Polski Ład rozwiązuje jeden kłopot. Istotny dla władzy, nie dla Polaków
Polski Ład, który wstępnie miał ograniczyć samozatrudnienie, doprowadzi do jego zwiększenia. Równocześnie większość Polaków nawet nie wie, czy będzie zarabiać lepiej, czy gorzej. Nawet księgowi nie rozumieją, jak interpretować przepisy. Przeciętny obywatel jest bez szans – mówi w rozmowie z WP dr Tomasz Lasocki.
Patryk Słowik: Czy Polska stoi biedafirmami?
Tomasz Lasocki, doktor nauk prawnych, adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji UW, specjalizuje się w prawie ubezpieczeń społecznych: Choć generalnie w tym twierdzeniu jest sporo prawdy, nie podoba mi się ono. Jest pejoratywne. Polska stoi firmami, które na tle Europy nie odznaczają się przesadną innowacyjnością.
Ale czy to coś złego? Potrzebujemy piekarza czy fryzjera. Nie muszą być innowacyjni.
Jeśli jest rynkowe zapotrzebowanie, to oczywiście nie ma w tym nic złego.
Jednocześnie rodzime mikrofirmy to często biznesy, które mają kłopoty z opłacaniem składek i podatków, wywiązywaniem się ze swoich obowiązków, respektowaniem praw pracowniczych. Nie przesądzam, że te kłopoty biorą się z pazerności albo winny jest zbyt wymagający system – stwierdzam fakt.
Czy to się komuś podoba, czy nie, jakość i wygoda pracy polskiego pracownika jest wyższa w dużej, często międzynarodowej, firmie niż w małej polskiej.
Mamy w Polsce ponad dwa miliony przedsiębiorców. Rząd regularnie chwali się tą statystyką.
W Unii Europejskiej, pod względem udziału działalności na własny rachunek mieszkańców w ogóle pracujących, wyprzedzają nas jedynie Włosi i Grecy. Przegoniliśmy jakiś czas temu Rumunię. Na końcu stawki są Duńczycy. Mimo to jakość życia czy poziom innowacyjności w Danii jest wyższy niż we Włoszech, Grecji, Polsce i Rumunii.
Sam fakt bycia wysoko w jakiejś statystyce nie oznacza, że idzie nam świetnie. Ot, jesteśmy wysoko w statystyce zgonów na koronawirusa w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Żaden powód do radości, prawda?
Pani, która sprząta dwie klatki w bloku, w którym mieszkam, ma założoną działalność gospodarczą. To patologia czy nowoczesność?
To zależy od organizacji biznesu. Jeśli pani sprząta nie tylko te dwie klatki, lecz także znalazła innych klientów - nie tylko nie widzę w tym nic złego, ale jest to najbardziej sensowna forma współpracy. Kto wie, może za jakiś czas zacznie zatrudniać kilka osób i będzie prowadzić lokalną firmę sprzątającą.
Ale jeśli pani powinna być zatrudniona na etacie w spółdzielni mieszkaniowej lub wspólnocie, a nie jest, bo tak wychodzi taniej zatrudniającemu - tak, to patologia. Nie chodzi przecież o wpis do ewidencji działalności gospodarczej, lecz o praktykę. Ta zaś faktycznie często sprowadza się do wypychania ludzi na samozatrudnienie. Wówczas potencjalny pracodawca i potencjalny pracownik oszczędzają na składkach i podatkach. Właśnie takie sytuacje uważam za przedsiębiorczość na pół gwizdka, której przynajmniej warto byłoby nie promować.
Czy da się oszacować skalę wypychania na samozatrudnienie?
Jeszcze przed pandemią liczbę takich "pseudofirm" szacowano na ok. 170 tys. – choć uważam, że w rzeczywistości było ich dużo, dużo więcej.
Ale tu od razu wyjaśnijmy: często przejście na samozatrudnienie odbywa się za obopólną zgodą. Bywa tak, że ta pani sprzątająca czy pan ochroniarz decydują się na własną działalność, bo zatrudniający zapowiada, że podzieli się oszczędnością. Człowiek woli zarobić dzisiaj kilka złotych więcej i nie odkładać na emeryturę czy szerzej – nie korzystać z zabezpieczenia społecznego.
Bo wie, że i tak dostanie głodową emeryturę.
Nie lubię tego określenia. Sugeruje, że emeryt nie będzie miał nawet na jedzenie. Natomiast fakt, bardzo wielu Polaków będzie otrzymywało emeryturę w minimalnej, to znaczy ustawowo gwarantowanej, kwocie. Unikając płacenia składek, sami jednak pracujemy na realizację tej przepowiedni. Są też tacy, którzy dostają jeszcze mniej, bo nie mają odpowiedniego stażu ubezpieczeniowego. Na dziś to ponad 300 tys. osób.
To najgorszy ze skutków fikcyjnego samozatrudnienia. Ludzie nie wykazują się przezornością, żyją tu i teraz.
Ten skutek zresztą będzie miał coraz większe znaczenie polityczne. Grupa osób pobierających świadczenia w minimalnej wysokości już jest, a będzie jeszcze potężniejszym elektoratem podatnym na trzynastki, czternastki, piętnastki i wszelkie inne świadczenia socjalne, wyrównania itd. Podążamy w stronę modelu, w którym emerytura jest niska, ale "dobra" władza coś dorzuci.
Czy państwo powinno przeciwdziałać fikcyjnemu samozatrudnieniu? Niektórzy mówią, że chcącemu nie dzieje się krzywda.
Powinno, bo tu nie chodzi o wolność wyboru, lecz o wolę płacenia podatków bądź - prędzej - niepłacenia.
Nie sprzeciwiałbym się masowemu samozatrudnieniu, gdyby obciążenia dla wszystkich form zatrudnienia przy wykonywaniu określonej pracy były identyczne, a prawa osób wykonujących rzeczywistą pracę najemną zagwarantowane. Ale nie są. W efekcie na fikcyjnej przedsiębiorczości traci państwo, tracą w dłuższej perspektywie samozatrudnieni, a zyskuje głównie zlecający prace. Obecnie nie tylko rodzimi zatrudniający, lecz także rozkręcające się portale pośredniczące w realizacji usług.
Dlaczego państwo na to pozwala?
Myślę, że to efekt zastania. To znaczy: każda kolejna władza dostawała spadek po poprzednikach. Zarazem żadna nie czuła potrzeby zmiany rzeczywistości, bo mogłoby to być odebrane przez niektórych za zamach na biznes.
Samozatrudnieni - ci prawdziwi, i ci, którzy przeszli na działalność w celu zredukowania kosztów - to zresztą potencjalny elektorat do zagospodarowania. A hasła o dobrowolnej składce ubezpieczeniowej, o obniżaniu wpłat do systemu ubezpieczeń społecznych, mają więcej zwolenników niż przeciwników.
Gdy ogłaszano Polski Ład, politycy Prawa i Sprawiedliwości zapowiadali, że chcą przywrócić równowagę na rynku pracy. Miało to się objawić m.in. tym, by modelowym zatrudnieniem było to na etacie, a nie w ramach samozatrudnienia. Tak się stanie?
Nie. Będzie wprost przeciwnie. Polski Ład będzie dalej wypychał ludzi na samozatrudnienie. Wiąże się on przecież ze zwiększonymi kosztami dla sprawnie funkcjonujących zatrudniających. Będą oni szukali sposobów na zredukowanie kosztów.
Ponadto źle przygotowano przepisy mające ograniczać szarą strefę, które mają się wiązać z bardzo przykrymi konsekwencjami. Ale tylko dla pracodawców, a nie pozostałych zatrudniających. Z tych powodów oferowanie zatrudnianym założenia nowej, własnej działalności gospodarczej będzie rozwiązaniem idealnym.
Te najmniejsze firmy, z niskimi obrotami i dochodami, nie stracą przecież na nowych przepisach podatkowych i składkowych. A nawet mam wrażenie, że przepisy były pod takie firmy pisane. Tylko w takich działalnościach z góry wiadomo, ile się zarobi w ciągu roku i z pełną świadomością można wybrać najkorzystniejsze formy opodatkowania.
W efekcie program, który wstępnie miał ograniczyć samozatrudnienie, doprowadzi do jego zwiększenia.
W ostatnich latach rządzący zresztą robią wiele, by jak najwięcej osób zakładało działalność.
To znaczy?
W połowie 2018 r. rozmawialiśmy o "małym ZUS+", który miał rozwijać przedsiębiorczość. Wieszczyłem już wtedy, że zamiast tego będzie wpychał w fikcyjne samozatrudnienie, co uderzy z całą siłą przy pierwszym kryzysie gospodarczym. Nie przewidziałem tylko, że zdarzy się to tak szybko. W okresie pandemii uderzył "wykwit" nowych firm, co mogłoby wydawać się dziwne po uwzględnieniu, że kryzys to średni czas na podejmowanie ryzyka gospodarczego.
Jeśli wprowadzane są ulgi dla rozpoczynających działalność gospodarczą, a brakuje ulg dla zatrudniających pracowników, efekt jest łatwy do przewidzenia.
Jednocześnie statystyki pokazują, że przyznawane ulgi, np. "mały ZUS+", czasowe zwolnienia od obowiązku płacenia składek, nie zwiększają realnej przedsiębiorczości wśród Polaków. Prawda jest taka, że większość nowo założonych firm upada tuż po tym, gdy wygasa prawo do ulgi.
A jak będzie ze zleceniami i dziełami? Będzie ich więcej czy mniej?
Umowy o dzieło były, są i będą kuszące, bo są poza systemem ubezpieczeń społecznych. Ale w przypadku dzieł mamy rozbudowane orzecznictwo sądowe, doświadczenie ma też Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Coraz trudniej dziś zawrzeć umowę o dzieło, która nie wzbudzi wątpliwości organów kontrolnych. Często kończy się to problemami dla tego, kto wpadł na taki pomysł.
Łatwiej założyć działalność gospodarczą. Obecnie zasłanianie się swobodą przedsiębiorczości działa całkiem dobrze. Zanim sądy wypracują orzecznictwo, które pomoże w walce z fikcyjnym samozatrudnieniem, minie wiele lat.
A zlecenia? Mój znajomy dziennikarz dostał właśnie o 300 zł mniejsze wynagrodzenia. A nie zarabia bardzo dużo.
To efekt tego, że do zleceniobiorców nie jest stosowana ulga dla klasy średniej. A rozliczenie kwoty wolnej od podatku odbywa się na innych zasadach niż u osób zatrudnionych na etacie.
Zleceniobiorcy będą więc chcieli przejść na etat.
Ale zleceniodawcy nie będą chcieli. Po wejściu w życie Polskiego Ładu na zleceniu traci zleceniobiorca, a nie zleceniodawca. Kłopot więc ma ten pierwszy, a nie drugi. Nie wierzę w to, by nagle zatrudniający zaczęli masowo przekształcać umowy zlecenia w umowy o pracę. Tym bardziej, że podatkowa ulga dla pracowników nie sprawi, że możliwości oszczędności na składkach czy gwarantowane dwudziestoprocentowe koszty uzyskania przychodów na zleceniu będą mniej atrakcyjne.
Bardziej prawdopodobne jest to, że zleceniodawcy powiedzą: "jeśli tracisz na zleceniu, załóż działalność gospodarczą".
Czyli kolejni wypchnięci na samozatrudnienie?
Na to wychodzi. Dziś działalność gospodarcza to najbezpieczniejsza i najmniej obciążająca forma świadczenia pracy. A że nie ma nic wspólnego z przedsiębiorczością? Że ci fikcyjni przedsiębiorcy będą mieli w przyszłości kłopot, bo niewiele odkładają na emeryturę? Dzisiaj nikt o tym nie myśli.
Co musieliby zrobić rządzący, żeby przeciwdziałać tej fikcji?
Zacząć promować zatrudnienie. Przyjmijmy, że zakłada pan drobny biznes. Powiedzmy - kawiarnię. Potrzebuje pan dwóch pracowników - mężczyzny i kobiety. Zatrudnienie na etat wychodzi drogo. Jest też kilka ryzyk. Któryś z pracowników może zachorować. Przez pierwsze dni to pan będzie za to płacił. Kobieta może zajść w ciążę. Kolejny kłopot dla pana.
Do tego składki - czy są klienci, czy nie ma, trzeba płacić.
Urlop wypoczynkowy! Naliczany jest także za czas przebywania na urlopie macierzyńskim.
No i teraz pytam, po co ma się pan męczyć? Wygodniej "wziąć" barmana i kelnerkę, którzy panu wystawią jedną fakturę w miesiącu.
Tylko jak to zmienić? Odebrać uprawnienia pracownicze?
Przede wszystkim warto zastanowić się nad ulgami fiskalnymi dla pracodawców, czy ograniczeniu części obowiązków neutralnych z perspektywy pracownika jak np. wynagrodzenie chorobowe.
Można by pomyśleć o preferencjach podatkowych za zatrudnienie kilku pierwszych osób. Dziś gdy kupuje pan drukarkę za 1000 zł, wrzuca pan w koszty 1000 zł. Zatrudniony za 1000 zł – to taki sam koszt uzyskania przychodu. Pod względem podatkowym wydanie na sprzęt albo na pracownika nie różni się, a z drukarką mniej problemów. Co stoi na przeszkodzie, by przedsiębiorca zatrudniający dwóch pracowników, mógł wrzucić w koszty prowadzenia działalności dwukrotność kosztów ich zatrudnienia? To nadal nie sprawi, że zaoferowanie etatu będzie tak samo korzystne jak przyjmowanie do pracy "przedsiębiorców", ale różnica się zmniejszy. Warto to zrobić.
Dla mnie Gościem przez duże G jest nie ten, który zakłada firmę, lecz ten, który zaczyna zatrudniać pracowników i regularnie ponosi koszty fiskalne i pracownicze. Dlatego nie godzę się na nazywanie takich przedsiębiorców "biedafirmami".
A może w kimś, kto dziś wybiera fikcyjne samozatrudnienie, obudzi się gen przedsiębiorczości i rozwinie biznes do dużej skali?
Pewnie znaleźlibyśmy kilka takich przypadków. Ba, niektórzy po tym, gdy zostają wyrzuceni z pracy, zakładają firmy i te rozrastają się do ogromnych rozmiarów. Może więc należałoby wszystkich zwolnić z pracy, by gospodarka nam rozkwitła? Chyba jednak nie...
Polski Ład pomoże pracownikom?
Może być korzystny dla pracownika Kowalskiego, ale - moim zdaniem - będzie szkodliwy dla obywatela Kowalskiego.
Ten program gospodarczy zbudowano w niewłaściwy sposób. Widać to po sposobie jego promowania. Jest ogrom billboardów pokazujących, ile złotych więcej będą mieli emeryt Jan, 55-letnia pani Zofia, młode małżeństwo. A przecież zupełnie nie o to powinno chodzić w największej od lat reformie podatkowej; tym bardziej, że to nieścisłość. Osoba, której w portfelu zostanie nawet kilkaset złotych, wyda je od razu na usługi czy produkty droższe ze względu na zwiększenie obciążeń lokalnej piekarni czy sklepu.
Idzie o to, jakie są wartości, jakie zasady podziału dóbr społecznych. Powinniśmy dowiedzieć się, kto będzie miał łatwiej i dlaczego, a kto trudniej.
Dziś zaś mamy rozwiązanie, którego niemal nikt nie rozumie. Większość Polaków nawet nie wie, czy będzie zarabiać lepiej, czy gorzej.
Brakuje przejrzystości systemu?
Jest tragicznie. Księgowi nie rozumieją, jak interpretować przepisy. Przeciętny obywatel jest bez szans.
Politycy mówią, że księgowi się mylą.
Powiem tak: po jednej stronie mamy historyka z ekonomiczną podyplomówką, absolwenta zagranicznego liceum, kilku prawników o różnistych specjalnościach i politologów. Po drugiej tysiące księgowych i specjalistów kadrowo-płacowych. Więcej nie powiem.
Zresztą, proszę spojrzeć na ulgę dla klasy średniej. Rozumie ją pan?
Ona nie jest do rozumienia, tylko do stosowania.
I jest tak niezrozumiała, że nie wiadomo jak ją stosować. Tak sobie myślę, że gdy za 50 lat ktoś będzie pisał doktorat o obecnych przepisach podatkowych i dojdzie do ulgi dla klasy średniej, zada sobie pytanie: po co ją utworzono? A potem zawiedziony uzna, że nie udało mu się ustalić. Z czasem polityczne motywy zatrą się w pamięci, podobnie jej ekonomiczny sens jako "wehikułu czasu" dla wybranych podatników do fiskalnego roku 2021 r. Ot, to paskudna łata na zupełnie nieczytelny system podatkowy.
Powiedział pan, że być może zyska Kowalski, ale straci obywatel Kowalski. Dlaczego?
Kwota wolna od podatku wyniesie 30 tys. zł. Minimalne wynagrodzenie za pracę to 36,1 tys. zł. Oznacza to, że w wielu gminach w Polsce podatek PIT w zasadzie nie będzie zbierany. A przecież trzeba tam naprawiać drogi, utrzymywać szkoły, przychodnie.
Małe miejscowości podupadną jeszcze bardziej?
Może tak być, ale moim zdaniem nie będzie. A to dlatego, że władza centralna pospieszy na ratunek. Wdrożony zostanie model redystrybucji dóbr. I zabrane zostaną pieniądze z dużych miast, by dać małym.
Tylko tu jest kłopot: czy ten model będzie przejrzysty, czy też uznaniowy. Obawiam się, że to drugie.
Rząd chętniej przekaże pieniądze do jednych gmin, a da mniej lub wcale innym?
To wariant prawdopodobny. Wystarczy spojrzeć na to, jak wyglądają wybory samorządowe. W Warszawie czy Rzeszowie słyszeliśmy, że jeśli ludzie wybiorą X, to będą rządowe pieniądze na remonty i inwestycje. A jeśli zdecydują się na Y, to środków na te cele nie będzie.
Możliwe jest podatkowe scentralizowanie władzy w samorządach. I, dla jasności, pośrednio do tego doprowadzą ludzie. Po prostu będą woleli zagłosować na kandydata, który "załatwi" pieniądze na nową drogę i szkołę, niż na osobę, która nie będzie w stanie przekonać rządu do podzielenia się pieniędzmi, bo nie należy do właściwej grupy – a już w najgorszym wypadku do żadnej grupy.
Czy Polski Ład rozwiązuje jakikolwiek kłopot, z którym zmagamy się od lat?
Tak, np. kłopot rządzących, w jaki sposób lepiej przywiązać obywateli do władzy.
A tak zupełnie poważnie: cały kłopot z Polskim Ładem polega na tym, że prosta zależność płacę podatki - wymagam od włodarzy, traci rację bytu. Osoby z małych miejscowości powiedzą: "i tak pieniądze do nas przyjdą". Ci z dużych stwierdzą: "i tak pieniądze ode mnie odejdą". Tak się nie buduje wspólnoty.
Czyli pańskim zdaniem to program na przetrwanie władzy, a nie na kolejne pokolenie?
Przez wiele lat byliśmy przyzwyczajeni mentalnie do tego, że jesteśmy krajem dość biednym. Inni, po epoce Gierka, też nas tak postrzegali. Nie chciano Polsce pożyczać pieniędzy. Udało się jednak zbudować wizerunek Polski i Polaków jako poważnych i pracowitych ludzi, należących do najpotężniejszych klubów gospodarczych na świecie. Dziś uchodzimy za godnych zaufania.
To dobry czas na myślenie o przyszłych pokoleniach. Niestety wybrano wariant "tu i teraz", przy dalszym zadłużaniu państwa. W imię tego, by niektórzy dostali po kilkadziesiąt złotych miesięcznie więcej.
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl