Agencja decyduje kto żyje, kto upada

Wyobraź sobie, że siedzisz za biurkiem na XXX piętrze w nowoczesnym wieżowcu w centrum Manhattanu. Jedyne co musisz robić to od czasu do czasu, powiedzieć że kraj/bank/firma czy fundusz jest fajny i warto w niego zainwestować.

Agencja decyduje kto żyje, kto upada
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

14.07.2011 | aktual.: 18.07.2011 13:23

Wyobraź sobie, że siedzisz za biurkiem na XXX piętrze w nowoczesnym wieżowcu w centrum Manhattanu. Jedyne co musisz robić to od czasu do czasu, powiedzieć że kraj/bank/firma/fundusz jest fajny i warto w niego zainwestować.

Aby nie było nudno, od czasu do czasu można powiedzieć, że ktoś nie jest fajny i nie warto pożyczać mu pieniędzy. A teraz najciekawsze. Te same instytucje, które oceniasz jeszcze ci za to zapłacą! Kto ma taką świetną pracę? Agencje ratingowe.

Na świecie w zasadzie liczą się tylko trzy: Moody's, Standard&Poor's oraz Fitch. To one decydują komu banki pożyczą pieniądze i gdzie swoje pieniądze ulokują inwestorzy. Według teorii zajmują się oceną wiarygodności kredytowej, czyli mówią, czy w dłuższej perspektywie pożyczkobiorca będzie w stanie oddać pieniądze. Inna sprawa, że ich prognozy ostatnio rzadko kiedy się sprawdzają.
- Na przestrzeni ostatnich 20 lat nigdy nie udało im się dobrze ocenić ryzyka - mówi Łukasz Bugaj, analityk z Domu Maklerskiego Millennium - Zawiedli w trakcie ostatniego kryzysu finansowego, a wcześniej nie potrafiły przewidzieć problemów Enronu ani zbliżającego się kryzysu azjatyckiego w latach dziewięćdziesiątych - wylicza.

Tę opinię o agencjach potwierdzają inni eksperci.
- Myliły się głównie przy ocenie ryzyka banków i instytucji finansowych. Gromy z tego powodu spadły na nie po upadku Lehman Brothers - mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. - Jeżeli chodzi o wycenę ryzyka długów państw, to prognozy agencje raczej były dobre i rzeczywiście uprzedzały przed kłopotami konkretnych gospodarek - precyzuje.

Inna sprawa, że jeśli agencje mówią, że komuś lepiej nie pożyczać, to nikt tego nie robił. Część funduszy emerytalnych ma nawet zakaz kupowania obligacji zbyt nisko wycenianych. To sprawia, że państwa nie mają skąd pozyskać pieniędzy i upadają.
- Agencje powinny przewidywać trendy, a w takim wypadku rating Grecji powinien zostać obniżony dwa lata temu, a nie teraz. Ich prognozy są spóźnione, grubo spóźnione - mówi Emil Szweda z Noble Funds.

Pytanie dlaczego? Część ekonomistów twierdzi, że to po prostu zła metodologia, inni mówią o złych intencjach.
- Agencje ratingowe według niektórych są na usługach banków inwestycyjnych i ogromnych funduszy hedgingowych. Kiedyś zależało im na dobrych ocenach, dziś lepiej kalkuluje im się niski rating, bo zarobią na upadku Grecji czy Portugalii. Niektórzy twierdzą więc, że jest na nie wywierana presja, aby przeszkadzały Unii Europejskiej w ratowaniu zagrożonych krajów - mówi Łukasz Bugaj.

- Warto zwrócić uwagę, że obligacje PIIGS-ów są w posiadaniu banków europejskich. Amerykańskie trzymają CDS-y, czyli instrumenty zabezpieczające te obligacje ... - dodaje Emil Szweda z Noble Securities.

Mechanizm miałby wyglądać następująco. Amerykańskie instytucje finansowe grają na spadki lub ubezpieczają się na wypadek portugalskiej, irlandzkiej czy greckiej tragedii. Ponieważ ceny takich zabezpieczeń zwanych CDS-ami rosną razem ze zwiększającym się zagrożeniem bankructwem, a potencjalny zysk się zwiększa. Za oceanem nikomu więc na wyjściu Europy z kryzysu nie zależy. Wręcz przeciwnie zależy im, żeby było jak najbardziej niespokojnie.

W tę spiskową teorię nie wszyscy chcą wierzyć. Część ekonomistów uważa, że agencje po prostu obniżają ratingi kolejnych krajów, bo nie mogą wystawiać im dobrych ocen. Przecież nikt o zdrowych zmysłach dziś nie powiedziałby, że w Grecji jest wszystko w porządku.
- Agencje ryzykowałyby bardzo mocno swoją reputacją, gdyby były za rynkiem wskazując na zbliżający się koniec kłopotów PIIGS-ów. Dziś mamy bardzo głęboki kryzys, w którym inwestorzy są przewrażliwieni na punkcie wszelkich informacji. I w tym momencie następują ruchy ze strony agencji, które rzeczywiście pogłębiają te negatywne trendy. Chcę podkreślić, że nie widzę tu jednak nigdzie żadnej manipulacji - twierdzi Janusz Jankowiak.

Pytaniem otwartym pozostaje, dlaczego agencje obniżają ratingi akurat teraz, zaraz po zatwierdzeniu przez Grecję pakietu oszczędnościowych?
- W tym wypadku żaden czas na publikację takiego ratingu nie byłby dobry - mówi główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Co innego twierdzą unijni przywódcy, którzy chcą powołania europejskiej agencji ratingowej będącej przeciwwagą dla amerykańskiej trójki Moody's, Standard&Poor's oraz Fitch. Taki sam postulat zgłaszał ostatnio także minister gospodarki Waldemar Pawlak.
- Trzeba się zastanowić nad motywacją powstania takiej agencji. Oto my Europejczycy przeciwstawiamy się Amerykanom i dajemy swoją, która będzie lepsza i bardziej wiarygodna. Tyle, że w domyśle ona będzie bardziej wyrozumiała dla krajów Unii Europejskiej. Nie sądzę, żeby teraz jej ktokolwiek zaufał - mówi Janusz Jankowiak.

- Pytanie zasadnicze, jak taka agencja wyceniłaby dziś rating Grecji? Jak da dobry, to nikt jej nie uwierzy, a jak da zły to i tak od nikogo różnić się nie będzie. Chiny też przecież mają swoją agencję, która na marginesie nisko ocenia USA, ale nikt na nią nie zwraca uwagi. Gdyby taka europejska agencja powstała kilka lat temu, to już zupełnie inna sprawa - uważa analityk DM Millennium.

Na razie Europa - czy jej się to podoba czy nie - musi poradzić sobie z wyjściem kryzysu Grecji, pozostałych PIIGS-ów i całej unii walutowej pod rękę z amerykańskim agencjami ratingowymi.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)