2 lata więzienia za sześć wieków tradycji
Jeśli chcesz napić się własnej wódki, to musisz założyć polmos. Polskie prawo zakazuje pędzenia bimbru nawet na własne potrzeby. Nie ma znaczenia, czy jest to słynna śliwowica czy zwykła okowita na wesele córki. Wszystkim za nielegalne pędzenie grozi kara nawet do 2 lat więzienia.
14.05.2012 | aktual.: 15.05.2012 13:35
Przepis na bimber znają nawet dzieci. Zawarta w dacie bitwy pod Grunwaldem receptura nie zmienia się od lat. Mniej więcej w tamtym czasie po raz pierwszy okowita pojawiła się na ziemiach polskich. Wiadomo o tym głównie stąd, że szybko nałożono na nią podatki i do dziś zachowały się dokumenty rozliczające gorzelnie. Od tamtego czasu stosunek państwa, który traktował bimber jako wyrób, na który ma monopol, praktycznie się nie zmienił.
Wódka jako waluta
Czy była to II Rzeczpospolita, PRL czy III RP po 1989 roku zawsze za pędzenie księżycówki można było trafić za kratki. Tymczasem Polacy za partyzanckie pędzenie wódki brali się najczęściej wtedy, gdy w kraju nie działo się najlepiej.
- Bimbrownictwo przeżywało największy rozkwit w dwóch okresach. Pierwszy - od drugiej wojny światowej do lat 60. Drugi - od 1982, czyli od wprowadzenia w ramach stanu wojennego ustawy o wychowaniu w trzeźwości, do 1989 roku - tłumaczy Leszek Wiwała ze Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego.
W tamtych czasach alkohol był nawet rodzajem waluty. Dziś jego skala jest niewielka. Zorganizowane grupy przestępcze bimbru nie pędzą. Wolą odkazić płyn do spryskiwaczy lub próbować przemytu. Nawet policja nie ma się tu czym poszczycić i ostatnie dane o wykryciu nielegalnych przydomowych gorzelni pochodzą z 2004 roku. Wtedy zatrzymano za to przestępstwo 279 osób i zarekwirowano 4314 litrów bimbru.
Jak łatwo obliczyć, na jedną bimbrownię przypadało jedynie 15 litrów inkryminowanego alkoholu. Zdaniem Leszka Wiwały od tamtego czasu nic raczej w ilości produkowanej przy blasku księżyca gorzały się nie zmieniło.
- Skala pędzenia bimbru w Polsce jest stosunkowo niewielka, do tego stopnia, że trudno jest kupić prawdziwy bimber. Na bazarach, a nawet u tak zwanych zaufanych źródeł można wprawdzie nabyć alkohol, który jest oferowany jako samogon, ale analiza składu chemicznego w znakomitej większości przypadków wykazuje śladowe ilości skażalników, które nie mają prawa powstać w prawdziwym bimbrze - stwierdza ekspert.
Ostatni wzrost pędzenia gorzały ma związek z modą na tak zwane wiejskie stoły. Na weselach obok tradycyjnej kiełbasy czy salcesonu można znaleźć właśnie wyprodukowany przy świetle księżyca bimber. Produkt poszukiwany nie tylko ze względu na walory smakowe, ale raczej na swoją legendę nielegalności.
Polmos albo więzienie
Choć ustawa o wyrobie napojów spirytusowych oraz o rejestracji i ochronie oznaczeń geograficznych napojów spirytusowych mówi w art. 1 ust. 2: "Przepisów ustawy nie stosuje się do napojów spirytusowych wytworzonych domowym sposobem, na własny użytek i nieprzeznaczonych do obrotu", to w następnym ustępie czytamy: "Napoje spirytusowe, o których mowa w ust. 2, nie mogą być wytwarzane bezpośrednio w wyniku destylacji po fermentacji alkoholowej". W skrócie oznacza to, że aby pędzić bimber, trzeba najpierw odkryć inną od destylacji metodę pędzenia.
Za brak innowacyjności można trafić za kratki. Za złamanie przepisów ustawy grozi kara grzywny, ograniczenie wolności lub nawet rok więzienia. Jeśli wyprodukujemy znaczną ilość bimbru - ustawa nie określa ile to dokładnie - to w zakładzie penitencjarnym ze złodziejem i mordercą w celi spędzić możemy nawet dwa lata.
Aby więc obecnie wydestylować kilka litrów na własny użytek, musimy mieć pozwolenia i przede wszystkim zapłacić akcyzę. I choć na wsi pewnie w co drugiej stodole znalazłby się balon, lejek, wężyk i alkoholomierz - czekające na gorsze czasy - państwo nakazuje nam założyć polmos.
- Podstawowym warunkiem legalności jest zapłacenie z góry podatku akcyzowego za zakładaną miesięczną produkcję - tłumaczy Leszek Wiwała.
I choć ze strony byłego właściciela Polmosu Lublin Janusza Palikota co kilka miesięcy pojawiają się nowe pomysły na uwolnienie nie tylko hodowli konopi indyjskich, ale i produkcji bimbru, to od płacenia akcyzy nikt nie ucieknie. Tak mówią przepisy unijne, które pozwalają na wytwarzanie na własne potrzeby wina czy piwa, ale już nie spirytusu.
- Państwa członkowskie mają prawo stosować obniżone stawki akcyzy dla małych zakładów produkujących do 1000 l 100-proc. alkoholu rocznie. Taka specjalna stawka może być obniżona maksymalnie do 50 proc. standardowej stawki krajowej, ale nie niżej niż minimalna stawka UE 5,5 euro za l 100-proc. alkoholu - tłumaczy Leszek Wiwała.
Łatwo wyliczyć, że na pół litra najsłynniejszego polskiego bimbru, czyli 70 proc. śliwowicy łąckiej, przypadałoby około 8 zł samej akcyzy. Koszt jej produkcji to około 3-4 zł za butelkę. W sumie więc prywatny bimber kosztowałby około 12 zł; jeśli zrezygnować z paru procentów, koszty spadłyby poniżej 10 zł. To i tak cały czas dużo.
Dla kogoś, kto wyrabia tylko na potrzeby własne i rodziny 50 litrów księżycówki rocznie, bawienie się w całą procedurę legalizacyjną byłoby więc najprawdopodobniej nie tyle nieopłacalne, co po prostu uciążliwe. Sześć wieków tradycji nielegalnego pędzenia bimbru na razie jest niezagrożone.