Amerykanie stoją w rozkroku
W USA najważniejszym pytaniem było w czwartek: czy środowy, kosmetyczny spadek indeksów to niegroźna realizacja zysków, czy początek czegoś poważniejszego? Przed sesją reakcja kontraktów na publikację bardzo dobrych danych makro sygnalizowała, że może to być coś poważniejszego.
11.02.2011 09:55
Potem jednak wszystko się zmieniło. Pretekstem dla pozytywnej zmiany było podobno oczekiwanie na rezygnację prezydenta Hosni Mubaraka. Po pierwsze jednak już od kilku dni nikt w Egipt się nie wpatrywał, a po drugie rezygnacja Mubaraka może doprowadzić do niezłego rozgardiaszu, co wcale nie powinno się rynkom spodobać.
Spójrzmy wpierw na dane makro. Okazało się, że w ostatnim tygodniu ilość nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych spadła do 383 tys. (2,5 roczne minimum). Oczekiwano 410 tys., więc różnica była olbrzymia. Spadła też średnia 4. tygodniowa. Dwa ostatnie raporty pokazywały krańcowo różny obraz. Ten ostatni wydawał się przesądzać, że sytuacja na rynku pracy się poprawia. Gracze jednak kręcili nosami przebąkując coś o zimie i śnieżycach. Przypominam, że dwa tygodnie temu śnieżyce miały podobno odpowiadać za złe dane… Po prostu rynkowi to do wzrostów przestało wystarczać, więc szukano pretekstów.
Na rynek akcji nie napływały tym razem dobre informacje. Po środowej sesji Cisco opublikował raport kwartalny. Wynik był (oczywiście) lepszy od oczekiwań, ale tym razem (niedźwiedzi sygnał) graczom to już nie wystarczyło i akcje przecenili. Tracił Wal-Mart po tym jak UBS obniżył mu rekomendację. Spadał też kurs akcji PepsiCo (obniżyła prognozy na ten rok). Indeksy na początku sesji spadły, ale potem pretekst w postaci Egiptu doprowadził je znowu do poziomu neutralnego. Sesja kończyła się w trakcie przemówienia prezydenta Mubaraka. Nie wynikało z niego (w momencie zamykania sesji), żeby miał on chęć zrezygnować, więc indeksy kosmetycznie się osunęły. Sesja nie dala żadnego sygnału i niczego nie wyjaśniła.
GPW czwartek rozpoczęła spadkami. W niczym nie pomogła publikacja bardzo dobrego raportu kwartalnego PKN Orlen (szczególnie zaskoczyło duże zmniejszenie zadłużenia). WIG20 spadał wyraźnie mocniej niż inne indeksy w Europie (poza Węgrami). Dość szybko nastąpiło jednak uspokojenie i indeks zamarł na poziomie o około jeden procent poniżej środowego zamknięcia.
Po publikacji danych z amerykańskiego rynku pracy, kiedy nasi gracze zauważyli, że nie ma pozytywnej reakcji na giełdach, indeks się nieco osunął, a potem nadal spadał. Zakończyliśmy dzień spadkiem o 1,31 proc., mimo że w momencie kończenia sesji indeksy w Europie wróciły już do poziomów ze środy, a amerykańskie szybko odrabiały (niewielkie) straty. Z pewnością rynkowi szkodził kolejny, spory spadek węgierskiego indeksu BUX, ale to nie wyjaśnia wszystkiego.
Nasz rynek zachowuje się w sposób typowy dla trendu bocznego. Bywa bezpodstawnie silny, a za chwilę (nawet częściej) bezpodstawnie słaby. Należy założyć, że nad poziomem 2.700 pkt. czyha podaż, a nad 2.600 popyt i tak się bawimy już od dłuższego czasu. Nie da się w tej sytuacji przewidzieć następnego ruchu.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi