Nocna prohibicja uderzy w drobnych sklepikarzy. Będzie powrót melin, niezdrowa konkurencja i bankructwa
PiS dał miastom i wsiom prawo do wprowadzania zakazu sprzedaży alkoholu między godziną 22 a 6 i ograniczania liczby wydawanych koncesji. To pierwsza zmiana tego rządu, która uderza nie w wielkie sieci handlowe, tylko w drobnych sklepikarzy. - W sklepach i sklepikach spożywczych sprzedaż alkoholu stanowi 20 procent obrotu i jeszcze większy procent zysków. Z tymi przepisami wiele biznesów splajtuje - alarmuje Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny w Polskiej Izbie Handlu.
29.11.2017 | aktual.: 29.11.2017 16:25
Od przyszłego roku w całej Polsce w nocy może być trudniej kupić alkohol. Wszystko za sprawą przyjętej w piątek przez Sejm nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Posłowie zdecydowali się w niej oddać większą władzę samorządowcom. To właśnie radni decydować będą o tym, czy nocną prohibicję wprowadzić.
Według nowych przepisów to również samorząd będzie mógł dowolnie wydawać koncesje na sprzedaż alkoholu. Radni będą mogli ustalać limit zezwoleń na sprzedaż alkoholu na terenie każdej jednostki pomocniczej.
W dużych miastach może to np. oznaczać, że w niektórych dzielnicach sklepów z alkoholem będzie bardzo mało, a w innych - pod dostatkiem.
Decyzje w tej sprawie zapadły w Sejmie tuż przed symboliczną rocznicą. Niemal dokładnie 27 lat temu, 29 listopada 1990 r., zniesiono w Polsce zakaz sprzedaży napojów wysokoprocentowych przed godz. 13. Słynne ograniczenie często pojawiające się w piosenkach z epoki PRL wprowadziła ekipa generała Jaruzelskiego podczas stanu wojennego w październiku 1982 r.
Teraz jednak wracamy do ograniczeń w handlu napojami wyskokowymi. Polska Izba Handlu alarmuje jednak, że nowe prawo jest niedostosowane do współczesnych realiów. Od początku prac nad nowelą PIH słała do Sejmu propozycje, które - w jej ocenie - dostosowywałyby ją do tego, jak dziś funkcjonuje drobny biznes.
Drobni sklepikarze stracą źródło zysków
Handlowcy najgłośniej apelowali o przesunięcie godzin zakazu i nadal przekonują, że przepis przyniesie więcej szkody niż pożytku.
- Dlaczego zakaz będzie można wprowadzić akurat od 22? Dużo normalnych sklepów spożywczych działa do 23-24. Ich pracownicy mogą się spotkać z agresją klientów. Proszę sobie wyobrazić młoda dziewczynę, która za plecami ma półki pełne alkoholu i musi tłumaczyć grupce panów, dlaczego nie sprzeda im nic, bo jest pięć po 22. Może się zrobić naprawdę niebezpiecznie – mówi Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny PIH.
Ptaszyński podkreśla też, że to właśnie późnym wieczorem małe sklepiki zarabiają najwięcej właśnie na alkoholu. Nie chodzi mu bynajmniej o sklepy monopolowe, ale o typowe biznesy "wielobranżowe". Problem dla sklepikarzy ma być tym większy, że tak naprawdę to właśnie na sprzedaży alkoholu opierają swoje zyski. Przy dzisiejszej konkurencji w branży marże na innych produktach są bowiem minimalne.
Meliny wrócą do łask
Handlowcy obawiają się też oddania większej swobody radnym, jeżeli chodzi o możliwość ograniczania w gminach, dzielnicach czy na osiedlach punktów sprzedaży z alkoholem.
- Z tymi przepisami wiele drobnych handlowców splajtuje, bo na samych bułkach się nie zarobi. Doprowadzi to do niedopuszczalnej sytuacji, bo wszyscy w Polsce powinni móc działać na takich samych zasadach. Tymczasem teraz dojdzie do absurdów. Na tej samej ulicy, wzdłuż której przebiega granica dzielnicy, będą dwa podobne sklepy podlegające różnym regulacjom - mówi Ptaszyński.
Jak przewiduje, szybko też mogą zacząć powstawać nowe punkty sprzedaży przy granicach obszarów z wprowadzoną nocną prohibicją. Ponadto, do łask ponownie mogą wrócić meliny, świetnie funkcjonujące w czasach PRL.
- Tak naprawdę niczego to nie rozwiąże, jak ktoś będzie chciał kupić, to pójdzie czy pojedzie gdzieś indziej. Daj Boże, żeby za kółkiem siadał trzeźwy kierowca. Jest jeszcze inny problem. Co handlowcy mają po 22 zrobić z lodówkami z piwem? Przenosić na zaplecze, zamykać na kłódkę, ukrywać za konstrukcją z dykty? - pyta dyrektor PIH.
Problemem i dodatkowym kosztem może też być konieczność przeprogramowania kas fiskalnych. Wszystko po to, by po 22 nie można było na nich "nabić" alkoholu. Zdaniem Ptaszyńskiego takie zmiany mogą być konieczne, by zdyscyplinować sprzedawców i nie narazić się na kary za niezgodną z przepisami sprzedaż.
Nie wszyscy są przeciw
W nowych regulacjach żadnego problemu nie widzi jednak szef innej ważnej organizacji przedsiębiorców.
- W Polsce łatwiej kupić alkohol niż chleb. Trudno mi się na to zgadzać - mówi Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. - Bardzo dobrze, że gminom oddaje się tu więcej władzy. Kończymy powoli z tym mitem, że tylko na decydujących w Warszawie spłynął jakiś boski strumień mądrości - dodaje i stwierdza, że również pod względem ekonomicznym małe sklepiki dadzą sobie radę.
Jak podkreśla, oddawanie większych kompetencji radnym w zakresie koncesji na sprzedaż alkoholu nie jest polskim wynalazkiem. W Chicago, w którym mieszkał przez wiele lat, w niedzielę alkohol można kupić dopiero od 13. Koszty uzyskania koncesji są tam też uzależnione od godziny, do której można sprzedawać trunki. Im później, tym koncesja droższa.
Dla prezesa ZPP nowela nie stanowi też znaczącego ograniczenia wolności obywatelskich czy swobody prowadzenia działalności gospodarczej.
- U nas ugruntował się model radziecki, zgodnie z którym alkohol można kupić wszędzie i zawsze. To nie jest nic godnego naśladownictwa, a nowe prawo ograniczy wolność tylko tym, którzy już bardzo mocno pijani wracają z imprez i chcą się jeszcze doprawić i wykończyć - mówi Kaźmierczak.