O tym, jak Ryszard Jach o należne pieniądze wojował

W tej historii jest wszystko: rekiny polskiej finansjery, podejrzani prawnicy, zaskakujące wyroki sądów i dziwne zbiegi okoliczności. A w tle pieniądze polskich emerytów. I to ogromne.

O tym, jak Ryszard Jach o należne pieniądze wojował
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

10.01.2013 | aktual.: 10.01.2013 15:41

Wszystko zaczęło się w 1999 roku, czyli u zarania reformy emerytalnej, jednej z czterech najważniejszych reform wprowadzonych przez rząd Jerzego Buzka: reformy oświatowej wprowadzającej gimnazja, administracji – na mocy której powstały obok województw powiaty i gminy, służby zdrowia wprowadzającej kasy chorych i właśnie emerytalna, która polega na trzyfilarowym oszczędzaniu na emeryturę: w ZUS, otwartych funduszach emerytalnych i dodatkowym, indywidualnym.

I właśnie OFE, które miały sprawić, że Polacy swoje emerytury będą spędzać pod palmami, stały się polem nadużyć dla żądnych zysków finansistów, w wyniku czego polscy emeryci mogli paść ofiarą ogromnego oszustwa, na którym stracili miliony. Takie podejrzenia płyną z historii Ryszarda Jacha.

Tajemnicze pompowanie zysków

Oto i obiecany rekin finansjery: Wojciech Kostrzewa, prezes i dyrektor generalny Grupy ITI, wcześniej członek Rady Dyrektorów ITI i prezes Banku Rozwoju Eksportu, a wcześniej państwowego Polskiego Banku Rozwoju. Kostrzewa swego czasu był zwany „cudownym dzieckiem polskiej bankowości”.

W 1998 roku zarząd BRE Banku pod kierownictwem Kostrzewy tworzy (wraz ze STU Hestia Insurance) Powszechne Towarzystwo Emerytalne Skarbiec-Emerytura. Na wiceprezesa PTE powołuje naszego bohatera Ryszarda Jacha, maklera i bankowca inwestycyjnego, który dla realizacji tego projektu rzuca posadę szefa Private Bank ING NV na Polskę. Obaj znają się jeszcze z PBR, gdzie Jach był czołowym bankowcem inwestycyjnym.

– W oczach specjalistów Skarbiec-Emerytura skazany był wtedy na porażkę, bo akcjonariusze nie mieli ówcześnie żadnego doświadczenia w obsłudze klientów detalicznych – opowiada dziś Ryszard Jach. Ale jemu się udało, Skarbiec-Emerytura po kilku miesiącach działania zajmował 7- 8 miejsce na rynku i miał lepszą pozycję niż choćby PTE Bankowy, należący do giganta PKO BP. Świadectwem skali sukcesu biznesowego, jakim dla banku była organizacja PTE, była jego wartość rynkowa przez zagraniczne biura maklerskie i banki inwestycyjne wyceniana na ponad 500 mln zł, co stanowiło około 1/3 wartości rynkowej całej grupy BRE Banku.

Mamy 1999 rok. Mniej niż połowa towarzystw emerytalnych jako narzędzie marketingowe stosuje stopę zwrotu z inwestycji.

– Zaskakujące było jednak jedno: nawet w czasie, gdy indeksy giełdowe spadały wraz z cenami instrumentów dłużnych, wartości jednostek rozrachunkowych niektórych funduszy znacząco rosły – opowiada Ryszard Jach. O to towarzystwom emerytalnym chodziło – agenci, chwaląc się wysokimi zwrotami, wabiły kolejnych, niczego nieświadomych klientów. – Jako profesjonaliści odkryliśmy, że przy zastosowaniu odpowiednich mechanizmów wartość jednostek rozrachunkowych rośnie – jak to nazwaliśmy – na „finansowych sterydach anabolicznych”. Tyle że na tej podstawie miliony Polaków dokonały niekorzystnych dla nich wyborów OFE, bo kierowali się sztucznie zawyżonymi, nierzeczywistymi stopami zwrotu – dodaje finansista. Wiedząc, co się dzieje, chcąc zastopować kontynuację szkodliwego procederu, już we wrześniu publicznie zaproponował tzw. powtórną rewaluację wartości jednostek rozrachunkowych OFE – co byłoby równoznaczne z ogłoszeniem falstartu PTE w działalności inwestycyjnej oraz brakiem sensu do kontynuacji nagannego procederu.

Jach miał rację, co publicznie zauważono dopiero po kilku miesiącach. Wiceprzewodniczący Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi Paweł Pelc w maju 2000 r. przyznał, że „wartość jednostek rozrachunkowych przestaje być obiektywnym kryterium oceny funduszy emerytalnych”. Skomentował tak dochodzenie urzędu w sprawie dilera PTE Commercial Union, który sprzedał papiery po cenie dużo niższej od rynkowej, oraz kilku dilerów innych funduszy, którzy dokonywali zakupów po cenach dużo wyższych od rynkowych. Ale o CU nieco później.

Kara za „brak elastyczności”

Jest grudzień 1999 roku. Na posiedzeniu rady nadzorczej Ryszard Jach wyraźnie komunikuje, że pozycja PTE pod względem inwestycyjnym jest bezspornym sukcesem, świadczącym o przyjęciu właściwej strategii i taktyki inwestycyjnej, która – gdyby nie korzystanie z „finansowych sterydów anabolicznych” przez część konkurentów, byłaby jeszcze lepsza. Prezentuje radzie nadzorczej wnioski z analiz, stanowczo odmawiając Wojciechowi Kostrzewie sztucznego pompowania wartości jednostek rozrachunkowych Skarbiec-Emerytura. Trafnie przewiduje pogorszenie koniunktury rynkowej i rekomenduje obniżenie profilu ryzyka inwestycyjnego portfela inwestycyjnego.

– Wojciech Kostrzewa te fakty ignorował. Katastrofalne w skutkach dla banku inwestycje kapitałowe, które Kostrzewa później realizował, dowodzą, że całkowicie zlekceważył nasze analizy. Domagał się lepszych wyników za wszelką cenę – mówi dziś Jach. – Zażądał, by Skarbiec-Emerytura osiągał taką stopę zwrotu, by znalazł się w pierwszej trójce PTE. Powiedziałem mu, że metodami zgodnymi z prawem było to ówcześnie niemożliwe. Dodałem też, że jak długo będę w PTE, tak długo Skarbiec-Emerytura nie będzie tych metod stosować.

Słowa Jacha okazują się znamienne, bo dwa tygodnie później, po powrocie z urlopu, zostaje nagle zwolniony, mimo że na ostatnim posiedzeniu rady nadzorczej przyznano mu podwyżkę wynagrodzenia! – Nie podano mi żadnego oficjalnego powodu zwolnienia, natomiast Kostrzewa, osobiście informując mnie o odwołaniu ze stanowiska, wskazał na mój „brak elastyczności” – opowiada finansista.

Ścisły związek przyczynowo-skutkowy między odmową Jacha a jego nagłym zwolnieniem potwierdza również później sąd. – Kostrzewa był wtedy niezwykle wpływowym człowiekiem. W radzie nadzorczej BRE Banku zasiadali m.in. Gromosław Czempiński, Jan Kulczyk, Sławomir Wiatr. Dostałem od niego „wilczy bilet”. W trakcie rozmów kwalifikacyjnych zdarzało mi się słyszeć, że Wojciech Kostrzewa dyskredytował mnie w środowisku zawodowym. Odpowiadałem, że z nas dwojga, to ja jestem wiarygodniejszym i skuteczniejszym bankowcem inwestycyjnym. Ale to Kostrzewa był prezesem BRE Banku, a później ITI Holdings. Bardzo trudno było mi znaleźć po tym wszystkim pracę, mimo moich wysokich kwalifikacji i wszechstronnych doświadczeń zawodowych – dodaje finansista.

I tu dochodzimy do clue całej historii. Oprócz zwolnienia, Kostrzewa bezprawnie obniżył Ryszardowi Jachowi wysokość premii obligatoryjnej, należnej na mocy aneksu do umowy o pracę, którą – działając w imieniu rady nadzorczej PTE – zawarli z nim jej przewodniczący Wojciech Kostrzewa i wiceprzewodniczący Piotr Śliwicki. – Uznałem, że zbyt ciężko pracowałem w PTE, bym miał zostać pozbawiony części należnego mi wynagrodzenia – opowiada finansista. Rankingi inwestycyjne dowodzą, że kiedy kierował PTE ze stworzonym przez siebie zespołem, osiągało ono najlepsze wyniki w całej jego historii.

Wiosną 2000 roku Ryszard Jach złożył pozew o wynagrodzenie przeciw PTE Skarbiec-Emerytura.

Proces w I instancji trwał siedem lat. Sąd uznał, że to Jach miał rację i nakazał PTE wypłatę zaległego wynagrodzenia razem z odsetkami – chodziło wtedy o ok. 1,6 mln zł. Uzasadnienie wyroku dla PTE i Wojciecha Kostrzewy osobiście było miażdżące.

Happy end? Tu nasza historia dopiero nabiera rozpędu. Bo oto PTE złożyło apelację od tego wyroku do sądu apelacyjnego, żądając po raz pierwszy, po 8 latach od podpisania umowy, uznania jej za nieważną z uwagi na... bezprawne zaniechanie działania rady nadzorczej z Kostrzewą i Śliwickim na czele.

Skuteczna apelacja

Zastosowano następujący trick: w grudniu 1998 roku rada nadzorcza PTE, na mocy jej uchwały nr 6/98, upoważnia przewodniczącego Wojciecha Kostrzewę i jego zastępcę Piotra Śliwickiego do ustalania zasad wynagrodzenia członków zarządu i podpisania z nimi stosownych umów. Na kolejnym posiedzeniu rada nadzorcza wysłuchuje informacji Kostrzewy o ustaleniach, akceptuje je przez aklamację, ale nie podejmuje – i tu najważniejsze – pisemnej uchwały szczegółowo precyzującej warunki ustalonego przez przewodniczącego i wiceprzewodniczącego premiowania obligatoryjnego. Kilka tygodni później Kostrzewa i Śliwicki w imieniu rady nadzorczej PTE podpisują aneks do umowy o pracę z Ryszardem Jachem. Umowę, której po latach PTE – dopiero po przegraniu procesu w sądzie I instancji – zażądało uznania za nieważną. Tylko dlatego, że zabrakło pisemnej uchwały rady nadzorczej, którą rada powinna była podjąć przed podpisaniem przez Kostrzewę i Śliwickiego aneksu z Jachem, czyli: Skarbiec, by nie zapłacić Jachowi pieniędzy, podważył
kompetencje własnej rady nadzorczej, na czele z Wojciechem Kostrzewą, Piotrem Śliwickim – prezesem Ergo Hestia Insurance, Mieczysławem Groszkiem – obecnym wiceprezesem Związku Banków Polskich oraz radcą prawnym Stanisławem Rachelskim – właścicielem znanej warszawskiej kancelarii prawnej Rachelski & Wspólnicy. Ta metoda okazała się skuteczna, bo sąd drugiej instancji przyznał, ze umowa zawarta z Jachem jest nieważna właśnie ze względu na bezprawne zaniechanie działania rady nadzorczej poprzednika prawnego AEGON PTE (w 2008 r. doszło do połączenia, a następnie przejęcia PTE Skarbiec-Emerytura przez AEGON PTE).

Tyle tylko, że na takiej samej zasadzie podpisywano wszystkie umowy ze wszystkimi członkami zarządu PTE Skarbiec-Emerytura, w tym z następcami Jacha, np. Bogusławem Grabowskim czy byłym wiceministrem finansów Jarosławem Baucem.

Sądowe perypetie

Do fuzji Skarbca-Emerytury i Aegona mogło jednak w ogóle nie dojść – a to właśnie przez Ryszarda Jacha. – Jako wierzyciel PTE Skarbiec-Emerytura zgodnie z prawem, za pośrednictwem mojego pełnomocnika zażądałem od Komisji Nadzoru Finansowego wstrzymania tej fuzji – mówi finansista.

Właśnie wtedy, gdy oba PTE oczekiwały na zgody urzędów państwowych niezbędne do fuzji, przed sądem drugiej instancji toczyła się sprawa o wypłatę zaległego wynagrodzenia dla byłego wiceprezesa PTE Skarbiec-Emerytura. – W maju 2008 roku pełnomocnik PTE Skarbiec-Emerytura S.A. przekazał mojemu pełnomocnikowi informację, że jeśli przestanę blokować fuzję i do niej dojdzie, niezwłocznie po jej sfinalizowaniu otrzymam całość wynagrodzenia z odsetkami. W rozmowie telefonicznej Jarosław Kubiak, prezes Aegon PTE S.A., potwierdził prawdziwość przekazanej mi w imieniu Aegona obietnicy. Dziś żałuję, że naiwnie dałem temu wiarę i nie sporządziliśmy wtedy porozumienia w tej sprawie – mówi dziś Jach. – Dałem się oszukać. Już w lipcu 2008 roku stało się jasne, że BRE Bank i Aegon obawiali się opóźnienia w fuzji, a „przedstawienie” miało na celu skłonienie mnie do zaprzestania jej blokowania – dodaje finansista.

Kilka miesięcy później zapada wyrok. Sąd zmienia korzystny dla finansisty wyrok I instancji i uznaje, o czym wspominaliśmy już wyżej, że umowa zawarta między Ryszardem Jachem a PTE jest nieważna. – Zostałem więc pokrzywdzony – utraciłem prawo do wynagrodzenia tylko i wyłącznie wskutek bezprawnego i szkodliwego dla mnie działania rady nadzorczej poprzednika prawnego Aegon PTE S.A., bo wynagrodzenia obligatoryjnego nie dostałem, co więcej, zobowiązano mnie dodatkowo do zapłaty kilkudziesięciu tysięcy złotych kosztów procesowych Aegon PTE S.A.

Ryszard Jach jednak nie poddał się. – Skoro utraciłem prawo do wynagrodzenia wskutek bezprawnego i szkodliwego dla mnie niedbalstwa członków rady nadzorczej i poniosłem ewidentną szkodę w postaci utraconych korzyści i poniesionych strat z winy rady nadzorczej poprzednika prawnego Aegon PTE S.A., postanowiłem walczyć o należne mi w takiej sytuacji odszkodowanie – mówi Jach.

Poległ. Z uzasadnienia wyroku sędzi sądu okręgowego Ewy Wronki wynikało, że nie widzi ona żadnej różnicy między procesem o wynagrodzenie a procesem o odszkodowanie z tytułu utraconego prawa do wynagrodzenia z winy rady nadzorczej. Finansista składa apelację. – Pierwsza rozprawa apelacyjna w sądzie II instancji zostaje wyznaczona na 27 kwietnia 2011 roku, tuż po Wielkanocy. Kiedy kilka dni przed rozprawą spotkałem się ze swoim pełnomocnikiem, Jackiem Świecą. Był nie tylko dobrej myśli co do rozstrzygnięcia sądowego, ale nie widział też żadnego powodu, aby sporządzać jakiekolwiek dodatkowe pismo procesowe. Z tego względu ogromne było moje zdziwienie, kiedy w lany poniedziałek mecenas wysyła mi pismo procesowe, które nagle chciał złożyć podczas rozprawy. Jego lektura dowiodła, że byłoby ono nie tylko bezzasadne, ale szkodliwe dla mojego powództwa. Gdy zapytałem pełnomocnika o przyczyny jego złożenia, odparł, że wie, iż wygląda to jakby był inspirowany przez kogoś z zewnątrz... Niezwłocznie wypowiedziałem
pełnomocnictwo – opowiada Jach.

Tu na scenę wkraczają kolejni prawnicy: radcy prawni Marcin Majdan i Marcin Woroniecki. W sierpniu bieg zdarzeń nagle przyspiesza.

– 18 sierpnia 2011 roku zadzwonił do mnie Marcin Woroniecki. Przekazał mi szokujące informacje, iż przegram ten proces. Poprosił mnie także o zwolnienie z obowiązku reprezentowania go w tym procesie z uwagi na jego obawy, że wpływowe osoby stojące za jego ustawieniem zniszczą mu karierę zawodową tak jak mnie. To był dla mnie szok – opowiada Jach. 23 sierpnia 2011 roku odbywa spotkanie z mec. Woronieckim, w trakcie którego, ten nie tylko nie wycofuje się z wcześniejszych twierdzeń. Prosi o wypowiedzenie mu pełnomocnictwa, mimo że równocześnie zapewniał Jacha, że jego wiedza prawnicza wskazuje na jego wygraną sądową.

Sędzia i towarzystwo emerytalne

Ryszard Jach to doświadczony menedżer. Uznał, że zbyt dużo było w procesie przeciwko Aegon PTE dziwnych zbiegów okoliczności, aby mógł je zlekceważyć. Dlatego złożył wnioski o objęcie procesu nadzorem administracyjnym przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego oraz prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie Krystyny Karolus-Franczyk. O uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa korupcji przez sędziów sądu apelacyjnego Jach poinformował także Centralne Biuro Antykorupcyjne, które wtedy ograniczyło się jedynie do przesłania zawiadomienia Jacha do Wydziału Przestępstw Gospodarczych Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie lekceważy wniosek Ryszarda Jacha, natomiast Ministerstwo Sprawiedliwości dochodzi do wniosku, że w procesie miały miejsce nieprawidłowości – co skutkuje konkluzją o konieczności rozważenia wprowadzenia dodatkowych przepisów wykonawczych.

30 września 2011 r. sąd wydaje wyrok – niekorzystny dla finansisty. – Ustne uzasadnienie wyroku sformułowane przez sędzię Irenę Raczkowską dowodziło nieznajomości stanu prawnego i faktycznego sprawy. Na dodatek uzasadnienie ustne było zupełnie inne niż pisemne – mówi Jach. – Ale prawdziwym szokiem dla mnie i radcy prawnego Marcina Majdana była dopiero lektura krańcowo i wielokrotnie sprzecznego z prawem procesowym, materialnym i karnym uzasadnienia pisemnego – dodaje Jach.

W uzasadnieniu wyroku bowiem czytamy między innymi: „Na gruncie niniejszej sprawy nie można przypisać winy organowi spółki – Radzie Nadzorczej, która w uchwale Nr 6/98 z dnia 23 grudnia 1998 r. upoważniła jedynie Przewodniczącego i Wiceprzewodniczącego Rady Nadzorczej do negocjowania z powodem warunków wynagrodzenia, a nie podpisania aneksu Nr 1 do umowy o pracę, co skutkowało jego nieważnością”.

Tymczasem w uchwale RN, czarno na białym napisano: „Rada Nadzorcza upoważnia Przewodniczącego Pana Wojciecha Kostrzewę oraz Wiceprzewodniczącego Rady Nadzorczej Pana Piotra Śliwickiego do ustalenia warunków wynagrodzenia i zatrudnienia członków Zarządu Powszechnego Towarzystwa emerytalnego Skarbiec-Emerytura S.A. oraz podpisania stosownych umów z członkami Zarządu”.

Po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku sądu apelacyjnego Ryszard Jach zawiadamia Prokuraturę Okręgową w Warszawie o przestępstwie sędziów, polegającym na poświadczeniu nieprawdy w tym uzasadnieniu wyroku. Prokurator umarza jednak śledztwo, twierdzi że sędzia rzekomo nie jest urzędnikiem państwowym, a wyrok dokumentem urzędowym, dlatego też jej zdaniem, sędziemu w ogóle nie można postawić zarzutu poświadczenia nieprawdy w uzasadnieniu wyroku sądowego...

Grudzień 2011 roku. Mecenas Marcin Majdan składa szczegółowo umotywowaną skargę kasacyjną. 25 kwietnia br. sędzia Sądu Najwyższego odmawia jednak jej przyjęcia do rozpoznania, twierdząc: „Gdyby rzeczywiście uzasadnienie cechowało się tak znaczną wadliwością, że nie sposób byłoby ustalić powodów rozstrzygnięcia, to i polemika w takim stopniu nie byłaby możliwa. Rozmiar tej polemiki ujawnia jednak rzeczywistą intencję skarżącego, którą nie jest uzyskanie przyjęcia skargi do rozpoznania ze względu na oczywistą jej zasadność”. Sędzią tym jest Małgorzata Gersdorf, uwaga – była członek rady nadzorczej CU PTE S.A. To właśnie wobec tego PTE wiceprzewodniczący Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi Paweł Pelc mówił, że: „wartość jednostki rozrachunkowej przestaje być obiektywnym kryterium oceny OFE” – o czym wspominaliśmy na początku. Dziwny zbieg okoliczności.

W sierpniu br. prokurator Grzegorz Jaremko z Wydziału ds. Przestępstw Gospodarczych Prokuratury Okręgowej w Warszawie wszczyna śledztwo w sprawie korupcji i niedopełnienia obowiązków przez SSN Małgorzatę Gersdorf, SSA Irenę Raczkowską, SSA Genowefę Glińską, SSA Grażynę Korycińską oraz SSO Ewę Wronkę oraz w sprawie niedopełnienia obowiązków i zastraszania R. Jacha przez agenta CBA Roberta Nakielnego. Śledztwo toczy się nadal.

Izabela Kordos

sądzusofe
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)