Namaste! Polacy, jedziemy do was. Polska jest piękna
U siebie zarobią 10 zł dziennie. W Polsce 117 zł. Oczywiście jeśli będą pracować za minimalne stawki godzinowe. Nie pytajmy więc, czy Hindusi do Polski przyjadą. Oni już tu są, a będzie ich jeszcze więcej. W końcu jest ich 1,3 mld.
Oto #HIT2019. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
30 sierpnia 2018 roku. Spotkanie Klubu Jagiellońskiego w Warszawie. Na scenie Paweł Chorąży, wiceminister inwestycji i rozwoju.
Z sali padają pytania o imigrantów. O to, czy Polska powinna ich przyjmować.
Chorąży nie ma wątpliwości: - Polska musi i nawet jeśli nie chce, to powinna chcieć ich sprowadzenia, bo migrantami jest zbudowany dobrobyt tych państw, które osiągnęły największy sukces.
Mówi też, że sprowadzanie do Polski imigrantów z Azji lub Ukrainy jest tańsze od repatriacji, a osoby pochodzenia polskiego "nie mówią po polsku, one poczuwają się do polskości, natomiast one nie znają kontekstu, bo były wychowywane w Związku Radzieckim, potem w Kazachstanie".
Urzędnik nie wie jeszcze, że to koniec jego kariery w ministerstwie. Krótko potem za przedstawienie swojej wizji traci stanowisko.
- Pan minister zdecydowanie zagalopował się w niektórych wypowiedziach – stwierdza premier Mateusz Morawiecki.
Dane pokazują jednak, że Chorąży miał rację i Polska nawet jak nie chce, to faktycznie musi sprowadzać migrantów.
Na koniec roku 2018 na polskim rynku pracy brakowało ponad 140 tys. pracowników. Luki przedsiębiorcy łatają głównie imigrantami z Ukrainy, ale o tych już też coraz trudniej. Zwłaszcza że na pracowników z Ukrainy ostrzą sobie zęby pracodawcy z Niemiec, którzy mają więcej do zaoferowania.
- Do niedawna, gdy publikowało się ogłoszenie dla pracowników z Ukrainy, zgłaszało się 100 chętnych. W tej chwili zgłasza się jedna osoba - mówi Mariusz Łuszczewski, ekspert ds. stosunków polsko-indyjskich Centrum im. Adama Smitha. - Ten rynek się powoli zamyka i wielu pracodawców ma tego świadomość.
India Town
Lekiem na dramatyczne braki na polskim rynku pracy mogą być pracownicy z Azji, w tym z Indii. Jest ich w Polsce coraz więcej.
- Rynek na razie nie jest jeszcze bardzo duży, zwłaszcza w porównaniu z rynkiem pracowników z Ukrainy - mówi Aneta Barciś ze Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia. - Zainteresowanie jednak stale rośnie. Szczególnie poszukiwani są pracownicy fizyczni, ale wielu pracodawców poszukuje też specjalistów. Na przykład informatyków.
W 2018 roku do polskich urzędów wojewódzkich trafiło 9706 wniosków o pozwolenie na pracę dla obywateli Indii. Pozytywnie rozpatrzono 8362. Niewiele? Tak, ale rok wcześniej takich wniosków było prawie o połowę mniej, a w roku 2012 zaledwie 847.
- Rynek pracy jest, powiem brzydko, okropny. O pracowników z Ukrainy jest coraz trudniej, a będzie jeszcze gorzej - ocenia Aneta Barciś. - Polska musi się otworzyć na pracowników z Azji, bo od tego zależy rozwój gospodarczy. Brak rąk do pracy będzie oznaczał zapaść.
Wyjechać do Europy
"Otwarty kraj, piękny i egzotyczny. Do tego wysokie zarobki i dobre perspektywy" - tak Polskę reklamują agencje pracy, które zachęcają Hindusów do przyjazdu do nas.
To działa – bo wielu Hindusów, którzy decydują się na wyjazd, wybiera właśnie Polskę.
- Dla mieszkańców Indii Polska, zgodnie z prawdą, jest Europą, więc dla pracowników z Indii jest wciąż bardzo atrakcyjnym miejscem. Zarówno pod względem zarobków, jak i warunków życia - mówi Mariusz Łuszczewski.
Tym bardziej że w Indiach, choć są najszybciej rozwijającą się gospodarką na świecie (wzrost PKB w 2018 roku na poziomie 8,2 proc.), ponad 20 proc. obywateli żyje w skrajnym ubóstwie, z dziennym dochodem nieprzekraczającym 1,9 dolara na osobę. To dane Banku Światowego.
Minimalna płaca w Indiach to 178 rupii dziennie (równowartość niecałych 10 złotych), przy czym zalecana przez indyjskie ministerstwo stawka to 375 rupii, a uznana za "godziwą" - 700 rupii.
Dla porównania minimalna stawka godzinowa w Polsce to obecnie 14,70 zł brutto. To daje dniówkę na poziomie ponad 117 złotych - przeliczając na indyjską walutę, 2132 rupie.
Koszty życia w Polsce są oczywiście wyższe od tych w Indiach. Coraz więcej polskich firm zatrudnia jednak pracowników mogących wykonywać swoje zadania zdalnie.
- Dotyczy to przede wszystkim firm informatycznych, które poszukują programistów - mówi Aneta Barciś. - W takich przypadkach nie ma potrzeby, by ten pracownik fizycznie był w Polsce. Po prostu dostaje swoje zadania i wysyła gotowy kod.
Wyższe zarobki to jednak niejedyny powód, dla którego Hindusi chętnie wybierają Polskę.
- Dla nas Indie są krajem egzotycznym, pięknym i ciekawym. Dokładnie tak samo oni postrzegają nas - mówi Mariusz Łuszczewski. - Często słyszę od pracowników z Indii, że im się tutaj bardzo podoba, a jak śnieg pada, to się cieszą, jakby z nieba diamenty spadały.
Są więc chętni do pracy, jest popyt na pracowników. Mimo to Hindusów jest na polskim rynku pracy dużo mniej, niż mogłoby być, bo na drodze stają procedury i przepisy.
Uwaga, Hindusi rozwożący jedzenie w firmach takich jak Uber, to niekoniecznie osoby, które przyjechały do Polski w poszukiwaniu pracy.
W ten sposób zazwyczaj dorabiają studenci, których dotyczą zupełnie inne przepisy. Praca kuriera jest dla nich o tyle wygodna, że nie muszą znać polskiego i mogą wybierać godziny pracy, łącząc je w ten sposób z zajęciami na uczelniach.
Kolejka po wizę
Co jest potrzebne komuś, kto chciałby zatrudnić grupę Hindusów? - Cierpliwość - odpowiadają zgodnie przedsiębiorcy i przedstawiciele agencji pracy.
Mariusz Łuszczewski prowadzi sieć egzotycznych restauracji. Zatrudnia 35 kucharzy z Indii i Tajlandii. Sam jest w połowie Hindusem - jego mama, Anita Agnihotri, wyszła za mąż za Polaka.
- Żeby zatrudnić pracownika z Indii, trzeba najpierw złożyć w urzędzie wojewódzkim wniosek o pozwolenie na pracę. I tutaj problemów nie ma - mówi Łuszczewski. - W zależności od województwa procedura zajmuje od miesiąca do czterech. Problem zaczyna się później, bo oprócz zezwolenia taki pracownik musi mieć wizę pracowniczą, wydawaną przez konsulaty w Mumbaju lub w New Delhi.
Na samo spotkanie w sprawie wydania wizy trzeba czekać przynajmniej pół roku.
- Jako prezes Zachodniopomorskiej Indyjskiej Izby Gospodarczej dostaję dziennie po 6-7 telefonów w sprawie wiz dla pracowników z Indii - mówi Łuszczewski. - To są agencje, które czekają na 80, niektórzy nawet na 200 pracowników i wszyscy mają ten sam problem i na samo umówienie spotkania czekają po 8 miesięcy, czasami dłużej.
Na oczekiwaniu na spotkanie proces się jednak nie kończy. Wizę trzeba jeszcze dostać. A jak mówią przedsiębiorcy, wiele wniosków jest odrzucanych.
- Obowiązują tam procedury sprawdzania pracowników i z własnego doświadczenia wiem, że jeśli raz konsulat taką wizę odrzuci, to już drugi raz nie warto się starać, bo coś jest na rzeczy i ten konkretny pracownik na pewno jej nie dostanie - mówi Aneta Barciś. - Wiemy wtedy, że z tym konkretnym człowiekiem jest coś nie tak.
Podanie o wizę można odrzucić z różnych względów. Osoba ubiegająca się o pracę może być np. poszukiwana. Albo mieć kryminalną przeszłość. Ale powody bywają też błahe.
- Źle odpowiedział na jakieś pytanie, nie ma wystarczająco dużo certyfikatów. Zawsze znajdzie się jakiś powód - mówi Mariusz Łuszczewski. - Pracowników z Azji zatrudniam od lat. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby np. kucharz z Indii uciekł czy złamał prawo. Mimo to też mam problemy.
Dla przedsiębiorców czy agencji pracy czekanie po kilka miesięcy na wizę, którą pracownik być może dostanie, jest ogromnym obciążeniem. Obciążeniem, które nieraz hamuje duże inwestycje.
- Jeśli przedsiębiorca zgłasza się do nas i mówi, że potrzebuje 50 pracowników za 2 miesiące, to on ich potrzebuje za 2 miesiące, a nie za pół roku, kiedy już dawno jest po kontrakcie - mówi Aneta Barciś. - Jakoś sobie z tym radzimy, zatrudniamy Polaków, ściągamy pracowników z Ukrainy, gdzie te procedury są trochę szybsze, czasami pracodawca zrezygnuje i mamy kilku pracowników, których możemy przesunąć. To wymaga kombinowania i jest coraz trudniejsze.
Na początku tego roku miała wejść w życie ustawa o rynku pracy, która rozszerzałaby katalog państw, których obywatele mogliby pracować w Polsce na podstawie oświadczenia pracodawcy. W gronie takich krajów jest w tej chwili m.in. Ukraina, co nieco upraszcza procedury przyjmowania Ukraińców do pracy w Polsce.
Prace nad ustawą się jednak przedłużyły i nie wiadomo, kiedy nowe prawo wejdzie w życie. Póki co polscy przedsiębiorcy muszą czekać, aż konsulat wyda pracownikom wizy.
O liczbę wniosków, wydanych wiz i odmów pytam Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Pytam też o podjęte działania, które mogłyby ułatwić polskim pracodawcom zatrudnianie Azjatów.
Z odpowiedzą jest jak z wydaniem wizy - czekam.
- Nie chodzi o to, żeby wskazywać winnego i mówić o tym, kto czego nie zrobił i nie dopilnował. Po prostu mamy problem w postaci zatoru w New Delhi i ten problem polskie władze powinny rozwiązać - komentuje Mariusz Łuszczewski.
Kraj miliona kultur
Gotowość do wyjazdu wiąże się jeszcze z jedną rzeczą. Hindusi dość dobrze czują się w obcym środowisku, bo sami żyją w kulturowym tyglu.
- W Indiach mieszka 1 mld 300 mln ludzi. Jest 900 kultur i wszystkie religie - opowiada Mariusz Łuszczewski. - Różnią się od siebie nawet wizualnie, bo Hindusi z północy mają znacznie jaśniejszą karnację niż ci z południa. Konfliktów na tle religijnym praktycznie nie ma. Nieraz bywa tak, że w domu, w którym są cztery mieszkania, cztery rodziny, są też cztery różne religie. I to nikomu nie przeszkadza.
Różnice między mieszkańcami Indii widać nawet w warstwie językowej. Językiem urzędowym jest hindi i angielski. Oprócz tego 21 języków uznaje się za oficjalne w poszczególnych stanach. W sumie indyjska społeczność używa ponad 400 języków i 1600 dialektów.
- Bywają takie sytuacje, że Hindus z Hindusem nie jest w stanie się dogadać i przechodzą na angielski - mówi Mariusz Łuszczewski. - Z tej różnorodności wynika bardzo pozytywne i przyjazne nastawienie do różnych kultur.
Choć to nie znaczy, że konfliktów nie ma wcale.
Jak Hindus z Pakistańczykiem
Indyjski konflikt z Pakistanem trwa od 1947 roku, kiedy to po rozpadzie Imperium Brytyjskiego powstał niepodległy Pakistan i Indie.
Spór dotyczy Kaszmiru - regionu podzielonego pomiędzy Indie a Pakistan. Konflikt kilkakrotnie przerodził się w otwartą wojnę pomiędzy dwoma krajami. Nadal dochodzi tam do zbrojnych potyczek pomiędzy armią indyjską a propakistańskimi bojówkami.
W 2001 roku w indyjskim parlamencie doszło do ataku terrorystycznego przeprowadzonego przez Pakistańczyków. W 2008 roku pakistańskie organizacje terrorystyczne przeprowadziły zamach na indyjską ambasadę w Kabulu. Zginęło prawie 60 osób.
"Dla nas Hindusów, Pakistan jest takim kuzynem, którego straciliśmy w czasie naszej młodości. Kiedyś wszyscy mieszkaliśmy razem w braterstwie w jednym Państwie. Teraz przez polityków nie lubimy się nawzajem" - pisze na swoim blogu Jayakishore Rajkumar, który mieszka w Polsce od 10 lat. "Nieważne ile razy nas atakują terroryści, zawsze ludzie będą mówić o pokoju i braterstwie".
Pakistańczyków, podobnie jak Hindusów, też w Polsce przybywa. W 2018 roku urzędy wojewódzkie wydały im łącznie 1065 zezwoleń na pracę. Część pracodawców obawia się konfliktów.
Okazuje się jednak, że niepotrzebnie. Bo o ile w Indiach i Pakistanie polityczna sytuacja jest napięta, w Europie różnic nie widać.
- Wydaje mi się, że konflikt jest nakręcany przez polityków. Sam mam mieszkających w Europie przyjaciół z Pakistanu, a moja rodzina była wysiedlana z terenów zagrożonych wojną - opowiada Mariusz Łuszczewski. - Nigdy nie słyszałem, żeby gdzieś poza Indiami doszło na tym tle do konfliktu.
Trzeba chronić pracowników
"Polska musi korzystać z migrantów" - mówią jednogłośnie przedsiębiorcy. "Nawet, jeśli nie chce" - dodał do tego Paweł Chorąży, zanim stracił stanowisko.
Faktycznie, czasem "nie chce". Pracujący i żyjący w Polsce Hindusi spotykają się z rasistowskimi atakami.
- Ja nie spaceruję, nie korzystam z publicznego transportu, bo się boję - mówił w jednym z internetowych wywiadów Viren Bhandari, przedsiębiorca i bloger, który od 20 lat mieszka w Polsce. Ofiarą rasistowskich ataków padał też jego nastoletni syn.
- Niestety takie sytuacje się zdarzają, muszę to potwierdzić - mówi Aneta Barciś. - Jeszcze chyba nie jesteśmy takim tolerancyjnym społeczeństwem, to się na tych ludziach odbija. Musimy się uczyć tolerancji.
Druga połowa czerwca, Aleksandrów Łódzki. 26-letni Hindus czeka na autobus. Zostaje brutalnie pobity. W ruch idą kije i pięści. Policja nie ma wątpliwości - był to atak na tle rasistowskim.
Maj, autobus miejski w Gdańsku. Trzech młodych mężczyzn najpierw wyzywa, a następnie rzuca się z pięściami na grupę Hindusów. "To biali powinni siedzieć" - to jedno z haseł, które wykrzykują napastnicy.
Lipiec, znów Gdańsk. Młody mężczyzna atakuje studenta z Indii. Bije pięściami, kopie. "J**ć Araba!" - krzyczy.
- Ludzie nie wiedzą, że większość Hindusów nie ma nic wspólnego z islamem. Widzą kogoś, kto ma ciemną skórę, w głowie zaraz pojawia się "Arab", a zaraz potem "terrorysta” - mówi Mariusz Łuszczewski. - Tu jest potrzebna edukacja. Trzeba uświadomić ludziom, że nie każdy człowiek o ciemniejszej karnacji czy wyznający jakąś religię jest niebezpieczny.
Przypadków rasistowskich ataków na obywateli Indii jest mnóstwo. Zazwyczaj dochodzi do nich w komunikacji miejskiej i na ulicach. Pracodawcy zdają sobie sprawę z zagrożenia.
- Pamiętam jeden przypadek, który dotyczył naszych kucharzy z Tajlandii. Na szczęście skończyło się tylko na słownych zaczepkach. Nasi pracownicy z Indii nic takiego, na szczęście, nie przeżyli - mówi Łuszczewski. - Mamy jednak świadomość zagrożenia i robimy wszystko, żeby to ryzyko zminimalizować. Nasi pracownicy mieszkają blisko miejsca pracy, tak, żeby nie musieli jeździć komunikacją miejską. Zwykle też wracają grupami.
Praca to szczęście
Mimo incydentów Hindusi z pracy w Polsce są na ogół zadowoleni.
- Nie spotkałem się jeszcze z pracownikiem, który mówiłby, że czuje się zagrożony - mówi Mariusz Łuszczewski. - Polska im się podoba.
Zadowoleni ze współpracy są też zwykle pracodawcy, ale tu zdarzają się zgrzyty.
- Bywa różnie. Część pracodawców jest zachwycona, na przykład firmy zatrudniające szwaczy, i chce z nimi współpracować na stałe, ale są i tacy, którzy mówią "nigdy więcej" - opowiada Aneta Barciś. - Dużo zależy od indywidualnych przypadków i od samego pracodawcy. Tego, jak przeszkoli swoich pracowników i jak będzie się z nimi komunikował.
Komunikacja to, zdaniem specjalistów, sprawa kluczowa. Bo o ile Polak z Ukraińcem jest w stanie się jako tako dogadać, to z Hindusem już nie.
Angielski jest co prawda drugim po hindi językiem urzędowym w Indiach, ale nie wszyscy go znają.
- Trzeba się przygotować na to, że ci mniej wykwalifikowani pracownicy nie będą znali angielskiego - mówi Mariusz Łuszczewski.
Osoba znająca angielski i jednocześnie umiejąca się porozumieć z grupą pracowników z Indii jest zatem niezbędna. O czym jeszcze warto pamiętać?
- Pracownikom z Indii trzeba poświęcić trochę więcej czasu, żeby nauczyć ich pracy, którą mają wykonywać. Dotyczy to zwłaszcza tych niewykwalifikowanych - mówi Aneta Barciś. - Warto mieć też na uwadze pewne różnice kulturowe, dotyczące na przykład jedzenia.
- To się może wydawać śmieszne, ale na dłuższą metę trzeba im zapewnić dostęp do indyjskiej kuchni albo możliwość gotowania własnych posiłków - mówi Mariusz Łuszczewski. - Hindusi są też bardzo rodzinni, więc przy dłuższych kontraktach możliwość odwiedzenia domu raz na jakiś czas jest im bardzo potrzebna.
Ważna jest też przyjazna atmosfera pracy.
- Mieszkańcy Indii są bardzo pracowici, to jest ich duży atut. Bardzo doceniają to, co robią - mówi Mariusz Łuszczewski. - To podejście wywodzi się z filozofii hinduizmu, która mówi, że trzeba się cieszyć tym, co się ma, żeby w przyszłym życiu mieć lepiej. Pracownicy z Indii, dostając pracę w Polsce, będą się z niej cieszyli i będą jej oddani. I to podejście warto w nich pielęgnować.
Nie pytajmy, czy Hindusi są przygotowani na spotkanie z obcą dla siebie kulturą. Są. Spytajmy, czy my jesteśmy gotowi na przyjęcie "obcych". Na początek wystarczy "Namaste!". Dzień dobry. Przybysze!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl