Sztuka to inwestycja cenniejsza niż złoto
"Obrazy to pieniądze" - ulotka o takiej treści trafiła już do kilku tysięcy mieszkańców Warszawy. Wysłała je Agra-Art - jeden z największych domów aukcyjnych w Polsce.
_ Popyt na dzieła sztuki jest tak duży, że aby zrealizować wszystkie zamówienia klientów, musimy szukać ciekawych dzieł sztuki w prywatnych domach _ - tłumaczy Konrad Szukalski z Agra-Art.
Ludzie coraz chętniej kupują dzieła zarówno historyczne, jak i współczesne, gdyż ich wartość rośnie od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu procent rocznie. To zysk wielokrotnie większy niż ten, który daje lokata bankowa, a nawet złoto, które zdrożało w ciągu ostatnich dwóch lat o niespełna 12 proc. Rynek sztuki ma też tę zaletę, że jest niezależny od wahań giełdowych kursów.
Choć wbrew pozorom od gospodarki jest zależny. Jak twierdzi Piotr Lengiewicz, prezes Rempexu, największego domu aukcyjnego w Polsce, gdy mamy gorszą koniunkturę wówczas właściciele są skłonni raczej sprzedawać dzieła sztuki, niż kupować nowe. Ceny obrazów i rzeźb wtedy spadają. Jednak gdy jest wzrost koniunktury, jak teraz, to popyt rośnie, a wraz z nim ceny.
Inwestycje w sztukę mają jedną ogromną przewagę nad inwestowaniem na giełdzie - zyski z handlu nimi są wolne od podatku. Warunek jest tylko jeden - ze sprzedażą zakupionego obrazu inwestor musi poczekać minimum pół roku. Philip Hoffman, brytyjski biznesmen, który po 10 latach pracy w domu aukcyjnym Christie's założył fundusz inwestujący wyłącznie w dzieła sztuki (The Fine Art Fund), przekonuje, że na światowym rynku wartość przyzwoitej kolekcji co roku rośnie o 10-20 proc.
Z rosnących cen dzieł sztuki zadowolony jest Mateusz Walczak, prezes New World Alternative Investments. NWAI jest jedną z nielicznych na polskim rynku firm doradczych, która podpowiada inwestorom mało obytym ze sztuką, w jakich twórców warto inwestować. Największym zainteresowaniem potencjalnych kupców cieszy się sztuka współczesna. Według Walczaka miesięcznie liczba chętnych do inwestowania w obrazy, rzeźby i ceramikę rośnie o około 30 proc. To efekt bogacenia się polskiego społeczeństwa.
Pieniądze na polską sztukę wykładają również inwestorzy z zagranicy. Niemiecki fundusz Artfunds 21. część z pół miliona euro przeznaczonych na zakup dzieł do swojej kolekcji chce wydać właśnie w Polsce. Pomóc ma w tym krakowska galeria Nova. Jej współwłaścicielka Małgorzata Gołębiewska przyznaje, że zainteresowanie młodymi artystami jest duże.
Według Konrada Szukalskiego polski rynek sztuki jest wart około 70 mln zł. Dużo wyżej szacuje go Marek Lengiewicz - na ponad 200 mln zł.
Strategie inwestowania w sztukę są różne. Jedni decydują się na kosztowne, ale systematycznie drożejące prace twórców nieżyjących: Jerzego Nowosielskiego, Tadeusza Kantora, Jerzego Dudy Gracza, czy Zdzisława Beksińskiego, inni wybierają zwykle tańsze prace młodych artystów. Właściwy wybór młodego twórcy może dać szybko kolosalne zyski. Początkującym kolekcjonerom Małgorzata Gołębiewska radzi wsłuchać się w pocztę pantoflową oraz śledzić polskie nazwiska pojawiające się na targach sztuki w Berlinie, Miami i Bazylei.
Z kolei Jarosław Suchan, dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi, proponuje zwrócić uwagę na małe miejskie galerie oraz konkursy organizowane dla studentów szkół artystycznych. Można na nich tanio kupić prawdziwe perły. Wszyscy mają w pamięci sukces Wilhelma Sasnala. Jego prace siedem lat temu kosztowały 1-5 tys. zł, od dwóch lat są sprzedawane na zagranicznych aukcjach za kwoty od 50 do 300 tys. euro.
Duży sukces odnieśli także Rafał Bujnowski i Marcin Maciejowski. Ich obrazy są dziś warte od 10 do 40 tys. euro. Na dużą karierę ma także szansę krakowski artysta, student IV roku ASP, Tomasz Kowalski. Rok temu jego obrazy były warte 2-7 tys. zł. Po wystawie w Berlinie ceny jego prac skoczyły aż trzykrotnie - do 5 tys. euro.
Jowita Flankowska
POLSKA Dziennik Zachodni