Zagraniczne banki nie doceniają Polski
Czołowe banki inwestycyjne zaprezentowały bardziej pesymistyczne niż rząd prognozy dotyczące polskiej gospodarki. To nie pierwszy raz, kiedy jesteśmy niedoceniani przez zagraniczne instytucje.
28.12.2011 | aktual.: 28.12.2011 15:09
Spośród największych globalnych instytucji finansowych najbardziej pesymistyczną prognozę dla polskiej gospodarki na 2012 rok przedstawił bank Goldman Sachs. Według jego analityków wzrost gospodarczy ma w przyszłym roku wynieść jedynie 2%, czyli o 0,5 pkt. procentowego mniej niż prognozuje rząd i MFW.
Niepokojąca jest też przedstawiana przez ten bank prognoza kursu euro do złotego. W pierwszym kwartale nadchodzącego roku nasza waluta ma się osłabić do poziomu 4,80 złotego za euro. Na koniec przyszłego roku wprawdzie prognozowany jest kurs EUR/PLN wysokości 4,30. Późniejsze umocnienie wynika z faktu, że modele banku wskazują na silne niedowartościowanie naszej waluty (kurs równowagi szacowany jest w nich na ok. 3,70). Trudno jednak uwierzyć, że po tak gwałtownym osłabieniu nasza waluta mogłaby równie szybko odrobić straty.
Kiepsko wygląda także prognoza przedstawiona przez Deutsche Bank. Wzrost gospodarczy w przyszłym roku ma być również niski, bo 2,3%, a ponadto - zdaniem banku - tempo wzrostu PKB w roku 2013, zamiast wreszcie przyspieszyć, jeszcze bardziej spadnie. Za to JP Morgan, choć jest bardziej optymistyczny niż rząd w kwestii wzrostu gospodarczego (prognoza 2,7%), spodziewa się dalszego wzrostu bezrobocia (mierzonego według GUS) z obecnych 12,1% do 12,5%.
Skąd wśród bankowych analityków aż tyle pesymizmu? Z pewnością obawiają się negatywnego wpływu, jaki wywrze na nasz kraj ewentualne pogłębienie się kryzysu w strefie euro. Trafne przewidzenie kierunku, jaki obierze euro-kryzys jest rzeczywiście kluczowe dla przyszłorocznych wyników naszej gospodarki. Pytanie tylko, czy faktycznie strefa euro będzie w nadchodzącym roku znowu wyłącznie źródłem niemiłych zaskoczeń.
Moim zdaniem jest szereg powodów przemawiających za tym, by tak nie było. Po pierwsze, sięgająca 500 mld euro pożyczka, jakiej udzielił EBC bankom pozwoli w krótkim terminie uspokoić nastroje. Duża część tych środków zostanie bowiem przeznaczona na zakup rządowych papierów dłużnych, które z perspektywy instytucji finansowych cały czas stanowią bardzo atrakcyjną lokatę.
Po drugie w międzyczasie zostaną zebrane środki pożyczkowe w ramach EFSF, za które będzie można skupować obligacje Hiszpanii i Włoch na rynku wtórnym, co przyczyni się do dalszego ustabilizowania ich rentowności.
I wreszcie, wprowadzone programy oszczędnościowe doprowadzą do zrównoważenia budżetów i stopniowego obniżania wskaźników zadłużenia. Mimo że rynki czeka jeszcze restrukturyzacja długu Portugalii, to o los największych dłużników jestem raczej spokojny. W przypadku Hiszpanii rentowności już nawet wróciły do w miarę bezpiecznych poziomów z końca 2010 roku.
Polską gospodarkę jak również i polskiego złotego mogą zaś spotkać pozytywne niespodzianki. I to nie tylko ze strony strefy euro. Gdyby na przykład udało się szybko przeprowadzić zapowiedziane w expose reformy, któraś z agencji mogłaby się zdecydować na podniesienie naszego ratingu. Bardzo pomogłoby to polskiej walucie i przyciągnęło inwestorów na naszą, dołującą w mijającym roku, giełdę.
Nadzieje więc są i nie należy przejmować z zagranicy nadmiernego pesymizmu. Jest to bowiem import zawsze nieopłacalny, nawet przy silnej krajowej walucie.
Maciej Bitner,
Wealth Solutions