Początek roku fatalny dla wykonania budżetu

Polacy przestali kupować, bo ich pensje nie rosną w takim tempie jak kiedyś. To spowoduje, że wpływy z VAT w I kwartale nie będą rosły tak jak dotychczas. Efekt? Deficyt budżetu może sięgnąć 16–20 mld zł

Początek roku fatalny dla wykonania budżetu
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

11.03.2010 09:53

Początek roku niemal zawsze był dla budżetu trudny. Z jednym wyjątkiem – w 2008 r. po lutym mieliśmy nadwyżkę 20 mln złotych. W ostatnich dwóch latach znów jest problem, głównie z powodu niższych dochodów budżetowych. W pierwszych trzech miesiącach ubiegłego roku do kasy państwa wpłynęło około 25 mld zł z podatku od towarów i usług (VAT), czyli głównego podatku zasilającego budżet. Już wtedy w porównaniu z tym samym okresem 2008 roku wpływy z VAT były niższe o blisko 3 mld złotych.

Słaba sprzedaż i konsumpcja

Teraz znów może być gorzej. – Nie ma przyspieszenia w podwyżkach naszych wynagrodzeń, a wysoka inflacja powoduje, że w ujęciu realnym sprzedaż detaliczna i konsumpcja wyglądają słabo – twierdzi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku. W jego opinii właśnie konsumpcja wyhamuje z 2 proc. w IV kwartale ubiegłego roku do około 1,5 proc. w pierwszych trzech miesiącach 2010 r. – Tym bardziej że sprzedaż detaliczna liczona w cenach stałych skurczyła się w styczniu o 1,1 proc. w porównaniu z sytuacją sprzed roku – dodaje.

Wzrost nieco zwolnił

– Niestety także wzrost gospodarczy w I kwartale może już nie osiągnąć poziomu z końcówki 2009 r., czyli 3,1 proc. – uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Dobrze jeśli sięgnie 2,8–2,9 proc. Ekonomista przewiduje, że w całym roku PKB wzrośnie o 2,4 proc., a nie, jak chciałby nasz rząd, o 3 proc. PKB.

Słaby początek roku i wysoki deficyt, który po dwóch miesiącach przekroczyć ma 10 mld zł, ale nie powinien sięgnąć 15 mld złotych, nie oznacza na szczęście tragedii dla kasy państwa. – Resort finansów przygotował tegoroczny plan dochodów, opierając się na bardzo konserwatywnych założeniach – przypomina prof. Andrzej Wernik z Akademii Finansów.

– Nawet jeśli wpływy teraz są słabsze, to dalsza część roku powinna przynieść poprawę. Poza tym – jak szacuje Jankowiak – dodatkowe 12–13 mld zł rząd powinien dostać z dywidend i wypłaty z zysku NBP. Michał Boni, szef doradców ekonomicznych premiera Donalda Tuska, stwierdził nawet niedawno, że całoroczny deficyt będzie niższy od planowanego o 10–15 mld zł.

Andrzej Wernik nie jest jednak pewny, że tak się rzeczywiście stanie. Zwłaszcza że łącznie z deficytem środków unijnych sięga on 66,6 mld zł, a z ukrytym 80 mld zł. – Na szczęście rząd wziął się za prywatyzację i już w pierwszych dwóch miesiącach roku dostał ze sprzedaży akcji państwowych spółek 5 mld zł, to uratuje nas przed nadmiernym wzrostem zadłużenia – wyjaśnia prof. Wernik.

Przekroczyliśmy próg 50 proc.

Były minister finansów Mirosław Gronicki podkreśla jednak, że nasze zadłużenie już jest bardzo wysokie i według metodologii unijnej ESA 95 przekroczyliśmy pierwszy konstytucyjny próg ostrożnościowy. – Resort finansów zmienił metodologię liczenia długu, aby nie ponosić konsekwencji przekroczenia progu, czyli np. nakazu niepowiększania deficytu w kolejnych latach, i wykazał, że sięgnęło ono na koniec trzeciego kwartału 659,8 mld zł, co daje w relacji do PKB wynik 49,9 proc. Jednak naprawdę zadłużenie na koniec września sięgało 667 mld zł, czyli 50,44 proc. PKB – wylicza Gronicki.

Jego zdaniem ta różnica w wynikach prezentowanych przez nasz rząd i Unię Europejską na koniec roku jeszcze się zwiększy, bo pod koniec 2009 roku Krajowy Fundusz Drogowy wyemitował na sfinansowanie budowy infrastruktury drogowej obligacje o wartości 7 mld zł, których minister Rostowski do zadłużenia finansów publicznych nie wlicza.

PARKIET

Elżbieta Glapiak

dziura budżetowabudżetvat
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)