Najwięksi bankruci

Życie szefa firmy jest skomplikowane. Najpierw trzeba włożyć wiele wysiłku w uruchomienie przedsięwzięcia, potem jest czas na znalezienie swojego miejsca na rynku, a na koniec albo zbiera się śmietankę, czyli zyski, albo się upada. Spektakularne bankructwa wielkich firm wstrząsają nie tylko jej szefostwem i pracownikami

Najwięksi bankruci
Źródło zdjęć: © thinkstock

17.12.2012 | aktual.: 17.12.2012 17:24

Upaść może każda firma, niezależnie od tego, ile jest warta, ilu pracowników zatrudnia, czy jak inteligentne osoby nią zarządzają. Zmienia się świat, zmieniają się także klienci. Jeśli firma nie zauważy tego w odpowiednim momencie, będzie miała kłopoty. Najsłynniejszym bankrutem świata jest bank Lehman Brothers, którego upadek we wrześniu 2008 roku spowodował ogólnoświatowy kryzys, ciągnący się do dziś. Bank ten powstał w 1850 roku. W latach 70. XX wieku Lehman Brothers stał się czwartym co do wielkości bankiem inwestycyjnym świata. Na początku XXI wieku bank przeżywał swoje najwspanialsze dni. Akcje rosły bardzo dynamicznie, przychody zwiększały się w sposób gigantyczny. Nic, tylko się cieszyć. Firma zaczęła coraz bardziej angażować się w inwestycje na rynku kredytów hipotecznych – w sumie zainwestowała ok. 60 mld dolarów. Pierwsze sygnały, że coś jest nie tak pojawiły się na początku 2008 roku. Inwestycje banku zaczęły przynosić straty. Cena akcji, kosztujących wcześniej ponad 100 dolarów za sztukę, spadła
do poziomu 3,7 dolara. Kredyty hipoteczne okazały się gwoździem do trumny. Nieściągalne zobowiązania spowodowały, że zadłużenie banku osiągnęło we wrześniu 2008 roku wysokość 800 mld dolarów! 15 września 2008 roku prezes banku, Richard Fuld, ogłosił jego upadłość.
Polecamy: Najbardziej zestresowani w 2012 r.

W banku pracowało kilkanaście tysięcy osób. Z dnia na dzień musieli opróżnić swoje biurka i opuścić biura. W samym londyńskim oddziale Lehman Brothers pracowało około 5 tys. osób. Upadek firmy oznaczał dla nich nie tylko utratę wypracowanych premii, ale także comiesięcznych wpływów z tytułu umowy o pracę. W sumie zebrało się tego ponad 80 milionów dolarów! Do dziś niektórzy pracownicy walczą o swoje niewypłacone pensje. Jednak szans na ich odzyskanie prawie nie ma.

Upadek Lehman Brothers pociągnął za sobą kolejne bankructwa. Drugi w kolejce był amerykański holding finansowy Washington Mutual. Wartość firmy przed 2007 rokiem szacowano na ponad 320 mld dolarów. Ten prawdziwy gigant na rynku kart kredytowych i kredytów hipotecznych zaczął się sypać w tym samym momencie co Lehman Brothers. Klienci masowo odchodzili, więc 25 września 2008 roku, czyli dokładnie po 119 latach swojej działalności Washington Mutual ogłosił upadłość. Jedna akcja spółki została wyceniona ostatniego dnia działalności na 16 centów. Holding został przejęty przez konkurencję. 42 tysiące pracowników mogło się cieszyć, że jednak zachowają miejsca pracy. Ich radość nie trwała długo. JP Morgan Chase, czyli firma, która przejęła Washington Mutual, od razu zwolniła prawie 10 tys. osób. Szczęście w nieszczęściu, że zwalniani mogli liczyć na odprawy.

Jak z bankruta stać się milionerem?
Spektakularne bankructwo WorldCom, wielkiej amerykańskiej firmy telekomunikacyjnej związane było z kolei ze złym zarządzaniem, a dokładnie z działalnością przestępczą. W firmie tej sukcesywnie dokonywano fałszerstw danych finansowych, zawyżając zyski - nawet o miliardy dolarów. Konkurencja walczyła do upadłego - zwalniała pracowników, którzy nie byli w stanie dorównać wynikom WorldCom, proponowała kompletnie pozbawione sensu promocje. Sprzeczne z prawem manipulacje księgowe w WorldCom zostały ujawnione w czerwcu 2006 roku. Dyrektor generalny i jednocześnie założyciel firmy został skazany na długoletnie więzienie, a firma - warta podobno ponad 103 mld dolarów upadła. Zanim jednak to się stało, w firmie działy się jeszcze inne dziwne rzeczy. Szefowie bowiem nie pozwalali swoim pracownikom, by ci pozbywali się tracących na wartości akcji WorldCom. Ci, którzy akcje sprzedawali, lądowali na bruku. Mieli jednak o wiele więcej szczęścia od kolegów, którzy dotrwali do końca firmy. Ponad 60 tys. osób musiało bowiem
szukać pracy, gdy firma zbankrutowała.

W Polsce nie mamy ani tak bogatych firm, ani takich tradycji. Jednak i u nas firmy upadają. Może nie w tak spektakularny sposób, ale bankructwa są codziennością. Tylko w I półroczu 2012 w Polsce upadłość ogłosiło 417 firm - o 20 proc. więcej niż przed rokiem i aż 106 proc. więcej niż w 2008 r. Największymi polskimi bankrutami stały się firmy budowlane, które zbyt optymistycznie patrzyły na ewentualne zyski z przedsięwzięć związanych z Euro 2012.
Wnioski o upadłość układową zgłosiły między innymi wielkie firmy Hydrobudowa i PBG. Obie firmy były zaangażowane w budowę dróg i stadionów na Euro 2012 i twierdzą, że to właśnie te kontrakty przyczyniły się do ich trudnej sytuacji finansowej. Za bankructwem tych gigantów przyszła fala upadków mniejszych firm, podwykonawców budowlanych konsorcjów.

Według szacunków, firmy budowlane musiały m.in. ograniczyć zatrudnienie. W 2012 roku z powodu upadków firm budowlanych pracę straciło już kilka tysięcy osób. W 2013 roku ta liczba może wzrosnąć do 150 tys.! Zwalniani mogą liczyć na zwykłe odprawy, ale w kilku przypadkach nie mają szans nawet na to. Jeśli komornik zajmuje majątek spółki, o swoje należne pieniądze będą musieli, niestety, procesować w sądzie. Najgorsze jest to, że to nie koniec bankructw. Według ekspertów, w przyszłym roku może upaść nawet 800 polskich firm. Oby te przewidywania się nie sprawdziły.

AD,KL,WP.PL

zwolnieniaupadłośćfinanse
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)