Wpuszczeni w szwedzkie maliny

Kiedy w 2008 roku sektor bankowy opanował kryzys, cały świat spoglądał na Szwecję. Miała służyć za wzór dobrze rozwiązanego kryzysu w finansjerze, być przykładem do naśladowania, dobrym doradcą, ponieważ – jak twierdzili wówczas będący na topie ekonomiści – jej wyjście z kryzysu w latach 90. było książkowe.

Wpuszczeni w szwedzkie maliny
Źródło zdjęć: © Fotolia

07.01.2014 | aktual.: 14.01.2014 11:50

W rzeczywistości irracjonalny pomysł bailoutów, nacjonalizacji i późniejszego przeregulowania doprowadził do deewolucji szwedzkiej bankowości do poziomu banków z krajów, które jeszcze nie tak dawno od cywilizacji oddzielała żelazna kurtyna. Pomimo tego w dalszym ciągu opinia publiczna uważa rozwiązania szwedzkie za roztropne i godne podziwu.

Zapaść przyczynkiem
Szwedzki kryzys bankowy z przełomu lat 90. spowodowany był wyjątkowo niezaskakująco bańką pożyczek, zwłaszcza hipotecznych. W większości źródeł na przyczynę tego załamania wskazuje się „liberalizację rynku” z 1985 roku, kiedy to zniesiono regulacje dotyczące pożyczek bankowych.
Zagłębiając się w problematykę, jasno widzimy, że rzeczywisty czynnik sprawczy leży gdzieś indziej. Szwecja do lat 50. ubiegłego stulecia była krajem wyjątkowo wolnorynkowym. Niewielka ilość ograniczeń, wiele wybitnych i przedsiębiorczych jednostek (m.in. Alfred Nobel, Sven Wingquist, Gustav Dahlén) oraz brak wojen od początku XIX wieku sprawiły, że mieszkańcy tej części Półwyspu Skandynawskiego długo cieszyli się najprężniej rozwijającą się gospodarką na Starym Kontynencie.
W latach 50. rozpoczął się jednak proces dynamicznego rozbudowywania sektora państwowego, polityka inflacyjna, coraz wyższe podatki. Bogactwo Szwecji było jednak na tyle ogromne, że przez 30 lat udało im się bez większego szwanku przeżyć socjalistyczne reformy. Oczywiście dynamika rozwoju była już zupełnie inna, jednak na tle nadszarpniętych II wojną światową państw reszty Europy oraz zważywszy na wysoki poziom zaawansowania technologicznego, nie było to nadmiernie krzywdzące dla obywateli naszych północnych, zamorskich sąsiadów.
Dopiero w latach 80. rządom socjalistów zaczęło się ukazywać dno skarbca. Wieczne obniżanie stóp procentowych przestało wystarczać, ponadto widmo nadmiernej inflacji nie było korzystne dla partii, która w zasadzie niepodzielnie rządziła krajem – koniecze było uwolnienie pożyczek bankowych. W 1983 roku weszła ustawa deregulująca rezerwę obowiązkową, a w 1985 roku zlikwidowano minimalne oprocentowanie pożyczek komercyjnych, co po kolejnym, istotnym obniżeniu stóp procentowych w 1982 roku poskutkowało niespotykanym wzrostem popularności kredytów. Pożyczki były opłacalne, ponieważ – uwzględniając podatki oraz inflację – oprocentowanie było ujemne. Natychmiast powstała gigantyczna bańka na rynku nieruchomości, która w 1990 roku pękła. Powodem tego nie była jednak deregulacja usług bankowych, lecz nadmiernie obniżone stopy procentowe. Rosnąca inflacja napędzała wszystkich uczestników rynku do wydawania pieniędzy, które stawały się coraz mniej warte, oraz kusiła kredytami, na których się właściwie zarabiało, przez
co topniały oszczędności, a balon wypełniał się powietrzem. W końcu pękł, a kiedy tak się stało – nie było co zbierać. Wartość nieruchomości drastycznie spadła, inflacja osiągała wyżyny, a konta oszczędnościowe świeciły pustkami.

Przywrócić dobrobyt

Na ratunek spanikowanym Szwedom musiał przyjść nie kto inny jak rząd. Ten natychmiast złapał za gardło sektor bankowy, wprowadzając szereg reform, które do rynkowych nie należały. Bogaty w pieniądze podatników ogłosił swoje gwarancje dla wszystkich depozytów, lokat i należności we wszystkich 114 bankach krajowych. Przy pomocy 64 mld koron szwedzkich (około 18,3 mld dolarów) znacjonalizowano dwa największe banki – Nordbanken (Nordea) i Götabanken (od 1993 roku połączony z Nordeą), a w późniejszym czasie udzielono pożyczki Sparbanken (Swedbank).

Powołano specjalną jednostkę administracyjną do kontrolowania banków, które wymagają pomocy kapitałowej. Zostały podwyższone stopy procentowe do 500 proc., co zatamowało inflację, jednak duża liczba „złych pożyczek” odbiła się pod koniec 1992 roku bankructwem większości banków (tylko Handelsbanken, znany z ostrożności w udzielaniu kredytów, wyszedł z tego bez szwanku). Reakcja szwedzkiego rządu nie była zaskakująca – oświadczono, że wszystkie banki otrzymają bailout tak duży, jak potrzebują. Pomoc instytucjom finansowym kosztowała płatników podatków 12 proc. PKB, w 1992 roku wynoszącego ponad 202 mld dolarów, co oznacza, że w sektor finansowy wrzucono około 24 mld dolarów. Szwedzki kryzys bankowy przyniósł ponad 10-proc. deficyt budżetowy, pomimo prywatyzacji kilku znaczących firm państwowych. Rządowe bailoutowanie konających instytucji finansowych kosztowało podatników więcej niż potencjalny ich upadek, bowiem deficyt budżetowy został tymczasowo zacerowany kosztownymi pożyczkami.

Restrukturyzacja gwarantem stabilności

Po zażegnaniu kryzysu w bankowości, który dał o sobie znać w 5-proc. obniżce PKB w 1993 roku w stosunku do roku 1990, 10-proc. spadku w zatrudnieniu i 35-proc. spadku w inwestycjach sektora prywatnego, szwedzki rząd nałożył na banki dziesiątki regulacji znacznie bardziej restrykcyjnych niż w innych krajach.

W banku Nordea pod koniec września 2013 roku współczynnik kapitału podstawowego Tier 1 wynosił 14,4 proc., w Swedbanku 18,8 proc., a w Handelsbanken 19,3 proc. Porozumienie bazylejskie mówi o 7 proc. lub 9 proc. dla banków specjalnego znaczenia, przy czym określanie „należności niepewnych” jest bardziej rygorystyczne, niż utarło się w Europie. W kwestii kredytów hipotecznych minimum kapitałowe wynosi 15 proc., a szwedzki bank centralny optuje za podwyższeniem do 20 proc, kiedy standardem jest 5 proc.

Szwecja przez lata była jednym z najważniejszych rynków bankowości inwestycyjnej – kraj bardzo podobny do Szwajcarii, struktura stabilna, ponieważ nienaruszona wojną, a gospodarka do jeszcze nie tak dawna świetnie prosperująca.

Na dzień dzisiejszy nawet na własnym rynku szwedzkie banki przegrywają. 23,1 proc. transakcji M&A (mergers and acquisitions) zawieranych w tej części Półwyspu Skandynawskiego obsługuje Morgan Stanley, na drugim miejscu jest co prawda Handelsbanken z ok. 18-proc. udziałem, ale to jedyny szwedzki bank w tym zestawieniu. Dalsze miejsca należą do UBS (11,1 proc.), JP Morgan (10,1 proc.), Goldman Sachs (9,7 proc.), Deutsche Bank (9,4 proc).

W dziedzinie inwestycji kapitałowych podział jest jeszcze bardziej brutalny dla Szwedów – 38,8 proc. całego rynku należy do Deutsche Banku, a 21,2 proc. tego typu transakcji obsługuje USB.

Poza granicami Szwecji welfare state praktycznie nie ma szwedzkich banków – jedynie Handelsbanken działa na większą skalę w Zjednoczonym Królestwie (140 filii), jednak w wyspiarskiej bankowości inwestycyjnej nie odgrywa żadnej roli.

Praktyczny brak znaczenia usług inwestycyjnych odbija się również w ostatnich raportach, które pokazują, jak znacząco rozwój bankowości internetowej, który z natury wiąże się z sektorem klientów indywidualnych, wpłynął na rynek. Podobną relację obserwuje się w krajach takich jak Polska Bułgaria, czy Macedonia, gdzie bankowość inwestycyjna praktycznie nie istnieje.

Jedynym gwarantem zarobku dla szwedzkich banków jest rodzimy klient detaliczny. Na tym polu panuje oligopol – próżno szukać w kraju króla Carla XVI Gustafa obcego kapitału w sektorze finansowych usług detalicznych. Banki bez obaw mogą zatem oferować znikome oprocentowanie depozytów oraz drogie kredyty, gdyż nie natrafią na konkurencję. Gwarantuje im to stabilny wzrost, przez co ich akcje stają się atrakcyjnymi dla osób szukających stosunkowo pewnych inwestycji, np. zabezpieczeń emerytalnych. Taki obrót spraw to drastyczny regres dla szwedzkiej bankowości. Skala zniszczeń „rozwiązań szwedzkich” jest ogromna, zważywszy, że jeszcze pod koniec lat 80. tamtejsze usługi inwestycyjne były wiodącymi na skalę globalną.

Przykład dla innych

Szwedzkie metody na walkę z kryzysem przedstawiane były jako penicylina bankowości. Naturalnie, po upadku Lehman Brothers zostały one wprowadzone właściwie wszędzie. Ameryka w 2008 roku na bailouty bankowe wydała 1,2 bln dolarów, co poskutkowało deficytem budżetowym w wysokości 1 bln dolarów oraz podniesieniem „sufitu zadłużenia” do poziomu 11,3 bln dolarów. Rząd wszedł w posiadanie kilku instytucji udzielających kredytów hipotecznych.

Wielka Brytania wprowadziła pakiet ratunkowy, w wyniku którego wykupiła udziały Lloyds Banking Group oraz Royal Bank of Scotland, a wielu bankom udzieliła gwarancji kredytowych.

Podobnie w innych częściach świata rządy znacjonalizowały niektóre banki. W Islandii państwo przejęło aż 6 dużych banków, w Irlandii unarodowiony został Anglo Irish Bank, Podobnie postąpiły rządy na Litwie, Łotwie, Sri Lance. Prezydent Sarkozy przeznaczył 320 mld euro na ratowanie francuskich instytucji finansowych.

Model szwedzki wychwalają po dziś dzień popularni ekonomiści i opiniotwórcze media. Cały świat wydał biliony dolarów na rozwiązania, które w rzeczywistości nie zadziałały. Kryzys trwa już piąty rok i chociaż od 2 lat wszyscy ogłaszają jego koniec, na horyzoncie tego nie widać.

W 2011 roku jednym z haseł okupujących Wall Street było „We demand the Swedish solution” (Żądamy szwedzkiego rozwiązania), którzy najwyraźniej nie zauważyli, że zostało ono już dawno wprowadzone (co też może świadczyć o jego skuteczności). Szwedzki model wychodzenia z kryzysu w bankowości jest do tej pory zachwalany na łamach światowej prasy ekonomicznej (Szwedzka lekcja dla właścicieli banków w Unii Europejskiej. To ważne, aby tworzyć jasne reguły ochrony interesów płatników podatków – tytuł i lead artykułu Daga Dettera w „Financial Times” z października 2012 roku; Szwedzka bankowość. Wskazówki od starzejącego się modelu. Gdzie banki są zarówno bezpieczne jak i rentowne – tytuł i podtytuł artykułu w „The Economist” z końca września 2013 roku), pomimo iż widać, do jakiego spustoszenia doprowadził branżę bankową w kraju swego pochodzenia. Być może zwyczajnie ciężko przyznać się do wydania bilionów dolarów na nieskuteczne rozwiązanie.

18 lat po szwedzkim kryzysie cały cywilizowany świat stanął w obliczu krachu. Okrutna konsekwencja historii – dokładnie te same błędy przyczyniły się do zaistnienia kryzysu co w skandynawskim przypadku i dokładnie te same błędy, które popełnili Szwedzi, popełniliśmy i my przy wychodzeniu z kryzysu. W dalszym cyklu powinniśmy powielić błąd przeregulowania bankowości, czego urzeczywistnieniem zapewne będzie unia bankowa. Okazuje się, że opowieściami o skuteczności bailoutowania i nacjonalizacji instytucji finansowych w obliczu kryzysu zostaliśmy wpuszczeni w maliny. Trochę nas pokuło, ale chyba nie było to nazbyt dotkliwe, skoro tak mało wniosków wyciągnęliśmy.

szwedzikryzys finansowymaliny
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)