Sonda: czy to koniec kryzysu?

Specjaliści odpowiadają na pytanie, czy to koniec kryzysu. Ekonomiści ostrzegają, by nie popadać w zbytni optymizm po ostatnich wzrostach. Szturm Polaków na GPW i jednodniowy wzrost o 4% w piątek zeszłego tygodnia ekspertów nie przekonuje. Drugie uderzenie kryzysu ma być nieuchronne.

Sonda: czy to koniec kryzysu?
Źródło zdjęć: © AFP

02.09.2009 | aktual.: 02.09.2009 13:34

Postanowiliśmy zapytać ekonomistów, czy ostatnie wzrosty na GPW zwiastują bliski koniec kryzysu. Eksperci, z którymi udało nam się porozmawiać, ostrzegają by nie popadać w zbytni optymizm. Szturm Polaków na giełdę ekspertów nie przekonuje. Drugie uderzenie kryzysu ma być nieuchronne.

Andrzej Sadowski, ekonomista, Centrum im. Adama Smitha

Humory mogą się jeszcze popsuć...
Zastanawiam się, czy działania rządu Stanów Zjednoczonych zwiększające deficyt budżetowy i dług publiczny oraz wspierające nieefektywnych przedsiębiorstw, przyniosą pozytywne skutki, czy wręcz przeciwnie - tylko pogorszą sytuację. Śmiem twierdzić, że działania podejmowane przez USA nie pozostaną bez konsekwencji negatywnych dla tamtejszej gospodarki tak jak to już bywało w przeszłości. Dzisiejsze tzw. oznaki ożywienia można porównać do prób ożywiania organizmu pod wpływem elektrowstrząsów. Prezydent Obama aplikuje gospodarce za oceanem kurację, która jest zaprzeczeniem źródeł siły tamtejszej gospodarki. Wynikała ona z niebywałego zakresu wolności gospodarczej. Ta wolność została znacznie ograniczona przez interwencjonizm rządowy.
Poza tym wciąż nie ujawniono wszystkich trupów w szafie niemieckiego sektora bankowego. Prędzej czy później dowiemy się, co się stało z operacjami niemieckich banków w Rosji. Skala nietrafionych operacji na tym rynku może okazać się zaskakująca dla opinii publicznej i zepsuć humor wszystkim tym, którzy cieszą się z rzekomego wychodzenia z kryzysu.
Na szczęście świat nie ma aż tak zglobalizowanej gospodarki, że wszyscy albo chorują, albo zdrowieją. Niemcy czy Estonia mają trudną sytuację, ale w Polsce aż tak źle nie jest i nie musi. W dużej mierze sytuacja zależy od dobrego rządzenia w naszym kraju. Niestety dziś przedsiębiorca musi się zmagać i ze skutkami spowolnienia gospodarczego, i z wrogą mu biurokracją rządową. Mimo działalności komisji "Przyjazne państwo" i deklaracji obecnego rządu nie stała się wcale sprawniejsza i przyjazna.

Marek Zuber, ekonomista, Dexus Partners

Nie od razu odczujemy, że jest lepiej
Najgorsze mamy za sobą, idziemy do przodu. Natomiast nie musi to być wzrost bez żadnych perturbacji. Możemy zobaczyć jeszcze pogorszenie wynikające z tego, o czym mówił ostatnio prezes Deutsche Banku, czyli rosnącej liczby trudnych kredytów. Poza tym nie wiemy, jak zachowają się gospodarki w momencie, kiedy skończą się pieniądze, które są dzisiaj w nie wpompowywane, żeby je rozkręcić. Może być tak, że po tym okresie lepszym przyjdzie przyhamowanie, lecz nie będzie ono już tak gwałtowne jak to, co działo się w zeszłym roku.
Pamiętajmy też, że wszystkie "dobre" dane, jakie się teraz pojawiają w kontekście gospodarki francuskiej, niemieckiej, amerykańskiej, to są wciąż dalej na minus. Nie jest tak, że te gospodarki już się rozwijają; dalej PKB spada w ujęciu rocznym, ale spada wolniej niż w pierwszym kwartale. Słowem II kwartał jest lepszy od pierwszego, ale II kwartał jest gorszy od II kwartału w zeszłym roku.
Dość specyficznie na tym tle wygląda sytuacja Polski. Będziemy już systematycznie obserwowali lepsze wyniki produkcji przemysłowej i PKB, a jednocześnie te wyniki będą za słabe, żeby spadało bezrobocie - ono będzie w dalszym ciągu rosło. Prawdopodobnie w ciągu najbliższych siedmiu, ośmiu miesięcy około pół miliona Polaków straci pracę. Nastąpi rozdźwięk między tym, co ludzie będą słyszeli - a będą słyszeli, że się poprawia, a tym, co będą odczuwali - a będą odczuwali, że się pogarsza: będzie rosło bezrobocie, a realne wynagrodzenia będą spadały. Poprawa sytuacji przeciętnego Polaka jest możliwa pod koniec III kwartału 2010 roku.

Jerzy Hausner - ekonomista

Jeśli chodzi o kraje naszego regionu, to są wśród nich takie w gorszej od nas sytuacji, bo prowadziły mniej rozsądną politykę. Ogólnie Polska w tym porównaniu wypada dobrze, skala recesji w Polsce będzie zdecydowanie mniejsza niż w większości krajów naszego regionu. Uważam, że najtrudniejsze lata to 2009 i 2010. Dopiero w 2011 roku zaczniemy odczuwać ulgę, ale to nie oznacza końca kryzysu. Rok 2011 będzie rokiem, w którym będzie już wyraźnie lepiej, ale nie jestem co do tego przekonany. Myślę, że tak naprawdę poprawę sytuacji gospodarczej, pewną stabilizację, ożywienie, odbudowanie wzrostu, odczujemy dopiero w roku 2012.

Ryszard Bugaj - doradca ekonomiczny prezydenta RP

Niektórzy utożsamiają kryzys z recesją. Jest to dopuszczalne metodologicznie, ale kryzys to coś ogólniejszego - perturbacje gospodarki. Recesja to spadek produkcji, którego w Polsce nie ma. Kryzys w szerszym sensie natomiast jest i będzie. Wynika on z spadku tempu wzrostu gospodarczego z poziomu 5% w ostatnich latach do 1% w latach 2009-2011. Wszystko to generuje liczne inne problemy, np. w budżecie państwa. Jego przychody są niższe. Machina wydatków publicznych jest nastawiona na wyższy przyrost przychodów. Przez to narasta problem dużego deficytu. Może on urosnąć tak, że stanie się problemem dla sytuacji makroekonomicznej. Zbliżamy się do tego stanu. Gdy PKB ma poziom ok. 3%, to bezrobocie oscyluje na jednym poziomie. Przy niższym poziomie, bezrobocie rośnie. Przy recesji tym bardziej. Jeśli kryzys utożsamiamy z recesją, to nie ma powodu myśleć, że kryzys wróci. Jeśli kryzys rozumiemy ogólnie, to przyszły rok będzie trudniejszy od tego. Średniorocznie według wszelkiego prawdopodobieństwa będzie wyższe
bezrobocie. Wyższy będzie też deficyt budżetowy. Nawet po sprzedaży majątku państwa, przychody z podatków będą niższe, bo firmy będą miały mniejsze przychody. Obsługa długu będzie też wyższa. Marża z pożyczanych pieniędzy też zrobi swoje. Wzrost wydatków rządu postępuje niezależnie od kryzysu. Problem deficytu stanie się w przyszłym roku bardziej palący niż w tym.

Jacek Wiśniewski - główny ekonomista Raiffeisen Banku

Pytanie, nie czy, a jak silna będzie druga fala kryzysu. Spodziewać się jej należy na przełomie 2009 i 2010 roku. Znacząco wzrośnie bezrobocie. Obecny trend zwolnień i koniec robót sezonowych oznacza negatywną kumulację dwóch tendencji spadku zatrudnienia. Wzrost liczby ludzi bez wynagrodzeń pod koniec 2009, to jednoczesny wzrost niespłacanych kredytów. Z kolei państwa zachodnie już przestały wykupywać banki lub kolejne ich akcje. Połączenie tych dwóch aspektów tylko pogorszy sytuację sektora finansowego na koniec roku. Aktualne wzrosty nie rozwiążą problemu. Jednak można spodziewać się pewnych czynników łagodzących, szczególnie w przypadku Polski. Nie istnieje u nas sytuacja banków odciętych od dalszych dotacji, która powstała na zachodzie - w Polsce państwo i tak nie pomagało bankom. Dzisiejsze polepszenie koniunktury, wzrost liczby zleceń dla firm, nie zatrzyma, ale złagodzi drugą falę. Z kolei pomoc rządu nie dla banków, a bezpośrednio dla firm, np. dofinansowania płac zatrudnionych, będzie na pewno
czynnikiem łagodzącym.

ekonomiścizuberbugaj
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)