Oszustwa "na rynnę". Naciągacze czują się bezkarni. "To nie jest przestępstwo" - mówi policja

Popularna metoda naciągania ludzi na szybką wymianę rynien to nie przestępstwo. Policja w wielu przypadkach ma związane ręce. - Wiele tych spraw to po prostu spór o cenę, w takiej sytuacji można tylko wytoczyć proces cywilny - mówią prawnicy.

Oszustwa "na rynnę". Naciągacze czują się bezkarni. "To nie jest przestępstwo" - mówi policja
Źródło zdjęć: © inne
Witold Ziomek

Po publikacji tekstu naszą skrzynkę mailową zasypały podobne historie z całej Polski. Scenariusz wszędzie jest podobny.

Grupa "budowlańców", zazwyczaj podających się za obcokrajowcó i mówiących z zagranicznym akcentem, podjeżdża pod dom. Często wybierają osoby starsze.

- W zeszłym roku oszukali tak moją 80-letnią mamę - mówi pani Agnieszka z Warszawy. - Chodziło o domek w ogródkach działkowych. Mama zadzwoniła, że jacyś panowie, chyba z Węgier, chcą wymienić rynny za 250 złotych. Powiedziałam, żeby się nie zgadzała, bo czytałam już o takich przypadkach. Ale usłyszałam, że oni już są na dachu!

Obraz
© Money.pl | Witold Ziomek

"Budowlańcy" zazwyczaj zaczynają pracę bardzo szybko, w zasadzie nie czekając na decyzję właścicieli.

- Biegali po tym dachu jak koty - mówi pani Regina z Wrocławia. - Byli bardzo sympatyczni, sprawnie działali. Uśpili moją czujność. Trafili akurat na dobry moment, bo faktycznie planowałam remont i miałam problem z poprzednią ekipą.

Po wykonaniu usługi z reguły okazuje się, że ekipa chce za pracę znacznie więcej niż początkowo.

- Zanim weszli na ten dach, powiedzieli, że za wszystko zapłacę 150 złotych. W pewnym momencie podjechał samochód i wysiadło z niego dwóch starych Cyganów. Już wtedy pomyślałam, że to chyba oszustwo - mówi pani Regina. - Ci, co przyjechali, jak się okazało rządzili. Chcieli 3 tys. złotych.

- Kiedy się jeszcze ostatecznie nie zdecydowałem, ten młodszy był już na drabinie i zerwał kawał starej rynny, choć wcześniej twierdził, że tylko będzie sprawdzał, czy ich nowa rynna pasuje - pisze pan Wiesław z Krakowa. - Po tym jak założyli nową rynnę na starych hakach, przyszedł z busa jeszcze jeden człowiek i zaczęli mówić, że 250 zł to cena za jeden metr rynny. Ostatecznie, głównie z powodu gróźb i dla świętego spokoju, zapłaciłem 500 zł. Później, jak emocje trochę opadły, to okazało się, że prace zostały źle wykonane.

- Od mojej 80-letniej mamy zażądali 5 tysięcy - mówi pani Agnieszka. - Na szczęście chyba się wystraszyli sąsiadów i wzięli tylko te 250 zł.

Nie ma czego ścigać

Sprawą, jak mogłoby się wydawać, powinna zająć się policja. Nie jest to jednak takie proste. - Cena usługi i sposób jej wykonania to kwestie regulowane przez Kodeks cywilny i policja nie ma tu żadnych kompetencji - mówi Joanna Kącka, rzecznik prasowy łódzkiej policji.

Oglądaj też: Uważaj, możesz stracić swoje pieniądze. Oszuści podszywają się pod ZUS

W większości przypadków naciągacze nie popełniają przestępstwa, bo od strony prawnej to zwykły spór o cenę wykonanej usługi.

- Obawiam się, że muszę w tej sytuacji przyznać rację policji - komentuje adwokat dr Łukasz Chojniak, prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego. - Żeby doszło do oszustwa, musimy mieć do czynienia z celowym wprowadzeniem w błąd w celu uzyskania korzyści majątkowej. Jeśli jest to po prostu usługa, to zostaje sąd cywilny, bo to w jego kompetencjach leży wyjaśnianie konfliktów dotyczących cen.

Dr Chojniak zwraca jednak uwagę na to, że każdą ze spraw należy rozpatrywać indywidualnie, bo może się okazać, że podstawy do ścigania oszustów jednak się znajdą.

- Jeśli "ekipa budowlana" namówi na usługę kogoś, kto jej nie potrzebował i np. powie mu, że jego rynny są w złym stanie, przez co celowo wprowadzi kogoś w błąd, to już może być oszustwo - wyjaśnia. - W każdym z takich przypadków lepiej zgłosić się na policję i o całej sprawie ze szczegółami opowiedzieć.

Koledzy z Wołomina

Przez większość historii o oszustwach "na rynnę" przewija się wątek gróźb. Zazwyczaj kiedy "klient" nie chce zapłacić zawyżonej kwoty, ekipa przestaje być miła i próbuje zastraszać.

- Jeden z mężczyzn, pewnie dla wzmocnienia efektu, wyjął telefon i informował, że "teraz dzwoni do Pruszkowa", "teraz dzwoni do Wołomina" - mówił nam pan Tomasz, oszukany spod Warszawy.

- Usłyszałam, że "ten dom jest wart więcej i jakby się spalił, to będę miała większe koszty" - mówi pani Regina. - Były jeszcze inne groźby, ale już nie pamiętam jakie. Byłam wystraszona i nie wszystko zapamiętałam. Nie miałam tyle gotówki, więc pojechali ze mną do banku i cały czas mnie pilnowali. Bałam się, więc zapłaciłam.

- Z groźbą karalną mamy do czynienia wtedy, kiedy ktoś wywołuje uzasadnione wrażenie, że może ona zostać spełniona - wyjaśnia dr Chojniak. - Nie musi nawet mówić nic konkretnego, wystarczy, że przesunie palcem po szyi w znanym wszystkim geście i wzbudza w ten sposób uzasadnioną obawę. Jeśli adresat takiej groźby ma uzasadnione wrażenie, że groźba może zostać spełniona, to jest to przestępstwo. Dlatego telefon do "kolegów z Wołomina", jeśli mamy podejrzenia, że ta osoba prawdopodobnie ma jakieś kontakty w półświatku, może być również uważany za taką groźbę.

Poprosiliśmy kilka wojewódzkich i powiatowych komend policji o sprawdzenie, jak wieloma podobnymi sprawami zajmują się funkcjonariusze. Do czasu publikacji tego artykułu odpowiedziała tylko policja świętokrzyska. - W województwie świętokrzyskim w ostatnim czasie nie odnotowaliśmy tego typu zdarzeń - pisze kom. Kamil Tokarski, rzecznik prasowy KWP w Kielcach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (379)