10-procentowe spadki na giełdzie w USA
Czwartkowa sesja na Wall Street okazała się jedną z najbardziej burzliwych w historii giełdy. W drugiej części dnia przyniosła dramatyczną wyprzedaż akcji, a Dow Jones w stracił prawie 1000 punktów.
Przez ostatnie dwie godziny Wall Street szybko odrabiała straty, ale i tak główne indeksy straciły 3 proc. w ciągu dnia, który przypominał wielkie wstrząsy na Wall Street z początku kryzysu finansowego w 2008 roku.
Zdaniem analityków gwałtowne spadki to przede wszystkim efekt coraz silniejszych obaw o sytuację finansową Grecji i ryzyko przeniesienia się greckiego kryzysu na inne kraje strefy euro. Jednak jak podają agencje, powołując się na telewizję CNBC i Fox Business News, do wybuchu paniki mógł przyczynić się błąd pracownika Citigroup, który składając zlecenie pomylił miliardy i miliony.
W ciągu jednej z najbardziej przyprawiającej o zawrót głowy pół godziny w historii giełdy Dow Jones stracił blisko 1000 pkt. - podkreśla agencja AP. W ciągu dnia Dow Jones zdołał odrobić dwie trzecie strat, jednak emocje na Wall Street utrzymują się na najwyższym poziomie, pośród obaw, że grecki kryzys rozlawszy się na strefę euro może źle wpłynąć na sytuację gospodarczą w USA lub nawet na globalne trendy.
Według telewizji CBNC powołującej się na liczne, choć anonimowe źródła, pracownik Citigroup, składając zlecenia na akcje firmy Procter&Gamble popełnił błąd wpisując niewłaściwą ilość zer. Ponieważ zaś notowania walorów P&G uznawane są za światło "latarni morskiej" dla Dow Jones, mogło to dodatkowo wpłynąć na przyśpieszenie wyprzedaży - komentuje agencja AFP, dodając, że według CNBC Citigroup stara się wyjaśnić tę sytuację.
Według komentatora Fox Business News, pracownik Citigroup miał w ogóle mylnie wydać zlecenie dotyczące akcji P&G.
Proszeni przez AFP o wyjaśnienia przedstawiciele Citigroup nie potwierdzili tej informacji, deklarując jedynie, że w chwili obecnej nie dysponują żadnym dowodem na to, że Citigroup była zaangażowana w błędna transakcję. Według Reutera Nasdaq również stara się wyjaśnić możliwość przeprowadzenia błędnych transakcji między godz. 14.40 a 15. czasu lokalnego.
W szczytowym momencie paniki indeks Nasdaq spadał o blisko 9 proc. Dow Jones i S&P 500 znalazły się na najniższych poziomach od początku roku. Dzienne minimum Nasdaq zanotował na poziomie 2 185 punktów, a jeszcze w środę na zamknięciu wynosił 2 402 punkty.
Analitycy uważają, że amerykańskie rynki weszły w fazę poważnej korekty, od dłuższego zresztą czasu zapowiadanej po 14 miesiącach nieprzerwanych wzrostów.
- Bez wątpienia mieliśmy dzisiaj do czynienia z paniczną sprzedażą akcji. To może być negatywny czynnik w długiej perspektywie, gdyż wydaje się, że mamy już za sobą szczyty w tym cyklu wzrostowym - powiedział Keith Springer, prezes Capital Financial Advisory Services.
Na zamknięciu Dow Jones Industrial spadł o 3,20 proc. (czyli o około 350 punktów) do 10.520,32 pkt. W ciągu dnia indeks ten zanotował minimum na poziomie 10.075 pkt. Nasdaq Comp. zniżkował o 3,44 proc., do 2.319,64 pkt.
Indeks S&P 500 spadł o 3,24 proc. i wyniósł na koniec dnia 1.128,13 pkt. W szczytowym momencie paniki indeks ten zszedł do 1.100 punktów.
Pierwsze godziny czwartkowej sesji na Wall Street nie wróżyły specjalnych emocji. Ostre spadki zaczęły się zaraz po tym, jak grecki parlament zaaprobował program reform i redukcji wydatków budżetowych. Wywołało to kolejną falę zamieszek na ulicach Aten.
Uchwalenie tego pakietu stanowi warunek otrzymania przez Ateny pomocy finansowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego i państw strefy euro w łącznej kwocie 110 mld euro.
- Coraz bardziej staje się oczywiste, że Grecja nie uniknie bankructwa. Zamieszki na ulicach pokazują, że o spłacie zadłużenia Grecji nie będą decydować ludzie w Niemczech czy we Francji, ale w Grecji, a wygląda na to, że Grecy nie będą mieli ochoty spłacać swoich długów - powiedział analityk bankowy Dick Bove.
Coraz większe są też obawy, że bankructwo Grecji może pociągnąć za sobą falę kolejnych upadłości wśród innych państw strefy euro.
- Kryzys, który zaczął się w jednym państwie - w Grecji, stał się już kryzysem regionalnym, mającym wpływ na całą strefę euro i jest już o włos od tego, aby stał się on rzeczywiście kryzysem na skalę globalną - powiedział Mohammed El-Erian, prezes Pimco, jednego z największych na świecie funduszy obligacji.
Obawy o Grecję i inne państwa strefy euro spowodowały, że euro jest już wobec dolara najtańsze od 14 miesięcy.
- Wydaje się, że euro będzie dalej się osłabiać - uważa Tim Speiss, szef doradców z Eisner LLP.
Umacniający się dolar pociągnął w dół ceny surowców i metali, a zwłaszcza ropy naftowej, która kosztuje najmniej od dziewięciu tygodni. Ucierpiały na tym notowania czołowych koncernów paliwowych, w tym Chevronu i ExxonMobil.
Na dalszy plan zeszły w czwartek najnowsze dane o stanie amerykańskiej gospodarki, które zresztą też nie wzbudziły optymizmu.
Departament Pracy poinformował, że liczba osób ubiegających się po raz pierwszy o zasiłek dla bezrobotnych w ubiegłym tygodniu spadła w USA o 7 tys. wobec poprzedniego tygodnia i wyniosła 444 tys.
Ekonomiści z Wall Street spodziewali się, że liczba nowych bezrobotnych wyniesie 440 tys. wobec 451 tys. po korekcie tydzień wcześniej.
Liczba bezrobotnych kontynuujących pobieranie zasiłku spadła o 59 tys. i wyniosła 4,594 mln w tygodniu, który skończył się 24 kwietnia. Analitycy spodziewali się 4,610 mln osób.