Sadownicy skarżą się na drastycznie niskie ceny skupu
Drastycznie niskie ceny skupu porzeczek i wiśni są nieuzasadnione i prowadzą do bankructwa gospodarstw - uważa Związek Sadowników RP. Organizacja chce zmiany unijnych i krajowych przepisów tak, by sami rolnicy mogli zagospodarować część zebranych owoców.
21.07.2014 | aktual.: 21.07.2014 19:11
"Zakłady przetwórcze oferują bardzo niskie ceny skupu owoców, które są poszukiwane, na które jest zapotrzebowanie na rynkach międzynawowych. W naszej ocenie nie ma uzasadnienia, żeby ceny były na tak niskim poziomie" - powiedział prezes Związku Mirosław Maliszewski podczas poniedziałkowej konferencji prasowej.
Obecnie za czarną porzeczkę w skupie płacone jest 0,3-0,4 zł za kg, a za wiśnie 0,5-0,9 zł/kg, jest to znacznie poniżej kosztów produkcji (koszt ich produkcji szacowany jest na ok. 2 zł za kg) - mówił szef sadowników. Podkreślił, że niezależnie od ceny surowca, cena przetworów: soków, nektarów czy dżemów dla konsumenta niemal się nie zmienia. Udział surowca w cenie produktu finalnego jest w tym roku w granicach 1-5 proc.
Zdaniem skarbnika ZS RP Witolda Piekarnika, tak niskie ceny doprowadzą do bankructwa wiele gospodarstw sadowniczych. Ich właściciele nie będą bowiem mieli pieniędzy, by odtworzyć produkcję. A dla części rolników, którzy zainwestowali w rozwój sadów biorąc na ten cel kredyty bankowe może to oznaczać jeszcze większe problemy.
Zakłady przetwórcze tłumaczą, że powodem niskich cen skupu jest zbyt duża produkcja owoców w Polsce. Jednocześnie zakłady przetwórcze sprowadziły do przerobu tanie, ale słabej jakości wiśnie z Serbii i z Węgier i nie chcą kupować polskiego produktu - powiedział sadownik Ryszard Kaźmierczak. "Owoców nie jest więcej niż w ubiegłym roku, polityka handlowa jest taka, która dopuszcza tego rodzaju praktyki" - powiedział.
Jego zdaniem zakłady przetwórcze nie są zainteresowanie współpracą z grupami producenckimi, bo jest im wygodniej kupować surowiec od pośredników, którzy skupią owoce za bezcen od niezrzeszonych rolników.
Wiceprezes ZS RP Robert Remiszewski zwrócił uwagę, że konieczne są zmiany regulacji prawnych. M.in. Związek chce, by na etykietach produktów umieszczana była informacja o kraju pochodzenia surowca. Może więc być tak, że "polski" dżem został wytworzony z marokańskiej truskawki, a konfitura - z serbskich wiśni, ale konsument powinien o tym wiedzieć - dodał.
W opinii sadowników, konieczna jest ponadto zmiana rozporządzenia ministra rolnictwa, która musi wiązać unijne dofinansowanie do modernizacji zakładu przetwórczego z koniecznością zawarcia umowy kontraktacyjnej. Taki przepis obowiązywał w 2004 r., ale został zmieniony w 2006 r.
Jak zauważył Maliszewski, okazało się, że wiele zakładów przetwórczych unowocześniło swoją produkcję za publiczne pieniądze, ale to nie wpłynęło na poprawę współpracy między rolnikami i przemysłem, a wręcz przeciwnie zaburzyło konkurencję rynkową. Do takiego wniosku doszedł w ubiegłym roku Europejski Trybunał Obrachunkowy, jak również organizacje rolnicze Copa-Cogeca.
Zdaniem prezesa, dobra współpraca z przemysłem, na której zależy sadownikom, musi zapewnić godziwą zapłatę, tj. taką, która pokrywałaby koszty produkcji i dawała minimalny zysk pozwalający na dalsze doskonalenie produkcji owoców. Obecnie sadownicy nie mają żadnego wpływu na to, co robią przetwórnie, przemysł nie liczy się z producentami owoców w naszym kraju - stwierdził Maliszewski.
Związek Sadowników uważa, że jednym z rozwiązań poprawy sytuacji sadowników byłaby zmiana unijnych przepisów tak, by rolnicy mogli prowadzić tzw. pierwsze przetwórstwo, czyli np. mrozić owoce, suszyć je, czy wyciskać z nich sok.
Potrzebne są też rzeczywiste umowy kontraktacyjne, w których określona byłaby cena - uważa Maliszewski. Dialog rolnik - przemysł mógłby uregulować wysokość produkcji. Dlatego organizacja sadowników proponuje, by w Programie Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2015-2020 przewidzieć środki finansowe na likwidację części plantacji. Pomocą dla sadowników byłyby też unijne dopłaty do wiśni i porzeczki przeznaczonych na cele przemysłowe, jak ma to obecnie miejsce w przypadku malin i truskawek.
Przebywający w poniedziałek w woj. opolskim minister rolnictwa Marek Sawicki na zorganizowanej w Opolskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Łosiowie konferencji prasowej pytany o protesty sadowników podkreślał, że od lat ministerstwo rolnictwa nie uczestniczy w kształtowaniu cen, nie jest też jednostką skupową. Zachęcał natomiast do tworzenia grup producentów i korzystania z unijnego i krajowego dofinansowania na ten cel, tak by producenci owoców tworzyli własne przechowalnie, tłocznie, a nie sprzedawali surowca. Przekonywał również do zakładania organizacji producenckich, dla których "będzie zdecydowanie większe dofinansowanie niż dla grup" i by - wykorzystując wieloletnie wsparcie finansowe - stawali się bardziej konkurencyjni i partnerscy dla rynku przetwórców.
Sawicki mówił, że w sektorze owoców i warzyw była już w ostatnich latach możliwość tworzenia grup producentów, która umożliwiała korzystanie z unijnego dofinansowania. "Niestety - co mówię z żalem - zaledwie 4,5 procenta rolników skorzystało z tej oferty" - dodał.
Tłumaczył, że były też w ostatnich latach środki na inwestycje w przechowalnictwo, przetwarzanie czy konfekcjonowanie produktów owocowo-warzywnych. "Wiele grup z tego skorzystało i wielu rolników ma dziś przechowalnie na najwyższym światowym poziomie, głównie producenci jabłek. Natomiast producenci owoców miękkich w mniejszym stopniu się organizowali" - podkreślił.
Zdaniem Sawickiego do protestów przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi rolników podburzają niektórzy wójtowie, burmistrzowie czy starostowie. "Uprzejmie informuję, że nie mamy prawnych możliwości, by dopłacić rolnikom do cen. Chcę też przekazać samorządowcom, że jeśli uważają, że minister ma możliwości i środki budżetowe, żeby dofinansować ceny owoców dzisiaj, to swoim budżetem dysponują też samorządy. Mogę złożyć publiczne zobowiązanie, że jeśli oni znajdą prawne możliwość dołożenia ze swojego budżetu, i dołożą 10 groszy, ja dołożę 20 groszy (...)" - mówił i podkreślał, że w jego opinii nie ma prawnej możliwość takiego dofinansowania.
Dodał, że ma nadzieję, iż jutro spotka się z protestującymi rolnikami w Warszawie. "Jestem otwarty na spotkania i mogę rozmawiać" - zaznaczył.
Mówił też, że przygotowywany jest Program Rozwoju Obszarów Wiejskich i system płatności na lata następne. "Ze strony producentów i rolników, którzy dziś protestują, nie słyszałem, by oczekiwali wsparcia produkcyjnego w zakresie porzeczki czy wiśni. Jeśli będzie takie oczekiwanie, to temat nie jest zamknięty. Przestrzegam natomiast, że jeśli dopłacimy do powierzchni uprawy porzeczek czy wiśni, to boję się, że za dwa lata porzeczka może być po 10 groszy, a wiśnia po 15 groszy" - uznał szef resortu rolnictwa.