Rynek wyceni krew, włosy, a nawet mocz
Krew, sperma, włosy, kobiece mleko. Zarobić na własnym ciele można, ale jest to bardzo trudne. Zazwyczaj są to bowiem sposoby nielegalne. Tak czy siak, nasze ciało to maszynka do zarabiania pieniędzy.
Jedni grają na giełdzie, inni chodzą od poniedziałku do piątku do pracy, a jeszcze inni zarabiają na swoim ciele. Dosłownie. W internecie pełno ofert, dzięki którym możemy zarobić spore pieniądze niekoniecznie sprzedając własną nerkę. Czasami wystarczy nasienie. Banki spermy funkcjonują już w Polsce. Jeśli nie przeraża nas fakt, że nie będziemy wiedzieć, z kim mamy dziecko, jest to sposób na dorobienie od kilkuset złotych do nawet kilku tysięcy złotych - jeśli zrobimy to za granicą.
Eksperci od niepłodności zwracają jednak uwagę, że mało który mężczyzna na dawcę spermy się nadaje. Statystyki pokazują, że część wizytujących banki spermy rezygnuje po wstępnej rozmowie. Z pozostałych badania lekarskie wykluczają aż 7 na 8 mężczyzn. Poza tym banki spermy mają swoje preferencje podyktowane popytem na konkretny materiał genetyczny. Na przykład część z nich nie przyjmuje nasienia od osób rudych. Trzeba też pamiętać, że samo oddanie nasienia to nie jedyny warunek, aby dostać zapłatę. Bank spermy dokładnie nas przebada i to najczęściej dwukrotnie, np. po kilku miesiącach. Dopiero wtedy otrzymamy pieniądze.
Honorowo, czyli osiem czekolad i ulga podatkowa
Najmniej zarabia się w Polsce na krwi. De facto nie będzie to zarobek, a jedynie rekompensata za nasze honorowe krwiodawstwo. Zgodnie z polskim prawem każdemu, kto odda 450 ml krwi, należy się ekwiwalent w posiłku o wartości 4500 kcal. Przyjęło się więc, że punkty krwiodawstwa obdarowują krwiodawców ośmioma tabliczkami czekolady.
- Parę lat temu odwiedzili nas Francuzi. Gdy zobaczyli wydawanie tych czekolad, bardzo się zdziwili. U nich nie można nawet dawcy dać długopisu. Jeśli coś ma być honorowe, to niech nie będzie za to żadnego wynagrodzenia - mówi Marcin Velinov, prezes fundacji Krewniacy. - Trzeba ich zrozumieć. Moim zdaniem honorowi dawcy zasługują na bardzo wiele, ale trzeba też dbać o zdrowie biorców. Nie może być tak, że ktoś zatai informację o swojej chorobie tylko po to, by mieć te osiem czekolad - dodaje.
Jego zdaniem dużo lepszym wynagrodzeniem byłoby podarowanie gadżetu związanego z oddawaniem krwi, na przykład breloka. W Szwajcarii z kolei krwiodawcy dostają apteczkę. W Niemczech w niektórych punktach krwiodawstwa lub prywatnych klinikach krew oddać można za pieniądze. Wynagrodzenie nie jest zbyt duże i wynosi ok. 15 euro. Warunkiem - trzeba znać język niemiecki.
Poza tym w Polsce krwiodawcy mogą odliczyć sobie oddaną krew od podatku (ale tylko tę oddaną na terenie naszego kraju). Krwiodawstwo jest bowiem traktowane jako forma darowizny. Za każdy litr krwi dostajemy więc ulgę w wysokości 130 zł. Ponieważ rocznie mężczyzna może oddać maksymalnie 2,7 litra krwi, a kobieta 1,8 litra, więc łatwo policzyć, że ulga z tego tytułu może wynieść odpowiednio po 351 zł i 234 zł.
Dużo więcej zaoszczędzić można oddając osocze. Sam zabieg jego pobierania trwa dłużej niż oddanie krwi, ale rocznie bez uszczerbku na zdrowiu można oddać aż 25 litrów osocza. Oznacza to, że od podatku możemy sobie odliczyć maksymalnie 3250 zł. Trzeba jednak pamiętać, że rocznie suma wszystkich darowizn nie może przekroczyć 6 proc. dochodu podatnika.
Poza tym honorowe krwiodawstwo umożliwia uzyskanie dnia wolnego od pracy czy zwrot kosztów dojazdu do punktu krwiodawstwa. Z kolei jeśli zostaniemy Honorowym Dawcą Krwi (oddanie minimum 6 litrów krwi), przysługują nam także ulgi na wybrane leki. W niektórych miastach (np. Warszawa) po oddaniu 18 litrów krwi będziemy mogli także za darmo podróżować komunikacją miejską.
Czarny rynek mleka
W Polsce póki co nie istnieją jeszcze banki kobiecego mleka, jest natomiast fundacja, która działa na rzecz ich powołania. Choć pierwsze miały ruszyć już na początku tego roku, to na dzień dzisiejszy ten termin stał się nierealny.
- Na powstanie banku mleka potrzebujemy około pół miliona złotych. Drugie tyle musi wynieść nasz roczny budżet, przy założeniu że będziemy mieć około 50-100 dawczyń - mówi Agata Iwaszko z Fundacji Banku Mleka Kobiecego.
Nieprawdziwe są natomiast informacje, jakoby przyszły bank za ludzkie mleko miał płacić kobietom pieniądze. Podobnie jak jest to z krwią, dawczynie będą mogły to robić jedynie honorowo, a więc bez żadnej gratyfikacji finansowej. Jeśli uda się Fundacji znaleźć sponsorów, to mleko trafi do szpitali i noworodków za darmo. Jeśli środków będzie brakowało, to bank będzie chciał się utrzymywać, sprzedając mleko do szpitali za ok. 40 zł za 100 ml. Do wcześniaków, którym jest ono najbardziej potrzebne, trafi jednak za darmo, bo będzie traktowane jako lekarstwo.
- Trzeba pamiętać, że w tej cenie jest dostarczenie kobietom laktatorów, odebranie mleka, jego przebadanie czy pasteryzacja. To wszystko są koszty - tłumaczy Agata Iwaszko.
Na razie na pierwszy bank mleka trzeba poczekać. Kwitnie natomiast mleczne podziemie. Na portalach ogłoszeniowych i forach ogłaszają się zarówno kobiety, które mają mleka za dużo i chcą je sprzedać, jak i te, którym pokarmu brakuje i chcą go kupić. Ceny? Bardzo różne - od 10 zł za 100 ml (ogłoszenie matki z Gorzowa Wlkp.) po 100 zł za buteleczkę z 200 ml (ogłoszenie z Warszawy). Są też ogłoszenia kobiet, które oferują opiekę nad niemowlęciem plus jego wyżywienie własnym mlekiem.
- Trudno mi stwierdzić, czy dużo jest takich ogłoszeń. Wiemy, że istnieje taki rynek. My jednak nie łączymy tych kobiet. Odradzamy też korzystanie z takich ofert ze względów zdrowotnych dzieci - mówi przedstawicielka Fundacji Banku Krwi.
Lekarstwa testujemy głównie za darmo
Firmy testujące leki zapewniają, że udział w badaniach jest bezpieczny dla zdrowia. Choć w Polsce mieliśmy kilka afer z badaniami klinicznymi w tle (między innymi testowanie na bezdomnych czy pacjentach szpitala psychiatrycznego), to eksperci twierdzą, że nasze prawo nie jest w ogóle korzystne dla takich testów. Podstawowy problem to czas rejestracji w ten sposób badanych leków. Koncerny wybierają więc inne kraje.
- Zajmuję się tym tematem już 15 lat i z moich informacji wynika, że jest to stosunkowo duża liczba osób, co najmniej kilkanaście tysięcy rocznie - mówi Piotr Sawicki z portalu badań klinicznych clinicaltrials.pl. - Badań płatnych w Polsce jednak praktycznie nie ma. Dotyczy to zaledwie kilkuset osób rocznie - dodaje.
Większość testów dotyczy osób chorych, na które nie działają leki dostępne na rynku. Lekarz może więc zaproponować im udział w badaniach klinicznych, w których lekarstwa otrzymają za darmo. Wynagrodzenia nie dostaną.
- Badania prowadzone w Polsce to przede wszystkim badania III fazy, co oznacza, że głównie rejestrowane są testy z udziałem chorych pacjentów. Mamy kilkuprocentowy odsetek badań ze zdrowymi ochotnikami w ramach badania I fazy. Tylko oni otrzymują wynagrodzenie - dodaje Wojciech Łuszczyna, rzecznik Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych.
Rzeczywiście w internecie jest problem ze znalezieniem ofert pracy dla testerów leków. Owszem, jest dużo dyskusji na ten temat na forach internetowych, ale w serwisach ogłoszeniowych konkretnych propozycji brak. Jedna z największych firm oferujących płatne badania I fazy podkreśla, że nabór na kolejne testy rozpocznie dopiero za kilka miesięcy.
Z danych URPL wynika jednak, że rocznie przeprowadzanych jest w Polsce około 450 badań leków. Nikt już nie sprawdza, ile osób bierze w nich udział ani tym bardziej jaki odsetek otrzymuje wynagrodzenie.
Włosy i co jeszcze sobie zażyczysz
Zarobić można także na mniej kontrowersyjnych towarach niż własne zdrowie. Przykładowo spore pieniądze dostać można za włosy. Co ciekawe są one wyceniane na kilogramy. I tak na przykład w internetowym sklepie skupwlosow.com za włosy o długości 15-20 cm dostaniemy 150-199 zł za kg. Ostateczna cena zależna jest od ich jakości. Niższą cenę uzyskamy za włosy farbowane. Cena gwałtownie rośnie jednak wraz z długością. I tak za kilogram włosów o długości 40-50 cm otrzymamy od 1100 zł do 1800 zł. Natomiast za najdłuższe mające powyżej 90 cm skup płaci nawet 3500 zł.
Dużo mniej zarobić można z kolei na własnym moczu. Kto może chcieć go kupić? Osoby, które nie chcą, by ktoś dowiedział się o tym, że zażywają narkotyki lub inne używki. Ceny są tu naprawdę różne - od 10 do nawet 100 zł za porcję. W internetowych ogłoszeniach przeważa jednak głównie wycena na poziomie 30-45 zł.
To nie wszystkie pomysły na zarobienie na własnym ciele. Są już firmy, które szukają osób chcących sprzedać powierzchnie reklamową na własnej skórze. Brytyjczyk Billy Gibby już został określony "człowiekiem billboardem", bo na jego ciele jest kilkanaście reklam w postaci tatuażu. Ile dostał najwięcej? 10 tys. dolarów za reklamę strony internetowej wytatuowanej na czole. Z logo pornograficznej strony internetowej ma chodzić do końca życia.