Ukradli mu z konta 360 tysięcy złotych. Bank wciąż nie oddał pieniędzy
Ponad dwa lata trwa batalia przedsiębiorcy ze Śląska z bankiem Pekao SA. Za pomocą karty kredytowej i portalu betsafe.com skradziono z jego rachunku 360 tysięcy złotych. Pieniędzy wciąż nie udało mu się odzyskać. "Dziennik Zachodni" przypomina o sprawie w kontekście zakończonego właśnie mundialu.
08.07.2014 | aktual.: 14.07.2014 11:34
Ponad dwa lata trwa batalia przedsiębiorcy ze Śląska z bankiem Pekao SA. Za pomocą karty kredytowej i portalu betsafe.com skradziono z jego rachunku 360 tysięcy złotych. Pieniędzy wciąż nie udało mu się odzyskać. "Dziennik Zachodni" przypomina o sprawie w kontekście zakończonego właśnie mundialu.
Złodzieje skorzystali z numeru firmowej karty płatniczej przedsiębiorcy i posługując się nim wyprowadzili gotówkę przez noc z niedzieli na poniedziałek. Jak podaje "Dziennik Zachodni" system href="http://finanse.wp.pl/isin,PLPEKAO00016,notowania-podsumowanie.html">Pekao SAPekao SA (Zobacz notowania spółki ») zarejestrował blisko 20 transakcji pomiędzy godziną 0:17 a 4:21. Złodzieje testowali, czy system zezwoli na transakcje. Na początku przelano nieco ponad 500 zł, potem zrealizowano kilka transakcji po 2 tys., a kiedy złodzieje poczuli się pewniej, to poszły przelewy na kwoty 5 tys., 10 tys. i 25 tys. zł. Ostatnie trzy transfery były na ponad 51 tys. zł każdy! Firma zauważyła kradzież w poniedziałek rano, lecz bank przelał już pieniądze. Złodzieje posłużyli się fikcyjnymi danymi.
- Policja sprawdziła - nie ma w Polsce osoby o takim imieniu, nazwisku i danych, które zostały wprowadzone w czasie rejestracji na portalu betsafe.com - powiedział "Dziennikowi Zachodniemu" mecenas Marek Borówka. - Prawdziwe są tylko numery karty mojego klienta. Nic więc dziwnego, że w śledztwie przedsiębiorca był pierwszą podejrzewaną osobą, która wyprowadziła firmowe pieniądze, bo "pewnie jest hazardzistą".
Jak okazało się w trakcie śledztwa, nielegalnych transakcji dokonano za pomocą komputera z salonu Toyoty w... Markach pod Warszawą. Sklep udostępniał WiFi za darmo i każdy na miejscu mógł podpiąć się pod IP ich serwera.
"Dziennik Zachodni" przytacza opinię Damiana Kowalczyka z firmy katowickiej Mediarecovery, zajmującej się m.in. informatyką śledczą. Jego zdaniem nawet w przypadku takiej sytuacji nie powinno być problemu z ustaleniem sprawcy, bo w takim wypadku łatwo zidentyfikować kartę sieciową MAC urządzenia, za pomocą którego logowano się do sieci salonu.
- W ten sposób można dowiedzieć się, jakie wykorzystano urządzenie do tych transferów, bo każde z nich ma indywidualny numer - komentuje Kowalczyk. W trakcie postępowania wykluczono przedsiębiorcę z listy podejrzanych, bo przebywał wtedy w zupełnie innym miejscu.
W całej tej sprawie najbardziej niepokoi zachowanie banku. Po pierwsze klient miał mieć uruchomioną usługę overnight. Polega ona na tym, że w nocy pieniądze automatycznie trafiają na lokatę i nie można ich w tym czasie podjąć. Jakim więc sposobem przestępcy przelali pieniądze? Na początku bank w prokuratorskim śledztwie stwierdził, że akurat w ten weekend usługa ta nie została włączona. Przedsiębiorca zaprotestował, ponieważ kradzieży dokonano w nocy 27 lutego 2012 roku, a lokata overnight miała obowiązywać od 25 lutego. Bank wtedy stwierdził, że faktycznie usługa była aktywna, ale obowiązuje ona do północy, a transakcji dokonano później.
"Dziennik Zachodni" przytacza, że poza śledztwem przedstawiciel banku href="http://finanse.wp.pl/isin,PLPEKAO00016,notowania-podsumowanie.html">Pekao SAPekao SA w oficjalnym piśmie przyznał, że lokata overnight obowiązuje od godziny 20.00 do 6.00. Wynika z tego, że pieniądze nie miały prawa zostać przelane.
Poszkodowany twierdzi także, że wcześniej wszystkie powtarzalne transakcje z firmowego rachunku były poddawane telefonicznej autoryzacji przez pracownika banku. Była to praktyka zwyczajowa, niepotwierdzona w umowie. Tymczasem nikt nie zwrócił uwagi na serię dziwnych przelewów i nie zastanowił się, że coś może być nie tak.
Prokuratura, która prowadzi sprawę poprosiła o pomoc Maltę, gdzie zarejestrowana jest spółka zarządzająca portalem z zakładami. - Sąd maltański przesłuchał pracowników spółki i ustalił, że próbowano dokonać transakcji między kontami kolejnych dwóch osób, których telefony są zarejestrowane w Polsce - wyjaśnia dla "Dziennika Zachodniego" mecenas Borówka.
Okazało się, że chociaż polski bank zaspał, to system bezpieczeństwa portalu hazardowego wykrył nieprawidłowości i zablokował 320 tys. zł. Pieniądze te zostały zamrożone i leżą na koncie banku w Irlandii. Jednak nie wiedzą, co z nimi zrobić, nikt nie wie, jak załatwić ich zwrot przedsiębiorcy.
Polskie śledztwo jest zawieszone, a bank do pomocy klientowi się nie kwapi. - Współpracujemy z policją i prokuraturą, ale póki trwa śledztwo nie możemy podjąć żadnej decyzji - powiedział "DZ" Tomasz Bogusławski z biura prasowego banku.