Uczniowie składają nauczycielkom niemoralne propozycje

"Mam 17 lat, nigdy nie miałem problemów z kobietami, jednak moja nauczycielka języka polskiego - mimo że nie jest stara i nie ma męża - stawia opór"

Uczniowie składają nauczycielkom niemoralne propozycje

16.09.2011 | aktual.: 16.09.2011 14:20

Uczniowie, którzy podkochują się w swoich nauczycielkach to nic nowego. Ale - jak twierdzą pedagodzy - ostatnio stali się bardziej grubiańscy, obcesowi i wulgarni. Bywa, że molestują czy grożą. Pedagodzy mówią, że to problem. Nikt ich nie uczył, jak postępować z takimi uczniami. Tak naprawdę niewiele mogą zrobić.

Na pytanie chłopaka zadane na forum, pojawiło się kilka odpowiedzi jego rówieśników. „Spokojnie sądzę, że masz szanse. Zaproś ją na kawę, ale koniecznie poza szkołą” – radzi osoba podpisana Wiedźmin. Zaś Ulke dodaje: „Pocieszę Cię. Większość nauczycielek ma fantazje erotyczne dotyczące swych uczniów”.

Nauczycielki najczęściej nie chcą rozmawiać otwarcie o uczniach, którzy składają im niemoralne propozycje. Mówią, że takie sprawy w szkołach są zamiatane pod dywan. Dyrektorzy raczej nie traktują ich w kategorii problemu. Mówią, że to uczniom przejdzie.

- No tak, wiadomo że takie sytuacje się zdarzają. Ja w ubiegłym roku miałam ucznia, który był bardzo wulgarny, wszystko kojarzyło mu się z seksem. Kilka razy powiedział do mnie bardzo wulgarnie, odniósł się na forum klasowym do mojego życia rodzinnego. I co miałam zrobić? Zignorowałam, na wywiadówce powiedziałam o wszystkim rodzicom, byli zdziwieni. Potem powiedzieli, że to wina szkoły. Bo u nich w domu o takich sprawach się nie mówi. Taka praca, na szczęście chłopak już ukończył szkołę. Chyba dostał się nawet na jakieś dobre studia – mówi Aldona Jackowska, nauczycielka języka francuskiego w jednej z warszawskich szkół.

Iwona, nauczycielka matematyki, z jednej z pomorskich szkół (nie chce podać nazwiska), mówi że jej uczeń posunął się jeszcze dalej.

- Niestety dałam mu swój numer telefonu. Chciałam żeby uczniowie mieli ze mną kontakt i podałam numer wszystkim. Ten jeden uczeń dzwonił do mnie bez przerwy, najpierw rozmowy były normalne - pytał jak wykonać jakieś zadanie albo że chce uprzedzić, że go nie będzie. Potem wyznał mi miłość. Mówił, że nie może przestać o mnie myśleć. To był naprawdę dobry uczeń. Nawet dyrektorce przyznał, że się zakochał i nie może nic z tym zrobić. Został przeniesiony do innej klasy. Po roku zapomniał, sprawa ucichła. Wszystko skończyło się dobrze, ale ja dość długo nie spałam po nocach, bo uczeń budził mnie telefonami, a gdy zmieniłam numer, to przychodził pod dom i krzyczał. Nic nie dała obecność mojego narzeczonego. Chcieliśmy sprawę zgłosić na policję, ale ostatecznie tego nie zrobiłam – mówi Iwona, która przyznaje, że takie kłopoty miała już kilka razy. Jest nauczycielką z 10 - letnim stażem.

Pokazujemy wpisy z forum psychologowi Andrzejowi Tarłowskiemu, który zajmuje się problem dyskryminacji i molestowania seksualnego w pracy.

- Młodzież jest teraz bardziej wyzwolona, szybciej wkracza w życie seksualne. A Internet i różnego rodzaju komunikatory sprzyjają rozmowom na ten temat. Z molestowaniem seksualnym mamy do czynienia wtedy, gdy ktoś zachowuje się w taki sposób, że narusza godność drugiej osoby. To zachowanie musi mieć podtekst czy charakter seksualny. Na przykład szef twierdzi, że pracownica nie dostanie podwyżki, jeśli mu się nie odda. Wówczas jest podstawa do złożenia pozwu. Z uczniami sprawa jest dużo bardziej delikatna. Jeśli uczeń nie jest socjopatą, nie ma problemów z dostosowaniem się, to wydaje mi się, że wystarczy rozmowa. W sytuacjach bardziej drastycznych – konieczne jest przeniesienie ucznia do innej klasy czy szkoły. Ale takie przypadki trzeba rozpatrywać indywidualnie – mówi Andrzejowi Tarłowskiemu, psycholog.

Joanna Gabryś-Tocka, psycholog z Warszawy, mówi o dużo bardziej drastycznych przypadkach molestowania. Twierdzi, że reakcje na takie zachowanie powinny być bardziej kategoryczne.

- Przyznam, że te wpisy są dość … delikatne. Uczniowie potrafią być dużo bardziej wulgarni. Szczególnie tak zwani trudni uczniowie z „zawodówek” pozwalają sobie na zatrważające uwagi wobec młodych nauczycielek. Zdarza się też, że młodych i przystojnych nauczycieli zaczepiają uczennice - mówi Joanna Gabryś-Tocka, psycholog, współpracuje z inspekcją pracy, ma własny gabinet.

- Moim zdaniem problem jest gigantyczny - dodaje Gabryś-Tocka. - Nauczyciele obawiają się mówić o tym dyrektorom, bo martwią się, że zostaną posądzeni o niekompetencje, o to, że sobie nie radzą. Lub nawet - że prowokują uczniów. Proszę sobie wyobrazić, że w jednej ze szkół, dyrekcja zaleciła nękanej nauczycielce ubieranie się mniej wyzywająco. Kobieta rzeczywiście była urodziwa, chodziła w spódnicach, na obcasach. Ale nigdy nie przekraczała granicy, nigdy do pracy nie założyła miniówki czy zbyt obcisłej bluzki. A i tak dyrekcja to ją oskarżała za zdemoralizowanie uczniów.

- Nauczyciele z takimi problemami zmagają się sami, próbują przeczekać problem – uczeń w końcu odejdzie, zmieni klasę, szkołę. Popadają w nerwice, stres. Takich nauczycieli mam w gabinecie mnóstwo. Na szczęście jakiś czas temu Związek Nauczycielstwa Polskiego zorganizował szkolenia na ten temat. Wydaje mi się jednak, że to za mało. Uczniowie coraz bardziej są rozbestwieni, a nauczyciele tracą autorytet. W takich sprawach trzeba działać dużo bardziej kategorycznie. Nie przepuszczać ucznia do następnej klasy, stawiać złe oceny z zachowania. Uczniowie, którzy czują coś do nauczyciela byli zawsze i to jest normalne. Ale nienormalne jest to, że molestują, nękają czy wręcz grożą nauczycielom. Nie można tego tolerować. Taki uczeń może być niezwykle groźny w dorosłym życiu - twierdzi Joanna Gabryś-Tocka.

Krzysztof Winnicki/ak

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (296)