Trwa ładowanie...
18-04-2007 14:35

Urzędnicy z klanu Kowalskich - raport WP

Czy zatrudnianie nowych pracowników „po znajomości” jest czymś złym? A może to dobra praktyka, pod warunkiem, że kandydat ma odpowiednie kompetencje?

Urzędnicy z klanu Kowalskich - raport WP
d40exl1
d40exl1

Jest niesprawiedliwe i powinno być zabronione. Tak o zatrudnianiu po znajomości myśli większość osób. W naszej ankiecie aż 42 % respondentów jednoznacznie skrytykowało taką praktykę przyjmowania do pracy (zobacz wyniki). Tylko 7 % uczestników naszego sondażu oceniło zatrudnianie dalszych i bliższych członków rodzin jako podejrzane. Są jednak i tacy, którzy nie widzą w tym nic złego.

Pracodawcy często przyznają, że wolą mieć pod ręką kogoś znajomego, niż przyjmować zupełnie obcą i niesprawdzoną osobę. Wielu z nich przyjmując bezrobotnych siostrzeńców, czy kolegów tłumaczy się chęcią wsparcia ich na początku kariery zawodowej. Inni czują się zobowiązani wieloletnimi przyjaźniami lub po prostu chcą się odwdzięczyć za przysługę. Z naszego sondażu wynika, że aż 41 % osób pozytywnie oceniło taki sposób zatrudniania pracowników - pod warunkiem, że zatrudniani krewniacy mają odpowiednie kompetencje i kwalifikacje.

Tylko nieliczni bezwarunkowo popierają taką formę zatrudniania. W naszej ankiecie tylko 8 % głosujących stwierdziło wprost, że zatrudnienie krewnego jest wskazane. Potwierdzają się tym samym badania przeprowadzone na początku roku przez PBS. Ze statystyk opracowanych przez tę instytucję wynika, że 67 % warszawiaków nie jest w stanie znaleźć innego zatrudnienia, niż w firmie męża, ojca, czy ciotki. Powszechnie dominuje przekonanie, że przedstawiciele urzędów zamieszczają ogłoszenia o wolnych stanowiskach, tylko dlatego że są do tego zobligowani przepisami o rekrutacji, a w rezultacie i tak już kogoś mają.

Inspektorzy pracy twierdzą, ze przyjmowanie do pracy krewnych nie jest karane, o ile nie dochodzi do konfliktu interesów. O zatrudnianiu dzieci, czy małżonków mogą zapomnieć m.in. mundurowi. Niedopuszczalna jest też sytuacja, gdy rodziny opanowują całe instytucje publiczne, tworząc prawdziwe wielopokoleniowe klany. Wszelkie podejrzenia o przyjmowaniu na studia dzieci kolegów zawsze wyjaśniane były w sądzie. W wielu państwach władza, która spoczywa w jednej rodzinie odbierana jest jako zagrożenie demokracji.


Według sondażu przeprowadzonego ostatnio przez PBS, 67 procent warszawiaków uważa, iż dobrą pracę można znaleźć jedynie po znajomości. Jeszcze czarniej całą sprawę widzą radomianie – otrzymanie dobrej pracy od znajomości uzależnia tam aż 82,7 procent ankietowanych.

d40exl1

Wyniki badania są przerażające – Polacy są przekonani, że bez odpowiednich „układów” i koneksji szanse na zatrudnienie są niewielkie. Jaka jest przyczyna tej chorej sytuacji? Nie jest tajemnicą, że w wielu instytucjach państwowych pracują całe „klany” rodzinne składające się z bliższych i dalszych krewniaków. Nie przypadkowo używamy tutaj zwrotu „klan”, ponieważ wydaje się, iż struktura pracowników urzędów, uczelni wyższych, tudzież innych instytucji publicznych zaczyna coraz bardziej przypominać schemat znany z filmu „Ojciec chrzestny”.

Praktyka zatrudniania „krewnych i znajomych królika” wydaje się tak rozpowszechniona w naszym kraju, że większość ludzi traktuje ją jako coś najzupełniej normalnego. Wiele osób wychodzi z założenia lepiej zatrudnić kuzyna albo szwagra, których znamy osobiście, niż przyjąć kogoś kompletnie obcego. Do pewnego stopnia jest to podejście całkowicie zrozumiałe. Problem zaczyna się w momencie, gdy na przykład na państwowej uczelni pojawiają się potężne „klany”, złożone z kilkunastu spokrewnionych ze sobą pracowników naukowych, które niczym rodzina Don Corleone walczą o wpływy, władzę i nowe posady dla różnych swoich pociotków.

Cała problem ma prawdopodobnie swoje źródło w czasach PRLu, gdzie w ciepłych ścianach socjalistycznych urzędów zatrudnienie znajdowały całe rodziny. Wydaje się, że ten zwyczaj pozostał do dzisiaj i często ogłoszenia w rubryce „zatrudnię” są zamieszczane tylko „pro forma”, ponieważ kierownik i tak ma już swojego kandydata, będącego przy okazji jego siostrzeńcem. A że procedura wymaga zamieszczenia ogłoszenia? No cóż, napływające CV-ki i listy motywacyjne zapełnią pojemne zbiorniki niszczarek. I mało ważne jest, że siostrzeniec kierownika nie ma kompletnie żadnego doświadczenia ani kompetencji potrzebnych na danym stanowisku.

A co Wy o tym myślicie? Czy zatrudnianie nowych pracowników „po znajomości” jest czymś złym? A może to dobra praktyka, pod warunkiem, że kandydat ma odpowiednie kompetencje? Chcemy poznać Wasze zdanie!

d40exl1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d40exl1