Pic na wodę. Opozycja komentuje zmianę w fotelu szefa rządu
"Totalna kompromitacja", "przykrywka demolki w wymiarze sprawiedliwości", "to wszystko jest pomieszane, pogmatwane i bezsensowne" - tak opozycja komentuje zmianę na stanowisku prezesa Rady Ministrów. Wspomina też o kulcie jednostki.
07.12.2017 | aktual.: 07.12.2017 23:22
- To kolejna broszka Kaczyńskiego - komentuje namaszczenie Mateusza Morawieckiego na premiera Joanna Scheuring-Wielgus z Nowoczesnej. - To nie jest żadna zmiana, to pic na wodę. Robią to specjalnie, by przykryć demolkę w wymiarze sprawiedliwości i w ordynacji wyborczej. Nic się nie zmieni - mówi posłanka.
Kluczowa postać
Cezary Tomczyk z PO przyznaje, że spodziewał się takiej decyzji.
- Pani premier nie radziła sobie z nadzorowaniem swoich ministrów, którzy zaczęli mieć własne zdanie. Ale prawdziwa rekonstrukcja to wymiana nie premiera, a prezesa. A do tego jeszcze daleko - twierdzi Tomczyk.
Jego zdaniem nie powinniśmy też liczyć na zmiany w polityce rządu.
- Nie sądzę, żeby PiS zszedł z kursu, jaki sobie obrał. Bo za ten kurs nie odpowiada ani premier Szydło, ani premier Morawiecki, tylko prezes Kaczyński. To kluczowa postać w całym tym układzie, która może sobie żonglować premierami. To jest raczej smutny obraz naszej demokracji niż coś, z czego moglibyśmy się cieszyć - twierdzi poseł PO.
Janusz Piechociński, były wicepremier i szef PSL, uważa, że zmiana na stanowisku premiera to wyjście awaryjne.
- Ono totalnie kompromituje wszystkich uczestników tego serialu. Najpierw rano pani premier w Sejmie woła, jak się okazuje nie do opozycji: "dlaczego chcecie mnie odwołać, skoro jest tak dobrze?", później okazuje się, że składa rezygnację. To świadczy o tym, jaki jest kult jednostki wewnątrz PiS - twierdzi Janusz Piechociński.
- Minister finansów, który przecież przez dwa lata był Bieńkowską, Szczurkiem i Piechocińskim, teraz ma zostać premierem. A zmiana tłumaczona jest zmianami na świecie. To wszystko jest pomieszane, pogmatwane i bezsensowne, bo nie wnosi nowej jakości. Chyba że jakością będzie to, że PiS zapisze się do partii ludowo-chadeckiej w Europejskiej Partii Ludowej w Europarlamencie i że ten konserwatywny nurt tradycyjny ma przysłonić rzeczywistą zmianę w Polsce - zastanawia się były szef ludowców.
Na razie jednak, jak zauważa, mamy tylko "odejście pani premier i przejście na stanowisko wicepremiera w rządzie, którego wicepremier zostaje premierem".
- A idziemy w stronę quasidyktatury. Znowu przyjdzie nam śpiewać: "Wolność, kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem" - przewiduje Piechociński.
Tomasz Siemoniak, były minister obrony w rządzie PO, zwraca uwagę, że prezes Kaczyński nie podjął się wyzwania, by zostać premierem, a wybór padł na osobę, która z grona potencjalnych kandydatów jest "najluźniej" związana z PiS.
Stosunek do ludzi
- Morawiecki ma jeszcze słabsze zaplecze polityczne w PiS niż Beata Szydło. To bardzo ryzykowny pomysł z punktu widzenia prezesa Kaczyńskiego, bo Morawiecki “wisi” tylko na nim - stwierdza Tomasz Siemoniak.
Polityk przyznaje, że na zagranicznych rynkach nominacja Morawieckiego może zostać odebrana jako “krok do przodu w kierunku poprawy relacji Polski z partnerami z UE”.
- Trudno sobie wyobrazić gorszy duet niż Szydło-Waszczykowski - mówi.
Jego zdaniem ważne będzie to czy w rządzie Morawieckiego zostanie utrzymany dotychczasowy model: “ministrowie ważniejsi niż premier”. - Polityków takich jak Macierewicz czy Błaszczak okiełznać może tylko prezes Kaczyński i wcale nie będą słuchać Morawieckiego - ocenia.
Jego zdaniem kluczowa będzie osoba nowego ministra finansów: czy to będzie ktoś z PiS-u, czy ktoś z kręgu Morawieckiego.
- Po składzie rządu Morawieckiego okaże się, czy będzie to model znany z PRL-u, w którym premier jest premierem tylko od gospodarki, a bezpieczeństwo, sprawy polityczne znajdują się w rękach ministrów, którzy mają samodzielną pozycję polityczną i nie bardzo przejmują się szefem rządu - twierdzi Siemoniak.
Cezary Tomczyk zwraca uwagę na jeszcze jeden element zmiany.
- To, co smutne, to upokorzenie, jakiego doświadczyła premier Szydło. Oczywiście wiedziała, na co się godzi podpisując kontrakt na to, żeby nie być samodzielnym premierem. Jednak to, w jaki sposób traktowano ją przez ostatnie dni pokazuje, jaka to formacja i jaki ma stosunek do ludzi - zauważa poseł.