Banki polskie, ale zagraniczne. Czy warto je repolonizować?
Czas by banki wreszcie były polskie. W przeciwnym razie nasza gospodarka ucierpi w trakcie kryzysu dużo mocniej niż w 2008 roku - straszy część ekonomistów. Inni mówią, że nie trzeba się martwić, bo żadna zagraniczna korporacja nie będzie chciała zarzynać kury znoszącej złote jaja. Kto ma rację?
29.11.2011 | aktual.: 02.12.2011 07:33
Gdy w 2008 roku wybuchł światowy kryzys szybko okazało się, że nie tylko amerykańskie banki nie mają pieniędzy. Razem z wielkimi korporacjami spowolnienie szybko dotarło do Polski. Błyskawicznie odczuli je przedsiębiorcy, którzy chcieli zaciągnąć kredyt. Działające w naszym kraju banki mające zagranicznych właścicieli wstrzymały akcję kredytową o 11 proc. tylko dla firm. W tym samym czasie PKO BP zwiększył ją o 25 proc, a banki spółdzielcze o ponad 30 proc. ratując w ten sposób polską gospodarkę. Dzięki temu zyskały też same polskie instytucje finansowe.
W trakcie zbliżającego się kryzysu sytuacja się najprawdopodobniej powtórzy i to ze wzmożoną siłą. Dlaczego? Bo obecnie 60 proc. polskich banków ma zagranicznego właściciela (głównie z Europy Zachodniej). A zgodnie z najnowszymi wytycznymi Unii Europejskiej banki muszą szybko zwiększyć ilość swoich kapitałów. I będą to robić właśnie kosztem Polski.
- Można sprzedać spółkę córkę w innym kraju, a można też wstrzymać udzielanie nowych kredytów. Co będą robiły banki europejskie? Oczywiście będą przede wszystkim zmniejszały aktywa zagrożone ryzykiem. Dlaczego nie sprzedadzą zagranicznych spółek? Bo ceny akcji banków są niskie, więc nikomu się to dziś nie opłaca - mówił ekonomista Stefan Kawalec, pomysłodawca repolonizacji banków w trakcie debaty zorganizowanej przez Towarzystwo Ekonomistów Polskich.
Zapomnij o tanim kredycie
Jego zdaniem zarządy zagranicznych banków-matek zrobią wszystko, by nie dostać pomocy publicznej od UE. Dla ich managementu wiązałoby się to na przykład z ograniczeniem zarobków. Aby temu zapobiec wstrzymają na przykład akcję kredytową w Polsce.
- Trudniej będzie o kredyt hipoteczny, gotówkowy czy dla firmy. Co więcej, mały przedsiębiorca i statystyczny Kowalski będzie musiał rywalizować o pożyczkę z korporacjami takimi jak PKN Orlen czy PGNiG-e. One nie będą już mogły starać się o międzynarodowe kredyty czy eurobligacje, bo te rynki też się już zamkną - tłumaczy Mariusz Grendowicz, były szef BRE Banku.
Zdaniem ekonomistów to szybko odbije się na polskim wzroście PKB, a nasza nawet dobra obecnie sytuacja gospodarcza nie będzie miała tu żadnego znaczenia.
- Bank w Polsce będący częścią międzynarodowej grupy kieruje się nie tym co się dzieje u nas. Musi brać pod uwagę to jak jego sytuacja będzie wpływać na kondycję kapitałową spółki-matki - mówi Stefan Kawalec.
Dlatego jego zdaniem najważniejszym zadaniem polskiego rządu i nadzoru finansowego powinno być stworzenie warunków do repolonizacji banków.
- Największe grupy finansowe świata nie mają jednego właściciela, ale akcjonariat rozproszony. W Kanadzie do niedawna był nawet przepis, by zagraniczne banki miały maksymalnie 10 proc. udziału w jednym pomiocie. Obecnie zwiększono ten limit do 20 proc. Warto zauważyć, że na świecie jedynie spółki-córki największych grup kapitałowych mają tylko jednego znaczącego właściciela - mówi Kawalec.
- Co to jest udomowienie? Chodzi tylko o to by prawdziwe centrum decyzyjne było w Polsce. Dziś zarządy banków są w Polsce tylko teoretycznie. Bo choć ich status prawny mówi jedno, to realia są już zupełnie inne. O tym co dzieje się w działającym u nas banku decyduje głównie jego zagraniczny właściciel - dodaje był prezes BRE Banku należącego do niemieckiego Commerzbanku.
Rząd i nadzór mówi nie
Z postulatami Kawalca i Grendowicza nie do końca zgadza się jednak Jan Krzysztof Bielecki. Szef rady gospodarczej przy premierze także uważa, że zagraniczne instytucje najprawdopodobniej wstrzymają kredyty w Polsce. Twierdzi jednak, że przede wszystkim trudno dziś znaleźć pieniędzy na odkupienie banków.
- Jeśli mamy spółkę X wycenianą na 3 mld zł, to trzeba pamiętać ze ona może mieć jeszcze u spółki matki 10 mld finansowania. Te pieniądze też trzeba będzie znaleźć i oddać - mówi były premier i był prezes Pekao SA, należącego do włoskiej grupy Unicredit.
Jak podkreśla, temat repolonizacji banków nie był poruszany na radzie gospodarczej i z jego wiedzy wynika, że premier Donald Tusk się tym jak dotąd nie zajmował.
Z kolei Komisja Nadzoru Finansowego stoi na stanowisku, że nie powinniśmy się obawiać o zły wpływ zagranicznych banków na polską gospodarkę. KNF wskazuje na rekordowe zyski sektora osiągane nawet pomimo światowego kryzysu nikogo do osłabiania spółki-córki nie mogą zachęcać.
- Nie mamy do czynienia z sytuacją, w której inwestorzy chcą z Polski wychodzić. Jest wręcz przeciwnie. Ich zaangażowanie wynoszące od 0,2 do 12 proc. wartości ich banków przekłada się na zyski tych firm sięgające nawet 40 proc. Z ich punktu widzenia delewarowanie naszego systemu byłoby nieodpowiedzialne i nieopłacalne - mówi Wojciech Kwaśniak, zastępca przewodniczącego KNF.
Jednak propagujący udomowienie banków ekonomiści zauważają, że kryzys pokazał iż rynek nie zawsze działa zgodnie z logiką.
- Gdyby świat był racjonalny to to co się dzieje na Węgrzech, nie oddziaływałoby na polskiego złotego. Trzeba pamiętać, ze banki muszą dojść do 9 proc. limitów kapitałowych za wszelką cenę. W przeciwnym razie bank zostanie znacjonalizowany, a to jego kadrze zarządzającej na pewno nie będzie na rękę - mówi Mariusz Grendowicz.
Temat repolonizacji banków pojawił się przy okazji wystawienie na sprzedaż części działających w Polsce banków mających zagranicznych właścicieli. Chodzi między innymi o należący do Portugalczyków Millennium czy Kredyt Bank, którego większościowym udziałowcem jest belgijskie KBC. Skupować te zagraniczne aktywa mógłby na przykład największy w Polsce bank PKO BP oraz ubezpieczyciel PZU. Obie spółki kontrolowane są przez skarb państwa. Poza tym część ekspertów twierdzi, że można do repolonizacji użyć także pieniędzy gromadzonych w OFE.