Tak mi zdrożały leki!
Leki staniały?! Gdy pan Franciszek Szeremeta (72 l.) z podkarpackiego Zaborowa słyszy takie zapewnienia z ust premiera czy ministra zdrowia, zaciska pięści ze złości
09.01.2012 08:02
Zdrowie emerytowanego strażaka się nie pogorszyło – ma chore serce i bierze co dzień podobny zestaw leków. Miesięcznie w starym roku wydawał na to około 90 złotych. Od stycznia kosztowałoby go to już prawie 500, więc poprosił za radą ministra o tańsze zamienniki. I dostał je. Ale wciąż kosztują 265 złotych! – Z czego mam żyć?! – złości się pan Franciszek, pokazując na dowód paragony z apteki – z grudnia zeszłego i ze stycznia tego roku.
Leki staniały średnio prawie o 10 procent, a państwo zaoszczędzi ponad 730 milionów złotych – chwalił zmiany w przepisach resort zdrowia. – Jeśli wasz lek zdrożał, proście o tańsze zamienniki – radził też chorym sam minister Bartosz Arłukowicz (41 l.), zapewniając, że na nowej liście leków refundowanych zyska nie tylko państwowa kasa, ale także sami pacjenci.
Ale emeryt z Podkarpacia, Franciszek Szeremet mówi wprost, że niczego nie zyskał, a tylko stracił. Ten były strażak, który przez 35 lat pomagał ludziom, teraz nie może liczyć na pomoc państwa. Choruje na serce, przeszedł już dwa zawały, ostatni zaledwie kilka miesięcy temu – w lipcu zeszłego roku. Jest pod stałą kontrolą kardiologa, który stara się o to, żeby panu Franciszkowi serce służyło jeszcze wiele lat. Ale by tak było, emeryt musi brać cały zestaw leków.
Lekarz zdaje sobie sprawę, że emerytura na wiele nie starcza, więc tak dobrał leki, by nie kosztowały krocie. I pan Franciszek wydawał co miesiąc ok. 90 złotych. Dużo, ale inni starsi ludzie płacą często znacznie więcej, więc nie narzekał. Gdy rząd ujawnił ceny nowej listy leków refundowanych, przeżył szok. Musiałby zapłacić za swoje leki 500 złotych! Jego lekarz kombinował długo, ale najtańszy nowy zestaw, jaki mu się udało złożyć, by nie pogorszyć jakości lekarza, kosztuje 265 złotych.
– Dla mnie to wielki wydatek, pochłaniający większą część emerytury. To dobija domowy budżet, bo przecież zostają jeszcze rachunki, żywność – martwi się pan Franciszek. – Nie rozumiem, dlaczego państwo chce tak oszczędzać na biednych, schorowanych ludziach. Czy po to, by jak najszybciej się ich pozbyć – pyta rozgoryczony.