Właściciel apartamentu nazwał klienta biedakiem. Musi zapłacić karę
Pan Józef wybrał się na wakacje do prywatnego apartamentu w Wiśle, ale nie będzie miło wspominał tego pobytu — informuje "Gazeta Wyborcza". Właściciel mieszkania nie dotrzymał warunków umowy oraz był niekulturalny. Pan Józef ostatecznie otrzymał zadośćuczynienie.
27.08.2023 16:55
Poszkodowany całą sprawę opisał "Gazecie Wyborczej". Pan Józef z Sosnowca wynajął apartament w Wiśle już w maju dla siebie i dwóch wnuczek. Za pobyt zapłacił 2,8 tys. zł, a w cenie miało być wliczone śniadanie oraz obiadokolacja. Wcześniej zapłacił zaliczkę za mieszkanie.
Na miejscu właściciel poinformował, że pomimo wcześniejszej umowy pan Józef ma zapłacić dodatkowe 500 zł za obiadokolacje. Wynajmujący tłumaczył, że nie takie były ustalenia, jednak to nic nie pomogło — opisuje "Gazeta Wyborcza".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Właściciel apartamentu żądał dopłaty 500 zł
Pan Józef podczas posiłku poznał jeszcze jednego poszkodowanego turystę. Gość z Siemianowic Śląskich miał dopłacić ponad tysiąc złotych za pobyt. Rozmowie przysłuchiwał się właściciel apartamentów, który w nieuprzejmy sposób skomentował rozmowę swoich klientów.
Rozmawialiśmy o tym głośno, a właściciel apartamentu, gdy usłyszał naszą rozmowę, nazwał mnie biedakiem, a swojego gościa z Siemianowic Śląskich chorym człowiekiem. Działo się to przy innych gościach, w miejscu, gdzie jedliśmy posiłki. Właściciel robił wszystko, żeby nas poniżyć. Zwróciłem mu uwagę, że jestem jego gościem, że dzięki mnie zarabia pieniądze i nie życzę sobie, żeby mnie obrażał. Na niewiele się to zdało – opowiada "Gazecie Wyborczej" pan Józef.
Po tym wydarzeniu mężczyzna skontaktował się z wydziałem turystyki w miejscowym urzędzie miejskim, w którym opisał zachowanie właściciela obiektu. Urzędnicy byli zaznajomieni z sytuacją, gdyż nie była to pierwsza skarga i obiecali interwencje.
Po kilku godzinach do pana Józefa zadzwonił właściciel obiektu, który przepraszał za swoje zachowanie i zaproponował lampkę wina na zgodę. Poszkodowany jednak odmówił i zażądał publicznych przeprosin, na które właściciel się zgodził, oraz zadośćuczynienia w wysokości tysiąca za złotych.
To jednak spotkało się z ostrą reakcją, gdyż właściciel mieszkania straszył, że to wyłudzenie, które zgłosi na policję. Ostatecznie pan Józef otrzymał przelew z zadośćczynieniem.
Całą sprawę skomentowała dla "Gazety Wyborczej" Jolanta Grus z Polskiej Organizacji Turystycznej. Przekazała, że takie zdarzenie w ogóle nie powinno mieć miejsca w relacji usługodawca–klient. Dodała, że ewentualne odszkodowania powinny być rozstrzygane przed sądem.
Mecenas Krystian Macała z Sosnowca informuje w "Gazecie Wyborczej", że turysta jak najbardziej miał prawo dochodzić zadośćuczynienia w tej sprawie. Dodał, że jeżeli strony uznały, że tysiąc złotych to wystarczająca kwota rekompensaty, to sprawa jest zamknięta.
Drugi z obrażanych turystów nie żądał rekompensaty ani nie zgłaszaj sprawy. Jak komentuje Pan Józef, często bywamy bezsilni wobec bezczelności.
Mój przypadek pokazał, że na każde zło, na każde bezprawne naruszanie naszych granic, trzeba stanowczo reagować, bo gdy nie reagujesz na zło, to je akceptujesz – przekonuje pan Józef w "Gazecie Wyborczej".