Ryszard Bugaj: Płacz i płać we franku
Polacy, którzy mają kredyty we frankach szwajcarskich znaleźli się trudnej sytuacji. Odpowiedzialność za to ponoszą przede wszystkim ci, którzy swego czasu doprowadzili do silnych zachęt pobierania pożyczek we frankach. Oraz ci, którzy w Polsce długo forsowali bardzo wysoką stopę procentową złotego - pisze w Fakcie ekonomista Ryszard Bugaj.
27.06.2011 | aktual.: 27.06.2011 07:41
Ludzie nie dlatego brali kredyty we frankach, że kochali Szwajcarię. Robili to ponieważ takie kredyty były ewidentnie dużo tańsze od złotówkowych. Trochę byli ostrzegani o ryzyku kursowym, ale zarówno ze strony banków jak osób kierujących polityką gospodarczą kraju, tego ostrzeżenia nie formułowano dostatecznie mocno.
Czy dzisiaj można coś z wysokim kursem franka zrobić? Chyba niewiele. Zgadzam się z propozycją ograniczenia spreadów, czyli dodatkowych opłat przy spłacie kredytu, wynikających z różnic kursowych. Zupełnie dowolne kształtowanie przez banki wysokości potrąceń za wymianę waluty jest zachowaniem niedopuszczalnym, a wręcz chamskim. Potrzeba więc regulacji, która ograniczy te spready bardzo poważnie.
Można to zrobić na różne sposoby. Niektórzy proponują, by można było spłacać kredyty bezpośrednio w obcej walucie. W tym przypadku może się jednak okazać, że cena franków podskoczy w kantorach i tego rodzaju transakcje nic kredytobiorcom nie dadzą. Lepszym wyjściem wydaje się więc ustawowe uregulowanie maksymalnych stawek za wymianę waluty, których banki nie mogłyby przekraczać.
Inne kroki są wątpliwe. W przypadku zamrożenia kursu franka – w jednym z możliwych wariantów takiej operacji – budżet państwa musiałby dopłacać bankom do spłat wnoszonych przez kredytobiorców. Powstaje wtedy pytanie dlaczego wszyscy podatnicy mieliby ponosić koszty pomocy dla posiadaczy kredytów w frankach. Współczuję Polakom muszącym spłacać coraz wyższe raty – a dotyczy to również mojej córki – ale na ogół to nie jest grupa, o której moglibyśmy powiedzieć, że należy się jej pomoc socjalna.
Oczywiście są ludzie potrzebujący wsparcia. Jeżeli ktoś stracił pracę, jest bezrobotny, a został z wysokim kredytem, to znajduje się w dramatycznej sytuacji. Jednak metodą pomocy dla takich osób nie może być pomysł zamrożenia franka.
Wątpliwym wyjściem wydaje się również wydłużanie czasu spłaty kredytów. Przykładowo z 20 do 30 lat, czy z 30 do 40, tak by miesięczne spłaty były niższe. W wielu przypadkach powstawałby wtedy problem, że pożyczki musieliby spłacać spadkobiercy tych, którzy je zaciągali. A łączna suma do spłaty – kapitału i odsetek – robi się o wiele większa niż przy krótszym kredycie.
Co więc pozostaje tym, którzy mają kredyty we frankach? Niestety zaciskać zęby i płacić. O przewalutowaniu kredytu, przy obecnym kursie szwajcarskiej waluty, nie może być mowy. Trudno ocenić ile taka sytuacja potrwa. Gdy niedawno pytała mnie o to córka, powiedziałem jej, że jakbym to wiedział, byłbym najbogatszym człowiekiem świata. To są rzeczy nieprzewidywalne – kursy giełdowe, kursy walut. Szczególnie w zglobalizowanej gospodarce. Nic się przecież nadzwyczajnego w Polsce nie stało, co by uzasadniało skok franka. To przyszło z zewnątrz. Inwestorzy uciekli do pieniądza, który jest uznawany za bezpieczną i stąd frank stoi tak wysoko. Nie tylko w stosunku do złotówki, ale także do walut tradycyjnie prestiżowych, jak euro. Niesłychanie wiele będzie zależeć od tego co się stanie z Grecją. Jeśli Grecja zostanie uratowana przed bankructwem – co wydaje się mało prawdopodobne, ale niewykluczone – to ponownie umocni się euro, a wraz z nim złotówka.