1 tys. złotych na podręczniki. Rodzice załamują ręce

Rodzice absolwentów podstawówek muszą zapłacić za komplet podręczników od 600 do nawet 1 tys. złotych. Rynek wtórny nie istnieje, bo obowiązuje nowa podstawa programowa. Nie ma też bezpłatnych książek - te dostaną tylko uczniowie szkół podstawowych.

1 tys. złotych na podręczniki. Rodzice załamują ręce
Źródło zdjęć: © WP.PL
Witold Ziomek

09.09.2019 | aktual.: 09.09.2019 14:40

W tym roku absolwenci szkół podstawowych muszą mieć komplet nowych podręczników. Nie ma wyjścia, obowiązuje nowa podstawa programowa, więc o używanych można zapomnieć.

Wielkiego wyboru nie ma. Na rynku dominują dwa wydawnictwa, tytuły w większości szkolnych wykazów się powtarzają. Pojedynczy podręcznik do nowej podstawy programowej, w zależności od przedmiotu, kosztuje średnio od 35 do 50 złotych. Ceny zeszytów ćwiczeń i zbiorów zadań zaczynają się od 20 złotych.

Ceny podręczników do nowej podstawy programowej są nawet o 20 proc. wyższe niż w ubiegłym roku.

- Podręczniki do nowej podstawy, podobnie zresztą jak cała reforma, powstawały w ogromnym tempie. Takiego podręcznika nie pisze się przecież z dnia na dzień. Ktoś musiał to zrobić i mamy teraz taką sytuację, że to autorzy dyktują ceny - komentuje Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP. - Rynek podręczników powinien się ustabilizować, ale trudno powiedzieć, kiedy to nastąpi. Pierwszy rocznik licealistów jest w bardzo trudnej sytuacji.

Ceny kompletu książek wahają się w zależności od szkoły i przedmiotów z rozszerzonym programem. Porównujemy trzy przykładowe komplety dla klas biologiczno-chemicznych.

W liceum ogólnokształcącym w Poznaniu za komplet nowych podręczników trzeba zapłacić 653 złote.

Najdroższe są książki do nauki języków, w tym polskiego. Komplet podręczników potrzebnych na zajęciach z języka polskiego kosztuje 65 złotych. Podręcznik do języka hiszpańskiego - 75 złotych. Nieco tańszy jest francuski - 55 złotych.

W liceum w Żywcu wymagany komplet podręczników zamyka się w cenie 638 złotych. Tu najdroższy jest zestaw do nauki języka angielskiego - 100 złotych.

Jedno z warszawskich liceów wymaga od pierwszoklasisty wyposażenia się w książki o wartości 838 złotych.

134 złote kosztuje podręcznik i zeszyt ćwiczeń do angielskiego. 92 złote - książka i atlas do geografii. Na podręcznik i zbiór zadań do matematyki wystarczy 50 zł i 50 groszy.

Pani Katarzyna, mama tegorocznego pierwszoklasisty, opublikowała w mediach społecznościowych zdjęcie paragonu, jaki dostałą po zakupach w księgarni. 924 złote. Oprócz książek na liście zakupów była okładka na zeszyt.

"Dobra zmiana po reformie edukacji. Nie narzekajcie, macie 500+, 300+ i najlepszy z najlepszych rządów" - pisze pani Katarzyna. Pod jej postem pojawiają się kolejne kwoty, od innych rodziców.

"Brakuje mi 5 książek (w tym 2 do języków), a już zapłaciłam 740 zł" - pisze mama licealisty.

- To skandal, żeby książki, z których dziecko będzie korzystać rok, były aż tak drogie - mówi pani Agata. Jej córka zaczyna w tym roku naukę w jednym z łódzkich liceów. - Na komplet wydałam 730 złotych. Już się boję tego, co będzie w przyszłym roku, ale może spróbujemy się umówić z resztą klasy, żeby niektóre książki były kupione na dwójkę dzieci?

"Dzieci gorszego sortu"

Problem bardzo wysokich cen podręczników dotyczy tylko pierwszoklasistów, którzy skończyli w tym roku 8-letnią podstawówkę i idą do 4-letniej szkoły średniej.

Absolwenci trzech klas gimnazjów, którzy też rozpoczynają liceum, ale 3-letnie, już takiego problemu nie mają, bo mogą odkupić część książek od poprzednich roczników.

"Na szczęście moje dzieci są po gimnazjum, więc dostępność używanych jest większa. Synowi kupiłem używki za 100 zł - kilka pozycji do uzupełnienia, córka będzie miała od znajomej za uśmiech" - pewnie też pojedyncze pozycje do uzupełnienia - pisze na portalu społecznościowym pan Leszek.

- Czuję się jakbym miała "dziecko gorszego sortu" - mówi pani Agata. - Nie dość, że w szkole bałagan, tłok, przeładowane klasy, to jeszcze za "bezpłatną edukację" muszę zapłacić duże pieniądze. A w podstawówkach i gimnazjach podręczniki były darmowe.

Kto dostanie książki za darmo?

W szkołach podstawowych, a wcześniej również w gimnazjach, podręczniki były kupowane przez szkoły. Co roku placówki dostawały rządową dotację na zakup podręczników.

Książki w podstawówkach są własnością szkół. Uczniowie je tylko wypożyczają.

"Ustawa o finansowaniu zadań oświatowych gwarantuje bezpłatny dostęp do podręczników, materiałów edukacyjnych lub materiałów ćwiczeniowych - przeznaczonych do obowiązkowych zajęć edukacyjnych z zakresu kształcenia ogólnego – uczniom publicznych szkół podstawowych i szkół artystycznych realizujących kształcenie ogólne w zakresie szkoły podstawowej, a zatem uczniom objętym obowiązkiem szkolnym" - informuje Ministerstwo Edukacji Narodowej.

W szkołach ponadpodstawowych takiego udowodnienia nie ma i na razie nie będzie.

- Oczywiście, że w liceach też podręczniki powinny być udostępniane bezpłatnie - mówi Krzysztof Baszczyński. - Ale za tym muszą iść większe pieniądze na edukację w ogóle. Dlatego w czasie kwietniowego strajku jednym z naszych postulatów było zwiększenie nakładów na oświatę, nie tylko w kontekście wynagrodzeń.

Ministerstwo edukacji żadnych działań mających na celu ułatwienie nowym licealistom zakupu książek nie planuje.

"MEN nie ma mechanizmów by regulować rynek cen podręczników" - pisze MEN i przypomina, że rodzice dostają pieniądze na wyprawkę z programu "Dobry Start".

"Należy również dodać, że finansowym fundamentem wsparcia rodzin jest Program "Rodzina 500+", który wszedł w życie 1 kwietnia 2016 roku. Zgodnie z ostatnimi zmianami wprowadzonymi w tym programie, od 1 lipca 2019 roku świadczenie wychowawcze przysługuje na każde dziecko do ukończenia 18. roku życia, bez względu na dochód osiągany przez rodzinę. Rozszerzona formuła Programu pozwala na poprawę jakości życia wszystkich polskich rodzin mających dzieci na utrzymaniu i stanowi dopełnienie kompleksowej polityki państwa wobec rodzin" - pisze MEN.

- 300 zł na wyprawkę? To nie jest nawet połowa kompletu nowych książek, które musimy kupić! - denerwuje się pani Agata. - A doliczmy do tego kostium na WF, zeszyty i całą resztę. 500 plus? Jasne, to jest spore wsparcie w codziennym budżecie. Ale nie wtedy, kiedy ponad 1000 zł na wszystko trzeba wydać naraz. Zresztą to są pieniądze, które dostają wszyscy rodzice. Dlaczego jedna grupa dzieci ma być traktowana gorzej?

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

wiadomościpieniądzeedukacja
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (948)
Zobacz także