Skarbówka rusza na wiejskie festyny i zabawy
Urząd Kontroli Skarbowej w Opolu przeprowadził kontrolę podczas wystawy ludowej w Prudniku. Wystawcy zostali ukarani mandatami za sprzedawanie swoich produktów bez kasy fiskalnej - podała "Nowa Trybuna Opolska".
12.06.2013 | aktual.: 13.06.2013 13:45
Impreza odbyła się po raz 16. i - jak podaje "NTO" - dla wielu wystawców po raz ostatni, bo zapowiedzieli, że więcej na nią nie przyjadą. Jednym z nich jest Pan Adam, który przebył 300 km. Sprzedawał dżemy, nalewki i zioła własnej produkcji. Został ukarany mandatem w wysokości 500 zł za brak kasy fiskalnej. Był w szoku, ponieważ pierwszy raz miał do czynienia z taką sytuacją, a na wystawach w całej Polsce gości regularnie.
- Nasi kontrolerzy nałożyli w sumie pięć mandatów o łącznej wartości 1,7 tys. zł. Kontrolerzy stwierdzili nieprawidłowości, które polegały na sprzedawaniu swoich towarów z pominięciem kasy fiskalnej - powiedziała dla "NTO" Agnieszka Derkacz, rzecznik prasowy UKS w Opolu. Burmistrz Prudnika stanął po stronie ukaranych wystawców i przeprosił ich za kontrolę.
- Nie kwestionuję legalności czy zasadności kontroli. Po prostu - jako gospodarz imprezy przeprosiłem ludzi, którzy jechali do nas po kilkaset kilometrów. To nie są targi, ale wystawa, zbiorowy wernisaż twórczości. Chcemy promować region i wspierać drobną przedsiębiorczość. Nie rozumiem, po co kontrola na imprezie wystawienniczej? - pytał na łamach tygodnia burmistrz Franciszek Fejdych.
Według "Nowej Trybuny Opolskiej" to nie pierwsza kontrola tego typu. Podobne odbyły się na festynach Opolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego i na Lecie Kwiatów w Otmuchowie.
W styczniu poseł PO Rajmund Miller wystąpił z prośbą do ministra finansów o niekontrolowanie imprez wiejskich. Argumentował to tym, że Skarb Państwa ma z tego powodu niewielkie zyski, a kultura wiejska ponosi duże straty. Wiceminister finansów odpisał, że rękodzielnicy, rzeźbiarze i malarze nie muszą mieć kasy fiskalnej, jeśli ich obroty roczne nie przekraczają 20 tys. zł.
Jeden z ukaranych wystawców przyznaje, że chciał otworzyć własną działalność, ale wymogi sanepidu są tak wygórowane, że musiałby sprzedać dom, by móc wybudować odpowiedni zakład.