Media w Rosji o dronach w Polsce. Skandaliczne zdania o Rzeszowie
Rosyjska gazeta "Komsomolskaja Prawda" pisze, że nie ma dowodów na kraj pochodzenia obiektów i sugeruje, że "szczątki takich dronów łatwo przewieźć z Ukrainy". "I jak dobrze by było, gdybyśmy naprawdę zniszczyli polskie lotnisko w Rzeszowie. Tak jak Izrael zrobił to w Dosze" - czytamy w "KP".
Wiele informacji podawanych przez rosyjskie media lub przedstawicieli władzy to element propagandy. Takie doniesienia są częścią wojny informacyjnej prowadzonej przez Federację Rosyjską.
W nocy z wtorku na środę polskie Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych powiadomiło, że w trakcie nocnego ataku Rosji na Ukrainę polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez drony. W celu zapewnienia bezpieczeństwa polskiej przestrzeni powietrznej Dowódca Operacyjny RSZ uruchomił wszystkie niezbędne procedury.
- To prowokacja na dużą skalę. To pierwszy przypadek zestrzelenia dronów nad państwem NATO - powiedział Władysław Kosiniak-Kamysz. Zapewnił, że "panujemy nad sytuacją".
- Mamy jedno zagrożenie, nie dajmy się ruskiej propagandzie - powiedział Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy Ministra Koordynatora Służb Specjalnych.
Skandaliczne zdania w rosyjskiej gazecie
"Wygląda na to, że Europejczycy znaleźli sposób, by wpłynąć na Trumpa i wyrwać go z objęć uroku Władimira Putina. Rosjanie atakują! Europa w niebezpieczeństwie! Donald, obudź się, oni panikują!" - czytamy na łamach rosyjskiej gazety propagandowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czekali na tira z towarem za tysiące złotych. To do nich przyjechało
Rosyjska gazeta podważa kraj pochodzenia dronów
W artykule pojawia się informacja, że premier Donald Tusk wydał oficjalne oświadczenie, w którym poinformował o zamknięciu granic z Białorusią. Decyzja ta jest związana z ćwiczeniami "Zapad-2025".
"W międzyczasie polska obrona powietrzna zestrzeliła niezidentyfikowane obiekty latające, które, jak twierdzi Tusk, były rosyjskimi dronami" - czytamy.
Gazeta pisze, ze szczątki obiektów "nie są nikomu pokazywane" i sugeruje, że wcale nie zostały odnalezione w Polsce.
"Dziś na terytorium Polski wlatywały różne drony, które podobno były zestrzeliwane przez systemy przeciwlotnicze. Pokazano nam tylko jednego drona, przypominającego "Gerberę" - pusty dron-markier - takie jak te, które używamy do skanowania stref przeciwlotniczych przeciwnika i rozładowywania ich systemów. W zasadzie jest ich mnóstwo na Ukrainie i przywieźć kilkaset kilogramów takich dronów do Polski, by potem na konferencji prasowej nimi potrząsnąć, to żadna trudność. Zaraz pojawił się Tusk i ogłosił, że drony są rosyjskie" - czytamy.
Gazeta ocenia, że hałas wokół incydentu wynika "z powodu drobnego drona bez ładunku wybuchowego, który, jak widać na zdjęciu, po prostu zaplątał się i wylądował na polu, gdy zabrakło paliwa". Jak wskazuje, "mimo to NATO podniosło eskadrę lotnictwa".
"Komsomolskaja Prawda" podaje, że wydarzenia te mogą być pretekstem do rozmów o wprowadzeniu strefy zakazu lotów nad Ukrainą.
"Jak Izrael w Katarze"
Gazeta przekonuje, że incydenty z dronami mają wyraźnie polityczny charakter. Jak wspomina, podobne sytuacje w Estonii czy Rumunii "nie wywołały takiej reakcji". W jej ocenie Polska może próbować wpłynąć na politykę USA, zwracając uwagę na zagrożenie ze strony Rosji.
Dodatkowo podkreśla, że ta sytuacja pokazuje, że "należy wreszcie podjąć decyzję o możliwości wykorzystania systemów przeciwlotniczych partnerów w krajach sąsiednich do przechwytywania dronów i rakiet w przestrzeni powietrznej Ukrainy, w tym tych zbliżających się do granic NATO".
Gazeta przywołuje też oświadczenie resortu obrony Białorusi. Jej zdaniem na tej podstawie można wysnuć wniosek, że "gdyby nie Białorusini, Polacy mogli w ogóle zlekceważyć wtargnięcie dronów na ich terytorium. Mogliby teraz podziękować, zamiast teraz przesuwać kolumny wojsk w kierunku granicy z Białorusią".
"A jakże by dobrze było, gdybyśmy naprawdę rozwalili polskie lotnisko Rzeszów. Jak Izrael — Doha" - pisze autor artykułu. To nawiązanie do eksplozji odnotowanych w Dosze 9 września.
Jak informowały wówczas siły zbrojne Izraela, przeprowadziły one precyzyjne uderzenie w najwyższe kierownictwo Hamasu, odpowiedzialne za masakrę z 7 października. Izraelski Kanał12 podaje, że celem ataku był Khalil al-Hayya, lider Hamasu w Strefie Gazy.