Niższy wiek, wyższe emerytury. Nawet 300 tys. osób może liczyć na podwyżki
1 października zacznie obowiązywać reforma obniżająca wiek emerytalny do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. A to oznacza, że aż 670 tys. emerytów będzie mogło złożyć wniosek o ponowne przeliczenie emerytury. Dla połowy z nich oznacza to podwyżki świadczeń. W połączeniu z waloryzacją to może być nawet ok. 900 zł rocznie dla 2 tys. zł emerytury.
28.08.2017 | aktual.: 28.08.2017 11:21
Wszystkiemu "winna" jest tabela dalszego trwania życia, którą ogłasza prezes GUS. Dzieje się to 1 kwietnia każdego roku.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych na tej podstawie szacuje, ile życia pozostało średnio nowemu emerytowi i oblicza wysokość przysługującego mu świadczenia. Tak, żeby wziąć pod uwagę jak długo dany emeryt będzie pobierał pieniądze z ZUS.
A z tabelą publikowaną przez GUS w uproszczeniu jest tak: im późniejsza tabela, tym mniej korzystne wskaźniki dla emerytów. Z każdym rokiem średnia życia jest coraz dłuższa.
W takim przypadku teoretycznie "poszkodowani" mogą być ci, którzy na emeryturę przeszli według zasad wprowadzonych przez premiera Donalda Tuska. Zrobili to później, niż przewidywać będą wprowadzone od października zmiany.
"Poszkodowani" emeryci
W międzyczasie weszły nowe wskaźniki GUS, dotyczące dalszego trwania życia. Zawierają one - w uproszczeniu - te, które później posłużą do obliczenia emerytury. Inny odpowiada wiekowi 65 lat i 4 miesięcy, a inny - 65 lat i 8 miesięcy.
Dlatego takim osobom przysługuje prawo do ponownego przeliczenia świadczenia, o czym informuje poniedziałkowa "Rzeczpospolita". Muszą spełnić jeden warunek - na emeryturę musieli przejść już w podwyższonym wieku emerytalnym.
Na przykład kobieta, która urodziła się w czerwcu 1956 roku, według nowych przepisów z 2013 roku, pracę mogła zakończyć dopiero w wieku 61 lat i 2 miesięcy. Do obliczenia jej emerytury został wykorzystany wskaźnik dla 61 lat i 2 miesięcy.
Od października jednak będzie mogła złożyć wniosek o to, by jej emerytura liczona była według wskaźnika, który obowiązywał w dniu jej 60. urodzin. Tyle bowiem będzie wynosił obniżony przez obecną władzę wiek emerytalny, więc w takim wieku przykładowa kobieta powinna "de facto" skończyć pracę.
W jej przypadku pod uwagę brana była więc późniejsza tabela GUS. A ta, jak już pisaliśmy wyżej - jest mniej korzystna, bo zakłada, że Polacy żyją dłużej.
Wyjątkiem są tutaj np. panie urodzone w styczniu i lutym 1953 roku - one, tak czy siak, będą korzystały z tej samej tabeli dalszego trwania życia.
W zależności od indywidualnego przypadku takie przeliczenie może być mniej lub bardziej korzystne. Może też zdarzyć się, że emeryt na takiej operacji straci.
ZUS szacuje, że zyska mniej więcej połowa z 670 tys. emerytów, których objął podwyższony wiek. A to oznacza, że na podwyżki może liczyć nawet 300 tys. osób.
O jak dużych pieniądzach mowa? - Szacuję, że podwyżki wyniosą ok. 1 proc. wysokości świadczenia - prognozuje na łamach "Rz" dr Tomasz Lasocki z Katedry Ubezpieczeń na Uniwersytecie Warszawskim.
Z pozoru wygląda to na kosmetyczną zmianę, ale jeśli weźmiemy pod uwagę średnie świadczenie w wysokości 2 tys. zł miesięcznie, to w ciągu roku taki emeryt zyska już 240 zł.
Waloryzacja dorzuci swoje
Na tym nie koniec podwyżek dla emerytów. Jak informowaliśmy już wielokrotnie w WP, od 2018 roku rząd przewiduje pokaźną waloryzację świadczeń.
W tym roku emerytury i renty mają wzrosnąć aż o 2,7 proc. w skali roku. Dla porównania - rok wcześniej było to zaledwie 0,44 proc. Wzrost jest więc 6-krotnie większy.
Co to oznacza? Tyle że wspomniany emeryt ze średnim świadczeniem 2 tys. zł, otrzyma 54 zł miesięcznie podwyżki.
Jeśli dodamy do tego 20 zł, wynikające z ponownego przeliczenia, to uzbiera się już 74 zł co miesiąc. A gdy pomnożymy to razy 12 miesięcy, to mamy 888 zł. Dla większości emerytów jest to kwota niebagatelna.