Od zera do lansera
Jak pogodzić skromność z koniecznością promowania samego siebie w pracy? Zacznij od obalenia mitów związanych z chwaleniem się i pokorą. Oto krótki kurs autopromocji i lansu.
07.03.2011 | aktual.: 07.03.2011 13:22
Pracujesz za dwóch, ale to inni dostają ciągle podwyżki, premie i awanse? Uwierz, że tak będzie dopóty, dopóki nie zrozumiesz, że solidność i profesjonalizm nic nie znaczą, jeśli ty nie umiesz się sprzedać.
Co mówisz? Że nie będziesz się chwalić? Że to nie wypada?
Rozumiemy i naprawdę szanujemy twoje zasady. Uważamy jednak, że wszystkie zasady są w pewnym stopniu elastyczne. Nie prosimy, żebyś opowiadał o sobie, że jesteś najlepszym informatykiem na świecie, że zdobędziesz tytuł Sprzedawcy Roku albo że nikt tak jak ty nie zna się na administracji, księgowości, finansach (czymkolwiek zresztą). Wcale nie musisz być nadętym bufonem, który zamęcza innych swymi rzeczywistymi i wyssanymi z palca sukcesami. Przedstawiane przez nas metody autopromocji są subtelne i bezboleśnie wpisują się w interakcje zawodowe. Jeśli zrobisz to prawidłowo, nikt się nie zorientuje, z czego do niego wypaliłeś.
Zabieganie o publiczny wizerunek to nie jest przejaw próżności. To konieczność. Autopromocja dopiero wtedy staje się naganna, gdy sprowadza się do skrywania zła, a udawania dobroci, mądrości czy profesjonalizmu.
Mit nr 1: Dobra robota mówi sama za siebie
Gdyby tak było naprawdę, dyrektorami i prezesami zostawaliby tylko najlepsi ludzie w swym fachu. Tymczasem kariery robią cwaniacy ze znajomościami i układami. Jeśli twoim jedynym atutem jest solidna praca, firma dołoży ci obowiązków, nie da natomiast przywilejów i władzy. O „koniu roboczym”, owszem, da się powiedzieć dużo dobrego, ale nie akurat to, że się nie nadaje do kierowania ludźmi.
Jeśli nie chcesz być nadal pomijany podczas przyznawania premii i rozdzielania awansów, nie masz wyjścia. Musisz zacząć głośno mówić o tym, kim jesteś i jakie są twe zasługi dla firmy.
Mit nr 2: Po autopromocję sięgasz dopiero, gdy pali ci się grunt pod nogami
Niektórzy twierdzą, że chwalić się wolno tylko w dwóch przypadkach: podczas oceny okresowej lub gdy firma zwalnia ludzi. Niestety, kto do tej pory nigdy nie dbał o swój wizerunek, a „obudził się” nagle w sytuacji podbramkowej, nawet nie wie, jak przekonująco sprzedać własne atuty. Robi to w sposób nienaturalny i sztuczny. Autopromocja, jak każda sztuka, wymaga systematycznych ćwiczeń i treningów.
Uważasz, że mimo braku praktyki umiesz się chwalić przekonująco? Być może. Wiedz jednak, że decyzje personalne zwykle zapadają, zanim firma przeprowadza zwolnienia czy ocenę okresową. Mit nr 3: Pokora sprawi, że zostaniesz zauważony
Uważasz, że mówienie o własnej wartości i osiągnięciach jest nietaktowne? Nie chcesz uchodzić za nadętego dupka ani dopuścić do tego, by ktoś poczuł się przy tobie niezręcznie? W porządku, twój wybór. Nie spodziewaj się jednak, że taka powściągliwość przysporzy ci w firmie zwolenników. Przeciwnie, na zawsze pozostaniesz szarą myszką – nadającą się do codziennych, żmudnych zadań, ale do prestiżowych projektów i wyjazdów typu incentive travel (np. na Majorkę).
Z powodu pokory zostaniesz zauważony? Bzdura! Ludzie są zbyt zajęci swoimi obowiązkami i sobą. Nikt nie ma czasu ani potrzeby zwracać na ciebie szczególnej uwagi.
Mit nr 4: Nie muszę się chwalić, inni mnie w tym wyręczą
Być może w firmie powstanie twój fanklub, złożony z kilku ludzi, którzy będą mówić przy innych o twych nieprzeciętnych zdolnościach czy nadzwyczajnych dokonaniach. Nie licz jednak na to. Lepiej z góry załóż, że pracujesz wśród zazdrośników. Większość kolegów i koleżanek nawet słowem się nie zająknie, gdy coś ci się uda. Za to będą nagłaśniać i wyolbrzymiać wszystkie twe wady i potknięcia.
Skoro nie masz obok siebie drużyny dopingującej, ty sam zacznij mówić o własnych zaletach i dokonaniach. Pamiętaj, że nie przechwalasz się, jeśli rzeczywiście coś zrobiłeś dobrze.
Mit nr 5: Zyskasz więcej, zaprzeczając pochwałom
Nawet kiedy ktoś od czasu do czasu zaśpiewa o tobie pieśń pochwalną, ty zwykle sam odrzucasz jego komplement za pomocą deprecjonujących uwag: „Nie, wcale nie jestem taki solidny” lub „To nie moja zasługa, szefie. Tak naprawdę to zasługa zespołu”. Myślisz, że odrzucając uznanie, pokazujesz, jaki to jesteś skromny. Tymczasem jesteś postrzegany jako wyniosły niewdzięcznik, który kręci nosem na czyjś wspaniałomyślny dar.
Gdy przełożony cię chwali, zamiast zaprzeczać mu, powiedz zwyczajnie, że jego komplement traktujesz jako zachętę do jeszcze wytrwalszej pracy. Nie uchybisz pokorze, a zapunktujesz!
Mit nr 6: Więcej znaczy lepiej
Pamiętaj, że autoreklama to nie to samo, co nudna wyliczanka własnych cnót i osiągnięć. Mów o sobie krótko i dobitnie, a nie rozwlekle i długo. Przygotuj prezentację w domu, koncentrując się na jednym, góra dwóch sukcesów. Dopraw ją szczyptą humoru. No i nie bądź nachalny. Zacznij od pytania: Czy to odpowiednia chwila na rozmowę?
Jeśli nie umiesz sprzedać się ludziom w zachęcający sposób, przestaną cię słuchać. Będą chcieli jedynie, żebyś jak najszybciej skończył swój monolog. I już nigdy więcej nie pozwolą ci dojść do głosu.
Mit nr 7: Lans to brzydkie słowo
„Ale z niego lanser!” – mówisz o współpracowniku, który zapożyczył się u rodziny i w banku, by kupić sobie garnitur i zegarek, na jaki nie stać nawet prezesa. Tak samo nazywasz kolegę, który na zebraniu kwartalnym przypisał sobie zasługi całego zespołu. W twoim odczuciu lanser udaje kogoś, kim nie jest. Przekonuje wszystkich, że jest kimś, chociaż jest nikim, skończonym zerem.
Tak naprawdę sztuka lansu polega na czymś przeciwnym. Polega na wydobyciu pełni siebie i zaprezentowaniu swoich największych atutów w sposób autentyczny, dumny i entuzjastyczny. Nie wypadłeś sroce spod ogona, więc czemu się wstydzisz mówić o sobie dobrze?
Mirosław Sikorski/JK
Inspiracją do napisania tego poradnika była książka Peggy Klaus „Daj się poznać od jak najlepszej strony. Krótki kurs autopromocji i lansu”(wydawnictwo Onepress, 2010)