Rząd ma problem. Z budżetu wyparowało 25 mld zł

Rząd będzie musiał się zmierzyć z ubytkiem dochodów podatkowych rzędu 25 mld zł - oceniają ekonomiści, z którymi rozmawiała PAP. Ich zdaniem samo ograniczenie wydatków nie wystarczy, by załatać dziurę.

Rząd ma problem. Z budżetu wyparowało 25 mld zł
Źródło zdjęć: © AFP | John Thys

06.07.2013 | aktual.: 28.08.2013 08:21

Główny ekonomista BZ WBK i członek Rady Gospodarczej przy premierze Maciej Reluga powiedział, że jeżeli utrzyma się majowa dynamika dochodów podatkowych budżetu, to luka w dochodach podatkowych wyniesie ok. 25 mld zł. Reluga nie wykluczył, że w drugiej połowie roku nastąpi jednak ożywienie w gospodarce. Jego zdaniem dziura w dochodach podatkowych może być pokryta większymi dochodami niepodatkowymi, na co złoży się przekazany już do budżetu zysk z NBP (ponad 5 mld zł) oraz dochody z dywidend.

- Ta luka może być pokryta mniejszymi wydatkami. Tu rodzi się jednak pytanie, na ile rząd zdecyduje się obniżyć wydatki w trakcie roku i na ile może to zrobić. Zeszły rok pokazał, że w pewnej skali jest to możliwe - powiedział ekonomista. - Ograniczenia wydatków do 10 mld zł wydaje się możliwa - ocenił.

Ministerstwo finansów pokazało już, że mimo problemów ze ściąganiem podatków potrafi wyprowadzić budżet na prostą. Reluga zauważył, że w ubiegłym roku dochody podatkowe też nie były realizowane zgodnie z planem (były niższe o 16 mld zł niższe od planowanych), a mimo to obyło się bez nowelizacji budżetu, a ostateczny deficyt był nawet niższy od założonego w budżecie.

Według Relugi niewykluczone, że resort finansów będzie chciał też "wypchnąć deficyt poza budżet centralny" na przykład zmniejszając dotacje do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. W takim wypadku FUS musiałby zadłużyć się poza budżetem. - Ostatni element to ewentualne zwiększenie deficytu budżetowego i nowelizacja ustawy budżetowej na 2013 r. - ocenił ekonomista. Wiązałoby się to ze zwiększeniem deficytu finansów publicznych oraz tegorocznych potrzeb pożyczkowych, które trzeba by było sfinansować.

Jego zdaniem nowelizacja budżetu - mimo że uzasadniona - może być jednak skomplikowana z uwagi na ograniczenia wynikające z ustawy o finansach publicznych. Chodzi o przepis dotyczący sankcji po przekroczeniu przez dług publiczny poziomu 50 proc. PKB.

Również analityk z banku Raiffeisen Polbank Paweł Radwański uważa, że tegoroczne dochody podatkowe będą niższe o ok. 25 mld zł względem planu. - Już w tym momencie liczone jest, czy taką kwotę można znaleźć. Moim zdaniem przez same obcięcia wydatków bieżących takiej kwoty nie uda się uzyskać, resorty uzbierają nie więcej niż 5 mld zł - uważa Radwański.

Analityk wskazał, że możliwe jest też uszczelnienie systemu poboru podatków, jednak na to potrzeba więcej czasu. Tymczasem budżet potrzebuje wyższych dochodów już teraz. Resort finansów mógłby pokusić się o obcięcie wydatków inwestycyjnych, jednak to - zdaniem Radwańskiego byłoby nieracjonalne, oznaczałoby bowiem utratę środków unijnych, tymczasem Polska ma jeszcze na ten rok do wykorzystania ok. 70 mld zł z funduszy UE.

- Na obcięcie wydatków inwestycyjnych rząd się nie zdecyduje. Moim zdaniem coraz bardziej rozważane będzie przeniesienie jeszcze w tym roku pieniędzy z OFE do ZUS oraz grzebanie przy reformie emerytalnej, aby w jakiś sposób bieżące zobowiązania pokryć i utrzymać wskaźniki fiskalne na przyzwoitym poziomie - powiedział. Jego zdaniem rząd będzie jednak sondował słupki poparcia dla takiego rozwiązania i ewentualne reakcje rynku finansowego na swoje propozycje.

Radwański dodał, że rozpatrywać należy także nowelizację tegorocznego budżetu, co wiązałoby się z kłopotliwą nowelizacją ustawy o finansach publicznych. Według niego zwiększenie deficytu budżetowego nie byłoby konieczne, gdyby jakąś część wydatków rząd postanowił pokryć ze źródeł poza budżetem. Wiązałoby się to ze zwiększeniem zadłużenia i koniecznością zmian w ustawie o finansach publicznych.

W podobnym tonie wypowiada się Marek Rozkrut, główny ekonomista Ernst & Young. jego zdaniem aby móc nowelizować budżet i zwiększyć deficyt, należałoby zmienić ustawę o finansach publicznych. Dzisiaj tzw. pierwszy próg zadłużenia i sankcje z nim związane nie pozwalają bowiem na zwiększenie relacji deficytu do dochodów budżetu państwa.

- Pozostaje albo zmienić ustawę o finansach publicznych i znowelizować budżet, albo wypychać wydatki poza budżet czyli np. zmniejszyć dotacje do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i kazać prezesowi ZUS zadłużać się np. w systemie bankowym albo brać pożyczki z budżetu państwa. Alternatywnie można wykorzystać środki z Funduszu Rezerwy Demograficznej - tłumaczy ekonomista.

Jak podkreśla, nie należy na siłę bronić deficytu, ponieważ wynika on z głębszego spowolnienia gospodarczego, a nie z braku działań strukturalnych.

- Mimo to trzeba dodatkowo wzmocnić ramy fiskalne po to, żeby zapewnić naszą wiarygodność w dłuższym okresie - podkreśla ekonomista.

Marek Rozkrut uważa, że patrząc na wskaźniki makroekonomiczne, to gorzej właściwie być już nie powinno być. - Właśnie szorujemy po dnie. Po wzroście PKB o 0,5 proc. rok do roku w pierwszym kwartale, w drugim kwartale sytuacja może być tylko nieznacznie lepsza. Ten wzrost może wynieść około 0,7 proc., natomiast od trzeciego kwartału oczekiwałbym pewnego przyśpieszenia - prognozuje ekonomista. - Bieżące wskaźniki pokazują, że powoli wynurzamy się ze spowolnienia.

Podkreśla jednak, że choć polska gospodarka wynurza się ze spowolnienia, nie powinniśmy oczekiwać silnego odbicia, dotyczy to również bezrobocia.

- Uważam, że będziemy mieć do czynienia z powolnym wynurzaniem się. Gospodarka będzie się podnosić bardzo powoli, nie będzie to nic dynamicznego. Wzrost o 1 proc. w bieżącym roku będzie za mały, aby pozwolił na spadek bezrobocia. W efekcie oczekuję stopy bezrobocia rejestrowanego na koniec roku na poziomie około 14 proc.

Analitycy EY przewidują powolny, ale stały wzrost naszego PKB, który w 2015 roku powinien wynieść 3 proc. Jednocześnie uważają, że w perspektywie krótkoterminowej eksport będzie jedną z sił napędowych naszej gospodarki. W drugiej połowie roku wzrost gospodarczy ma wspierać natomiast konsumpcja wewnętrzna.

Premier Donald Tusk poinformował kilka dni temu, że ministerstwa szukają oszczędności, a w przyszłym tygodniu powinien być gotowy komunikat w sprawie nowelizacji budżetu na 2013 r. Każdy resort będzie musiał znaleźć możliwości cięcia wydatków, bo od tego zależy realizacja naszego głównego celu, tzn. żeby nowelizacja nie była odczuwalna z punktu widzenia obywateli, żeby w żadnym wypadku nie sięgać do kieszeni obywateli - powiedział premier.

Zgodnie z wtorkowym komunikatem resortu finansów deficyt w budżecie po maju wyniósł 30 mld 951 mln 244 tys. zł, co stanowiło 87 proc. z zaplanowanego na ten rok deficytu w wysokości 35 mld 565 mln 500 mln zł.

Wydatki budżetu państwa wyniosły po maju 138 mld 743 mln 296 tys. zł, a dochody - 107 mld 792 mln 52 tys. zł. Wpływy z VAT wyniosły po maju 35,7 proc. planu rocznego, czyli 45 mld 179 mln 349 tys. zł.

Zgodnie z harmonogram dochodów i wydatków budżetu państwa w 2013 r. po maju deficyt miał sięgnąć 27 mld 516,3 mln zł (77,4 proc. dopuszczonego w 2013 r. deficytu), by w czerwcu spaść do 25 mld 995,2 mln zł (73,1 proc.).

W harmonogramie zapisano, że w lipcu deficyt wyniesie 26 mld 294 mln zł (73,9 proc.). Według dokumentu w sierpniu dziura w budżecie spadnie do 21 mld 182,6 mln (59,6 proc.), a we wrześniu ponownie wzrośnie do 21 mld 848,1 mln (61,4 proc.) . W październiku ma nastąpić kolejny wzrost deficytu do 32 mld 348,9 mln zł, a w listopadzie do 32 mld 524,4 mln zł. Rok ma zakończyć się deficytem w wysokości 35 mld 565,5 mln zł.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)