W grudniu zarabiają na cały rok
Większość z nas nie wyobraża sobie wigilijnej kolacji bez pierogów i karpia
23.12.2013 | aktual.: 24.12.2013 13:25
Większość z nas nie wyobraża sobie wigilijnej kolacji bez pierogów i karpia. I tak, jak te pierwsze zazwyczaj faszerowane są kapustą i grzybami, tak przepisów na podanie karpia jest całe mnóstwo – możemy przyrządzić karpia smażonego, duszonego, w galarecie, po żydowsku, grecku czy z migdałami. Zanim jednak go przyrządzimy, ktoś inny musi go... wyhodować, złowić, a potem zająć się świąteczną sprzedażą.
Mówi się, że hodowcy ryb pracują cały rok, aby teraz – w okresie świątecznym – zbierać żniwa. Jest w tym sporo racji. Hodowla karpia wymaga opieki całorocznej, a jego sprzedaż w grudniu pozwala hodowcom na przygotowanie produkcji na kolejny sezon.
– Hodowlę karpia ustawia się tak, by w okolicy świąt Bożego Narodzenia jego masa wynosiła w granicach 1,4 do 2 kg. Jest to już bowiem dorodny karp, jakiego klienci oczekują na wigilijnym stole. Żeby wyhodować taką rybę trzeba jej jednak poświęcić ok. 2-3 lat – tłumaczy Konrad Świstak z firmy GPH KARP.
Od narybka do sprzedaży
Proces hodowli karpia przechodzi różne etapy W pierwszym roku, zwanym "od ikry do narybku" dochodzi do tarła. W drugim roku hodowli – "od narybku do kroczka" ryby mają już po ok. 250 gramów i wtedy też przenoszone są do stawów, w których zimują. "Od kroczka do ryby handlowej" to trzeci i ostatni rok hodowli karpi. Na tym etapie ryby przenoszone są na największe stawy, z których odławiane są już do sprzedaży. Wtedy też zatrudnienie w firmach zajmujących się hodowlą ryb wzrasta kilkukrotnie.
– Nasza hodowla wymaga pracy minimum 3 osób w ciągu roku. W okresie świątecznym zatrudnienie zwiększa się do kilkunastu – przyznaje Konrad Świstak. To samo dotyczy sprzedaży. – Jeżeli chodzi o resztę roku, to ilość karpi jakie sprzedajemy jest raczej symboliczna, w większości jest to ryba wypatroszona – dodaje.
Grudzień to czas wzmożonej pracy nie tylko ze względu na produkcję karpi, ale także z powodu dużej konkurencji. Każdy hodowca wie, że zarobione w tym okresie pieniądze trzeba będzie przeznaczyć na produkcję ryb w następnych latach, liczy się więc każdy grosz. W ostatnim okresie konkurencja wzrosła jeszcze bardziej, niż miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Spowodowane jest to masowym napływem taniej, niewiadomego pochodzenia ryby. Obecnie na rynku decydującą rolę odgrywa cena, a większość polskich hodowców wciąż stawia na jakość. Góruje więc sprzedaż w hipermarketach.
– Większość naszej produkcji trafia do klienta detalicznego, gdyż z uwagi na jakość naszej ryby, mamy wielu stałych, większych lub mniejszych odbiorców. Niestety jakość wiąże się z ceną i nie jesteśmy w stanie zaproponować ceny takiej, jaką oczekują sklepy wielkopowierzchniowe, a stanowią one tylko część naszych zamówień – podkreśla Konrad Świstak.
Tanio za karpia
Na wzrost sprzedaży karpi w supermarketach skarżą się także handlarze na świątecznych targach czy halach, którzy zawsze mogli liczyć na sporą sprzedaż ryb. – Ludzie chodzą teraz do sklepu i zwyczajnie kupują wszystko za jednym razem: ryby, słodycze, alkohol. Do nas zaglądają raczej stali klienci, którzy wiedzą na co mogą liczyć, a boją się zaryzykować kupna ryby w hipermarkecie – mówi Zbigniew Dudzik, sprzedawca sklepu rybnego w Hali Targowej w Gdańsku.
Sprzedawcy ryb, podobnie jak hodowcy, zgodnie przyznają, że z roku na rok spada popyt na karpie. W ubiegłym roku zarówno ci pierwsi, jak i drudzy mogli liczyć na zarobek o 1/3 większy niż w tym roku. – W 2012 na sprzedaży ryb zarobiłem 5 tys. zł, w tym będzie to pewnie około 3 tys. Liczę, że w Wigilię i dzień przed zwiększy się trochę ruch, ale i tak nie jestem optymistą – dodaje pan Zbigniew.
Z czego to wynika? Zarówno z powodu wzrostu kosztów żywienia karpi – w tym roku za zboże trzeba było zapłacić prawie dwa razy więcej, jak i złego marketingu. - W grudniu ubiegłego roku zanotowano obniżkę cen karpi w porównaniu do roku ubiegłego. W tym jest jeszcze gorzej. Świąteczna sprzedaż karpi jest decydująca dla każdego hodowcy. Ci bardziej niecierpliwi, którzy ze względu na niskie plony, zdecydowali się obniżyć stawkę za karpia, pociągnęli za sobą całą branżę. Średnia cena za świąteczną rybę wynosi około 8.00-9,00 zł, podczas gdy w poprzednich latach stawka ta wynosiła nawet o około 1 zł więcej – mówi Zbigniew Szczepański z TPR „Pan Karp”.
Towarzystwo Promocji Ryb "Pan Karp" każdego roku analizuje sezon na karpie i tworzy bilans kondycji finansowej gospodarstw karpiowych. – W tym roku spora liczba hodowców może dużo stracić, szacuje się, że niektóre gospodarstwa rybne nawet ok. 10 proc. z tego, co zainwestowali – wylicza Zbigniew Szczepański. – W następnych latach może się to odbić zarówno na samych hodowcach, którzy ze względu na nierentowność, będą swoje gospodarstwa zamykać albo zmniejszać, jak i na samych klientach. Ceny – z powodu małej ilości karpi na rynku – mogą pójść w górę – dodaje.
Szacuje się, że wartość za sprzedaż karpi wyniesie w tym roku ok 150-170 mln. Dla przeciętnego gospodarstwa rybnego przychód z grudniowej sprzedaży to około 300-500 tys. zł, z czego zysk będzie niewielki.
Karpie nie mają takiego powodzenia, jak kiedyś także z innego powodu. Dawniej było to danie obowiązkowe na każdym polskim stole, obecnie coraz więcej z nas zastępuje karpia np. pstrągiem czy łososiem. Łosoś w ostatnim czasie jest niezwykle popularny. Podany z cytryną i szpinakiem, w cieście francuskim czy zapiekany z szynką parmeńską – w każdej cenionej restauracji znajdziemy choć jedno z tych dań. W święta także w naszych domach. Sporym zainteresowaniem cieszy się także panga – bo jest tania i łatwo ją przyrządzić. Hodowcy ryb nie wypowiadają się jednak o niej w superlatywach.
Liczy się jakość
Czym różnią się ryby dobre jakościowo od tych, których produkcja stoi pod znakiem zapytania? Przede wszystkim smakiem. Jednak o tym możemy przekonać się dopiero po fakcie, gdy karp jest już podany do stołu. Podczas zakupu można zapytać hodowcę lub sprzedawcę o to, skąd pochodzi ryba i czym była karmiona. Aby karp nadawał się do jedzenia należy zadbać o odpowiednią paszę. Ryby powinny być karmione tylko i wyłącznie zbożem, a stawy hodowlane posiadać piaszczyste podłoże, dzięki czemu karpie nie będą mały posmaku mułu. Nie wszyscy sprzedawcy posiadają jednak takie informacje. Wtedy możemy sami sprawdzić jakość ryby.
– Świeżo złowionego karpia poznamy po oględzinach. Taka ryba powinna mieć krągły brzuch i naturalny kolor. W szczególności warto jednak zwrócić uwagę na warunki, w których trzymana jest żywa ryba, a także na jej oczy i skrzela – mówi Remigiusz Kopiej, wędkarz i właściciel sklepu internetowego Corona-Fishing.pl – Zdrowy karp nie może być poobijany, ani mieć plam, wklęśnięć i uszkodzeń na skórze. W wodzie powinien przyjmować naturalną, pionową pozycję. Ponadto, jeśli kupujemy karpia w całości, kolor jego skrzeli powinien być ciemnoczerwony, nie blady. Jeżeli te nie są jaskrawe, o żywym kolorze, to oznacza, że ryba swoje ostatnie chwile spędziła w nienajlepszych warunkach. Oczy karpia powinny być szkliste, wyraźne i wypukłe. Mętne powinny wzbudzić nasz niepokój. Co więcej - skrzela i łuski muszą być lśniące i dobrze przylegać do tuszy ryby – dodaje.
Hodowcy ryb zgodnie podkreślają, że do karpia trzeba podchodzić z sercem i pamiętać, że mamy do czynienia z żywą rybą. – Karpie należy odławiać dużo wcześniej, przenosić do mniejszych basenów, gdzie oczekują na przeniesienie do samochodów transportujących je do klienta. Największym błędem jakim można zrobić jest przewóz ryby w samochodzie nie przystosowanym do jej transportu – tłumaczy Konrad Świstak. Ważne jest też to, aby żywych karpi nie przynosić do domu w foliowych torebkach. Należy je włożyć do siatki lub płóciennej torby i możliwie szybko przełożyć do zimnej wody.
AB,MA,WP.PL