie, ale jednak pod kreską. I w zakończył dzień spadkiem o prawie 0,2 proc., utrzymując się 18 setnych punktu nad poziomem 1500 punktów. Technicznie niewiele się zmienia, jednak po dwunastu z rzędu sesjach wzrostowych wczorajsza, trzynasta, zakończyła się dla byków niepomyślnie. W trakcie całej, trwającej od 31 grudnia fali wzrostowej, S&P500 zyskał prawie 100 punktów, czyli 7 proc. Korekta więc byłaby jak najbardziej na miejscu.
Amerykańskim inwestorom nastrojów nie poprawiły wczorajsze zaskakująco dobre dane o dynamice zamówień na dobra trwałe. Można odnieść wrażenie, że bardziej zmartwiły ich gorsze wyniki Caterpillar i spadek indeksu podpisanych umów kupna domów. Dziś pospołu z nimi będziemy się zmagać z kolejnymi raportami spółek i informacjami o tendencjach cen domów w największych miastach oraz nastrojach konsumentów. Oczekuje się wzrostu cen i pogorszenia nastrojów.
Pogorszenia nastrojów możemy spodziewać się także po dzisiejszej informacji dotyczącej tempa wzrostu naszej gospodarki w czwartym kwartale i całym ubiegłym roku. Wcześniejsze prognozy zakładały wzrost o 2,1 proc., obecnie te oczekiwania nie sięgają nawet 2 proc. Najczęściej dane dotyczące polskiej gospodarki nie wpływają na sytuację na parkiecie. Dziś, w przypadku rozczarowania, ten wpływ może być bardziej widoczny. Z pewnością będzie odczuwalny na rynku walutowym i tą drogą przenieść się na giełdę.
Rano sytuacja na świecie była umiarkowanie optymistyczna, jednak odporność naszego parkietu na sygnały z zewnątrz sprawia, że trudno przykładać do nich większą wagę. Na giełdach azjatyckich przeważały zwyżki. Po 0,1-0,2 proc. w górę szły kontrakty na amerykańskie i europejskie kontrakty, jednak z czasem ich notowania zaczęły się obniżać.
Roman Przasnyski,
Open Finance