Za ogrzewanie możemy zapłacić w tym roku nawet o kilkaset złotych więcej
Zapotrzebowanie na ciepło na początku sezonu grzewczego jest wyższe niż przed rokiem. W tym roku wyższe są też ceny gazu, węgla czy ciepła z sieci. Gdyby w kolejnych miesiącach sytuacja była podobna, rachunki za ogrzewanie przeciętnego mieszkania w "wielkiej płycie" wzrosłyby o 100 – 200 zł względem ubiegłego roku.
31.10.2012 | aktual.: 31.10.2012 14:18
Zimowa aura pod koniec października spowodowała, że sezon grzewczy w tym roku nie rozpoczął się tak łagodnie jak przed rokiem. Warto przypomnieć, że tradycyjnie początek sezonu przypada na wrzesień, choć w praktyce jest to bardzo zróżnicowane. Coraz więcej osób korzysta z ciepła niezależnie od daty w kalendarzu, ale od temperatury za oknem (ciepło systemowe), choć z drugiej strony np. Lubańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej rozpoczęło „grzanie” wraz z początkiem października.
Potrzebujemy mniej ciepła
Gdyby pokusić się o szacunek potencjalnego zapotrzebowania na ciepło od początku września do dziś, to okazałoby się, że jest ono o 3,4% wyższe niż w analogicznym okresie przed rokiem, ale jednocześnie o 8,3% niższe niż wynikałoby to ze średniej z lat 1980 – 2004. Trudno jednak ocenić, czy jest to dobra czy zła informacja, bo przed nami jeszcze 7 miesięcy sezonu grzewczego, przez co wciąż istnieje ryzyko, że mrozy głęboko spenetrują domowe budżety.
Bez wątpienia zrobią to dostawcy ciepła i nośników energii takich jak: węgiel, olej opałowy czy gaz, a konkretnie ich nowe cenniki. Zgodnie z danymi GUS, we wrześniu br. uśredniona cena nośników energii była wyższa o 6,4% względem poziomu sprzed roku. Najbardziej podrożał gaz, za który trzeba dziś płacić o 9,1% więcej niż przed rokiem. W przypadku energii cieplnej z sieci podwyżka sięgnęła 6%. W niewiele mniejszej skali, bo o 5,9%, zdrożała energia elektryczna, a o 5,1% opał (średni wskaźnik dla węgla, drewna i oleju opałowego).
Rachunek za ciepło może być wyższy
Po dwóch pierwszych miesiącach grzewczych zapotrzebowanie na ciepło było wyższe niż przed rokiem, a ponadto w tym samym czasie nośniki energii wyraźnie zdrożały. Gdyby sytuacja ta utrzymała się przez 7 kolejnych miesięcy (zapotrzebowanie na ciepło w każdym miesiącu proporcjonalnie wyższe i tempo wzrostu cen takie, jak obecnie), rachunek za ogrzewanie byłby w tym sezonie wyższy niż przed rokiem. O ile wyższy? Jeśli ktoś za ogrzanie 50-metrowego mieszkania w „wielkiej płycie” zapłacił w zeszłym sezonie 2 tys. zł, to w tym roku może to być o 170 zł więcej. W przypadku 150-metrowego domu z lat 90. jeśli zeszłoroczny rachunek wyniósł 2,5 tys. zł (dom ogrzewany węglem), to w tym roku może to być o 220 zł więcej. Gdy jednak dom taki ogrzewałoby się gazem, a przed rokiem rachunek wyniósł 4,5 tys. zł, to w tym sezonie grzewczym może on być aż o 580 zł wyższy.
Gdyby jednak zapotrzebowanie na ciepło było w tym sezonie identyczne jak w poprzednim, to z samego tytułu wzrostu cen nośników energii rachunek za ogrzewanie byłby o 100 zł wyższy w rozważanym przypadku lokalu mieszkalnego i odpowiednio 130 i 410 zł wyższe w przypadku domu ogrzewanego węglem i gazem.
W jaki sposób oszacowane zostało zapotrzebowanie na ciepło?
Wbrew pozorom jest to łatwe zadanie. Wystarczą dokładne dane o panujących na zewnątrz temperaturach. Jak bowiem dowodzi - na łamach portalu ogrzewnictwo.pl - mgr inż. Józef Dopke, w sposób liniowy zużycie gazu do ogrzania pomieszczeń zależy od liczby „stopniodni”. Jest to miara pokazująca, o ile stopni Celsjusza dziennie średnia temperatura za oknem jest niższa od tej optymalnej, która nie wymaga używania grzejników. W poszczególnych rejonach świata stosuje się różne sposoby obliczania liczby „stopniodni”. Zgodnie z metodologią Eurostatu, ważne są dwa poziomy temperatury – 15 i 18 stopni. Przy obliczaniu „stopniodni” pod uwagę brane są tylko takie dni, w których za oknem panuje mniej niż 15 stopni Celsjusza (średnia z temperatury maksymalnej i minimalnej danego dnia). Liczbę „stopniodni” określa się wtedy, licząc o ile za oknem jest ich mniej, niż wtedy, gdy słupek rtęci dochodzi do 18 stopni Celsjusza.
Korzystając z tej metodologii można obliczyć, że od początku września (tradycyjnie uważanego za początek okresu grzewczego) do końca października, łączna liczba stopniodni wyniosła w Warszawie 381. Biorąc pod uwagę średnią z 25 lat (od 1980 r.) w tym samym czasie liczba stopniodni powinna wynieść 415. Oznaczałoby to, że dotychczasowe zużycie ciepła może być o 8,3% niższe niż wynikałoby ze średniej.
Zaprezentowane powyżej obliczenia są wynikiem wielu założeń. W konkretnych przypadkach koszty ogrzewania mogą się znacznie różnić. O ich wysokości decyduje bowiem wiele czynników, takich jak na przykład: indywidualne przyzwyczajenia użytkownika ciepła, lokalizacja nieruchomości, ekspozycja na światło, przenikalność przegród, cena paliwa grzewczego i sprawność instalacji.
Bartosz Turek
analityk rynku nieruchomości
Home Broker