To może być ostatni taki sylwester. W przyszłym roku sprzedaż alkoholu z ograniczeniami
Rządzący chcą zmniejszyć spożycie alkoholu w Polsce i poprawić bezpieczeństwo w miastach. Nowe przepisy mają dać m.in. możliwość wprowadzenia przez samorządy nocnej prohibicji. - Tak naprawdę niewiele to zmieni. Między 22 a 6 rano sprzedawanych jest w Polsce zaledwie 5 proc. z całego wolumenu sprzedaży mocnych alkoholi - mówi Ryszard Woronowicz, rzecznik Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.
30.12.2017 09:54
Od przyszłego roku w całej Polsce w nocy może być trudniej kupić alkohol. Wszystko za sprawą nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości, która po poprawkach w Senacie wróci w przyszłym roku na ostatnie głosowania do Sejmu. Nowe prawo może wejść w życie w pierwszych miesiącach 2018 r.
Jak już pisaliśmy w WP posłowie zdecydowali się w noweli oddać większą władzę samorządowcom. To właśnie radni decydować będą o tym, czy nocną prohibicję wprowadzić. Według nowych przepisów to również samorząd będzie mógł dowolnie wydawać koncesje na sprzedaż alkoholu. Radni będą mogli ustalać limit zezwoleń na sprzedaż alkoholu na terenie każdej jednostki pomocniczej.
W dużych miastach może to np. oznaczać, że w niektórych dzielnicach sklepów z alkoholem będzie bardzo mało, a w innych - pod dostatkiem. - Pamiętajmy, że to jest tylko możliwość jaka mają samorządy. Nikt nie nakłada na nie obowiązku wprowadzania jakichkolwiek zakazów. Nie wiemy też dziś czy będą wprowadzały ten zakaz sprzedaży alkoholu po 22. - mówi Woronowicz z ZPPPS.
Dlaczego od 22. a nie od 1?
Choć branża spirytusowa studzi emocje związane z nowym prawem Polska Izba Handlu alarmuje, że nowe prawo jest niedostosowane do współczesnych realiów. Od początku prac nad nowelą PIH słała do Sejmu propozycje, które - w jej ocenie - dostosowywałyby ją do tego, jak dziś funkcjonuje drobny biznes.
O co chodzi PIH? Handlowcy najgłośniej apelowali i ciągle apelują o przesunięcie godzin zakazu. Jak przekonują spora liczba normalnych sklepów spożywczych działa do 23-24. Ich pracownicy mogą się spotkać z agresją klientów, którzy po 22. będą chcieli kupić alkohol.
Organizacji nie chodzi tylko o bezpieczeństwo, ale i przychody swoich członków. Jak przekonywał na naszych łamach Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny PIH, to właśnie późnym wieczorem małe sklepiki zarabiają najwięcej na alkoholu. Jak podkreślał nie chodzi tu o sklepy monopolowe, ale o typowe biznesy "wielobranżowe".
Zyski ze sprzedaży decydujące?
Problem dla sklepikarzy ma być tym większy, że tak naprawdę to właśnie na sprzedaży alkoholu opierają swoje zyski. Przy dzisiejszej konkurencji w branży marże na innych produktach są bowiem minimalne.
Te argumenty nie wytrzymują jednak zderzenia z danymi, które przedstawia Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy. - Według naszych danych ta pora dnia nie jest specjalnie istotna jeżeli chodzi o handel naszymi wyrobami. Między 22 a 6 rano sprzedawanych jest w Polsce zaledwie 5 proc. z całego wolumenu sprzedaży mocnych alkoholi - mówi Ryszard Woronowicz.
Niewielka sprzedaż w tych godzinach nie zmienia jednak stanowiska Związku co do samej idei walki z alkoholizmem przy pomocy tej ustawy. Autorzy projektu przekonują w uzasadnieniu, że ich celem jest przede wszystkim ograniczenie spożycia alkoholu przez młodzież i zwiększenie bezpieczeństwa w miastach.
- Naszym zdaniem skuteczniejsza jest edukacja. Tego rodzaje regulacje niczego nie załatwią, natomiast mogą doprowadzić do rozwoju szarej strefy lub robienia zakupów „na zapas”. Nie zmniejszą spożycia, a bezpieczeństwo publiczne można poprawiać bez wprowadzania zmian w prawie. Wystarczy tylko egzekwować już istniejące przepisy o niesprzedawaniu alkoholu nietrzeźwym np. Zapewne w tej materii pomogłyby też częstsze kontrole punktów sprzedaży - przekonuje Woronowicz.
Powrót melin?
W ocenie konsekwencji wprowadzenia nowego prawa w tym akurat zakresie producenci zgodni są z handlowcami. PIH przewiduje w swoim stanowisku, że wprowadzanie przez samorządy nocnej prohibicji skutkować będzie powrotem do łask znanych z czasów PRL melin.
Ograniczenie czasu sprzedaży to jednak nie wszystko. Jak już pisaliśmy w WP podczas prac senackiej komisji zajmującej się nowelizacją ustawy okazało się, że zmienić może ona również zasady picia pod chmurka.
Poseł wnioskodawca Szymon Szynkowski vel Sęk z PiS domaga się między innymi wprowadzenia generalnego zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych z wyłączeniem miejsc do tego przeznaczonych (np. ogródki piwne)
Wątpliwości prawników i przedstawicieli branży alkoholowej dotyczące imprez masowych jak koncerty, pikniki, dożynki ma rozwiewać zapis mówiący o tym, że "rada gminy może wprowadzić w drodze uchwały odstępstwo od zakazu spożywania napojów alkoholowych, jeżeli uzna, że nie będzie to miało negatywnego wpływu na odpowiednie kształtowanie polityki społecznej w zakresie przeciwdziałania alkoholizmowi i nie będzie zakłócało bezpieczeństwa i porządku publicznego".
Pytanie jak samorządy będą korzystały z tych nowych uprawnień i jak na picie piwa na ławce reagować będzie policja. Wszystko dlatego, że w obecnym brzemieniu przepisów zakaz obowiązuje w konkretnych miejscach, m.in. na ulicach, placach, w parkach. Nowe regulacje wprowadzają szerszy, generalny zakaz: to samorządowcy wyznaczą, w których miejscach picie alkoholu będzie możliwe.
Zgodnie z założeniami, ustawa miała zacząć obowiązywać z początkiem 2018 r. Biuro Legislacyjne Sejmu wskazało jednak, że termin ten powinien zostać przesunięty, gdyż obywatele nie będą mieli dość czasu, by zapoznać się z nowymi przepisami. Dlatego senacka Komisja zarekomendowała poprawkę dotyczącą wejścia w życie ustawy po 30 dniach od jej ogłoszenia. Projekt wróci do sejmu na początku przyszłego roku.
Niższa akcyza na piwo?
Obecnie browary wpłacają co roku do budżetu 3,6 mld zł z tytułu akcyzy. Oznacza to, że jedna trzecia wpływów akcyzowych od alkoholu (ponad 11 mld zł) pochodzi ze sprzedaży i produkcji piwa. Równocześnie jesteśmy trzecim największym producentem piwa w Unii Europejskiej.
Jednak jak przekonuje Związek Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego - Browary Polskie choć nasz rynek jest o połowę mniejszy niż niemiecki, to polscy piwowarzy z tytułu akcyzy odprowadzają do skarbu państwa kwotę o blisko jedną czwartą wyższą niż ich koledzy zza Odry.
Pomysł na obniżenie akcyzy na piwo z najmniejszych browarów to kolejny ruch w celu wzmocnienia branży ze strony resortu. Na początku października wicepremier ujawnił, że Ministerstwo Finansów chce wprowadzić zerową stawkę akcyzy na cydr i zrezygnować z obowiązku banderolowania butelek.
Podobne rozwiązania stosowane są m.in. na Cyprze, Słowacji czy w Hiszpanii i Włoszech. Mimo strat we wpływach z tytułu podatku akcyzowego szacowanych na poziomie 11-20 mln zł, to spadek cen detalicznych powinno wesprzeć rozwój przedsiębiorczości.