Amerykanie mają mocniejsze nerwy niż Europejczycy

W USA giełdy rozpoczęły wtorkową sesję tak jak podyktowały im to giełdy europejskie, czyli dużymi spadkami. Panika europejskich graczy mogła tylko dziwić. W końcu przecież nic tak naprawdę istotnego się nie wydarzyło.

Amerykanie mają mocniejsze nerwy niż Europejczycy
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

26.05.2010 08:56

Owszem, cztery hiszpańskie banki będą się łączyć, ale to przecież lepiej dla całego sektora bankowego w Hiszpanii. To prawda, że przywódca Korei Płn. Kim Dzong Il zapewne (nie ma oficjalnego potwierdzenia) postawił armię w stan gotowości bojowej, ale przecież na 99 procent pewne jest, że wojny z tego nie będzie. Nerwy inwestorów są naprawdę stargane. Nic dziwnego, że w USA rynki zachowywały się bardziej racjonalnie.

Publikowane we wtorek dane makro były niejednoznaczne. Raporty o cenach domów (publikowany przez FHFA i przez S&P/Case-Shiller) nie wniosły nic nowego i nie mogły wnieść. Indeks S&P/Case-Shiller dla 10 metropolii wzrósł o 3,1 proc. (oczekiwano 2,4 proc. r/r). Indeks FHFA wzrósł o 0,3 proc. m/m (oczekiwano, że się nie zmieni). W okresie tuż przed wygasaniem programu dopłat wzrost cen nie jest niczym dziwnym. Jednak były i niedobre sygnały. W 20 metropoliach ceny w stosunku miesiąc do miesiąca spadły o 0,5 proc. i był to szósty kolejny spadek cen. Komentatorzy skupili się właśnie na tych ostatnich danych.

Zadziwiająco zachował się w maju indeks zaufania konsumentów podawany przez Conference Board. Wzrósł i to wzrósł zdecydowanie mocniej niż oczekiwano (z 57,9 do 63,3 pkt.). Co prawda dopiero przekroczenie 90 pkt. pokazuje trwałą poprawę nastrojów, ale taki wzrost mimo tego, że dużo złego ostatnio działo się na rynku akcji, a dane makro też zaczęły się psuć jest co najmniej dziwny, żeby nie powiedzieć niewiarogodny. Z pewnością jednak ten raport mógł pomagać bykom.

Indeksy rozpoczęły sesję od prawie trzyprocentowych wzrostów, ale prawie natychmiast rozpoczęło się powolne i bardzo nerwowe odrabianie strat w ramach kanału trendu wzrostowego. Bardzo pomogło lutowe wsparcie na poziomie 1.044 pkt. Na 1,5 godziny przed końcem sesji popyt wybił indeksy z tego kanału i wtedy losy sesji były już przesądzone. Najmocniej pomagały w taj fazie wzrosty cen akcji … w sektorze finansowym, który jeszcze parę godzin wcześniej mocno tracił. Pretekstem do tego zwrotu była wypowiedź Barneya Franka, szefa komisji usług finansowych Izby Reprezentantów. Stwierdził on, że regulacja zmuszająca banki do wydzielenia części zajmującej się instrumentami pochodnymi idzie za daleko. Tej właśnie regulacji ostatnio najbardziej bały się spółki tego sektora. Byki wygrały tę bitwę, a sesje zakończyły się neutralnie.

GPW rozpoczęła wtorkową sesję od przeceny, co zaskoczeniem nie było. Może jakimś było jedynie to, że nasz rynek był stosunkowo spokojny. WIG20 spadał do poziomu dolnego cienia świecy z piątku 21. maja i szybko zawrócił stabilizując się na poziomie o dwa procent niższym od poniedziałkowego zamknięcia. Jak na kraj zalany powodzią takie zachowanie rynku było po prostu znakomite.

W samo południe minimum znowu zostało przetestowane i indeks powtórnie zaczął odrabiać straty. Na tym etapie pomagało nam zachowanie innych giełd europejskich, które po prostu się stabilizowały. Nasz rynek był nadal najsilniejszy. Szybko wrócił do poprzedniego poziomu stabilizacji i tam ugrzązł na dłużej. Widać było, że byle pretekst może doprowadzić WIG20 do poziomu neutralnego. Przed sesja w USA indeks znowu zaczął testować dno i znowu się od niego odbił kończąc dzień spadkiem o 2,44 proc. Jak widać dla dużych graczy to dno z 21. maja stało się fortecą, której zamierzają bronić jak długo się da. Wczorajsze zakończenie sesji w USA pozwoli im bardzo poważnie odsunąć się od tego poziomu już na początku dnia.

Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)