Biedna Rosja
Realny koszt pieniądza w Rosji wynosi ponad 7 proc., co jest niespotykane w świecie i nieuchronnie doprowadzi do spadku inwestycji i konsumpcji, a tym samym do dalszego pogłębienia się kryzysu w państwie, które do niedawna uchodziło za finansowo nietykalne.
01.02.2015 | aktual.: 01.07.2015 10:58
Za szaleńca zostałby uznany każdy ekonomista, który na początku zeszłego roku pokusiłby się o prognozę, że rosyjski bank centralny wyda blisko 100 mld dolarów na złagodzenie załamania kursu rubla. A jednak tak się stało i szczerze mówiąc niewiele to „matuszce Rosji” pomogło. W ubiegłym roku rosyjski rubel stracił 41 proc. na wartości w stosunku do dolara i 34 proc. w stosunku do euro. Załamanie się rosyjskiej waluty wywołało wśród Rosjan taką panikę, że na masową skalę zaczęli wymieniać ruble. Panika ta osiągnęła punkt kulminacyjny 15 i 16 grudnia, kiedy to rubel w ciągu zaledwie dwóch dni stracił 25 proc. swej wartości.
Za Krym
Rosja ekspresowo pogrąża się w coraz większej biedzie. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca ceny żywności wzrosły tam o ponad 11 proc. Sklepy zaczynają świecić pustkami. Kilka tygodni temu premier Miedwiediew nawoływał Rosjan do magazynowania leków, dając w ten sposób do zrozumienia, że za chwilę opustoszeją nawet półki w aptekach, bo połowa medykamentów pochodzi z importu. Co się takiego wydarzyło, że w ciągu niespełna kilku ostatnich miesięcy wielkiemu mocarstwu Władimira Putina zaczęła w oczy zaglądać nędza?
Odpowiedź jest prosta. Przyczyn aktualnej depresji Rosji należy oczywiście upatrywać w sankcjach gospodarczych nałożonych na Rosję przez Zachód (głównie przez USA) w związku z kryzysem na Ukrainie i w spadku cen ropy na światowych rynkach, bo surowiec ten jest głównym źródłem dochodu Rosji. Potwierdzają to dane płynące bezpośrednio z banku centralnego Federacji Rosyjskiej pokazujące, że największe interwencje na rynku walutowym (22,3 mld dol.) miały tam miejsce w marcu, kiedy doszło do aneksji Półwyspu Krymskiego przez Rosję, następnie w październiku (27,2 mld dol.) i grudniu (11,9 mld dol.), gdy odnotowywano spadki cen ropy na światowych rynkach.
Próbując wesprzeć rubla, Bank Rosji wykonał woltę, która wprowadziła w zdumienie najtęższe mózgi finansowe świata. Otóż 16 grudnia instytucja ta podniosła stopę repo (dotyczącą udzielanych bankom komercyjnym krótkoterminowych pożyczek pod zastaw papierów wartościowych) aż o 6,5 punktu procentowego, czyli do 17 proc. (kilka dni wcześniej Bank Rosji podniósł swoją podstawową stopę procentową o 1 punkt procentowy). Pomimo tak karkołomnych działań rosyjska waluta bije rekordy niskiego kursu: w pewnym momencie dolar kosztował już 80 rubli, a euro – 100 rubli.
– Największa od 1998 r. podwyżka stóp procentowych z 10,5 proc. do aż 17 proc., to dowód na fatalny stan rosyjskiej gospodarki, która ze względu na sankcje ekonomiczne, a także mocną deprecjację „czarnego złota”, cierpi coraz bardziej. Warto przy tym podkreślić, że podobne zachowanie władz monetarnych Rosji, właśnie sprzed 16 lat, poprzedzało bankructwo towarzyszy ze Wschodu – historia lubi się powtarzać – wieszczy złowrogo dr Maciej Jędrzejak, dyrektor zarządzający Saxo Bank Polska, ekspert ds. międzynarodowych rynków walutowych i globalnych procesów gospodarczych.
Finansowy śmietnik
W wyniku sankcji gospodarczych nałożonych na Rosję po aneksji Krymu i po tym, gdy Rosja na wszelkie sposoby zaczęła wspierać rebelię w Donbasie, kraj ten został odcięty od zachodnich rynków finansowych. Ani rząd Rosji, ani większe przedsiębiorstwa nie są dzisiaj w stanie zaciągać tam kredytów. Na międzynarodowe efekty takiego stanu rzeczy nie trzeba było długo czekać.
Otóż 10 stycznia 2015 r. agencja ratingowa Fitch obniżyła rating kredytowy Rosji w walucie obcej i narodowej z BBB do BBB- z negatywną prognozą. Jest to najniższy rating inwestycyjny. Następny poziom, czyli BB+ określany jest już jako spekulacyjny lub śmieciowy. „Sankcje Zachodu wywierają presję na gospodarkę, blokując rosyjskim firmom i bankom dostęp do zewnętrznego rynku kapitału” – wyjaśniała agencja w specjalnym komunikacie.
Warto przypomnieć, że w październiku 2014 r. inna agencja ratingowa Moody's Investors Service także obniżyła rating Rosji do Baa2 z Baa1. To tylko dwa oczka powyżej poziomu śmieciowego. Kilka dni później kolejna z wielkich agencji – Standard & Poor's potwierdziła ocenę kredytową Rosji na poziomie BBB-. Również w jej wypadku jest to najniższy rating inwestycyjny.
Negatywna ocena Fitch dla Rosji to zatem już trzeci druzgocący raport, wrzucający mocarstwo Władimira Putina do finansowego śmietniska. Dla niego to pewnie tylko kolejny policzek od Zachodu, ale dla Rosji oznacza to bardzo poważne problemy…
Prawdziwe kłopoty
Tak uważa prof. Kazimierz Dadak, wykładowca finansów i ekonomii na Hollins University w stanie Wirginia. Jego zdaniem to dopiero początek finansowych tarapatów Rosji. Polski ekonomista, rezydujący na stałe w USA nie wróży z fusów, lecz opiera się na twardych danych. Wylicza on, że upadek rubla w połączeniu z ogromnym odpływem kapitału z Rosji, spowodowały obniżenie wartości rosyjskich rezerw walutowych w ciągu roku o prawie 22 proc. (z 510 do 399 mld dol.).
Z rachunków prof. Dadaka wynika, że spośród owych 399 mld dol. rezerw tylko około 172 mld może być użyte na dalszą obronę kursu rubla lub w celu nakręcania koniunktury. Dlatego, że 57,5 mld jest w postaci mało płynnej (złoto, rezerwy w MFW i tzw. „specjalne prawa ciągnienia”), zaś kolejne 169 mld są zablokowane w funduszach specjalnego przeznaczenia, Funduszu Rezerwowym i Funduszu Dobrobytu Narodowego.
– Zapewne Władimir Putin znajdzie sposób na dobranie się do tych funduszów, ale minister finansów Rosji Antoni Silujanow przewiduje, że źródło to wystarczy na pokrycie deficytów budżetowych zaledwie na najbliższe trzy lata. Prognoza ta opiera się na bardzo optymistycznych założeniach, np. zakłada ona kurs wymienny rubla do dolara 51:1 – podkreśla prof. Kazimierz Dadak.
Niekorzystne dla Rosji prognozy Polaka znajdują swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Otóż jeszcze miesiąc temu rząd rosyjski przewidywał utrzymanie nadwyżki budżetowej w 2015 r. Tymczasem Fitch wyliczył właśnie, że Rosja w 2015 r. osiągnie deficyt w wysokości ok. 3,7 proc. PKB, który spadnie o 4 proc., a inflacja przekroczy 8,5 proc.
– Analizy spadku PKB i deficytu budżetowego opierają się na jednym czynniku – cenie ropy naftowej. Bez wątpienia jest to czynnik nadzwyczaj istotny, ale bynajmniej nie jedyny. Celem obrony kursu rubla Bank Rosji radykalnie podniósł stopę procentową. Krok ten nie przyczynił się do stabilizacji waluty, natomiast niebywale podniósł realny koszt pozyskiwania kredytu. Inflacja w Rosji przekracza 9 proc. w skali rocznej, zaś krótkoterminowa stopa procentowa aż 17 proc. Zatem, realny koszt pieniądza wynosi ponad 7 proc., co jest niespotykane w świecie i nieuchronnie doprowadzi do spadku inwestycji i konsumpcji, a tym samym do dalszego pogłębienia się kryzysu – uważa Kazimierz Dadak.
Przez imperializm
Jak Rosja zareaguje na postępujący kryzys? Na razie Władimir Putin założył maskę dobrego ojca i podczas swojego corocznego orędzia do Narodu, zaskoczył cały świat mówiąc: „Najważniejsze dzisiaj jest to, by pozwolić obywatelom na wykorzystanie ich potencjału. Wolność w gospodarce, sferze socjalnej i w dziedzinie inicjatyw obywatelskich to najlepsza odpowiedź na zewnętrzne ograniczenia i wewnętrzne problemy”.
Pomijając kwestię aneksji Krymu, która w orędziu przyjęła formę niebezpiecznego dogmatu, prezydent Rosji przedstawił kilka całkiem niegłupich propozycji. Jednym z kluczowych postulatów Putina było wzmocnienie sektora małych i średnich przedsiębiorstw poprzez wprowadzenie czteroletniego moratorium na podnoszenie podatków, a także zapowiedź utworzenia publicznego rejestru kontroli podmiotów gospodarczych ze strony służb państwowych. Ciekawe, prawda? Nie mniej interesująca była zaproponowana przez Putina amnestia podatkowa dla przedsiębiorców powracających do Rosji, biorąc pod uwagę fakt, że odpływ kapitału z tego kraju w 2014 r. wyniósł 128 mld dol. W ten sposób prezydent Rosji z surowego milicjanta usiłował błyskawicznie przemienić się w dobrego, liberalnego wujka. Ale chyba nawet Rosjanie mu w to nie uwierzyli.
Według dr. Macieja Jędrzejaka, dyrektora zarządzającego Saxo Bank Polska, mając na uwadze trudną sytuację, w jakiej znalazł się prezydent Federacji Rosyjskiej, można wyodrębnić dwie potencjalne ścieżki rozwoju wydarzeń. Pierwsza zakłada poddanie Putina publicznemu linczowi oraz przypisanie mu wszelkich niepowodzeń ostatnich kilkunastu lat – to oznaczałoby „małą” rewolucję na Kremlu, skutkującą całkowitą zmianą retoryki wobec zagranicznych partnerów. Druga opcja – najbardziej prawdopodobna – to wskazanie Rosjanom winnych ich niedoli.
– W przypadku realizacji tego scenariusza należałoby spodziewać się powrotu dobrze znanej skądinąd retoryki zogniskowanej wokół zachodnich imperialistów, chcących zniszczyć rosyjski „dobrobyt” – twierdzi dr Maciej Jędrzejak. – Co więcej, w ten sposób władze w Moskwie zyskałyby uwierzytelnienie neoimperialnej polityki, która de facto sprowadziła rosyjską gospodarkę na dno – spirala kolejnych nieszczęść spadających na naszych wschodnich sąsiadów nabrałaby zatem dynamiki – dodaje dr Jędrzejak.
Tak czy inaczej sytuacja geopolityczna w Europie z każdym dniem staje się mniej przewidywalna, głównie za sprawą coraz bardziej widocznej desperacji towarzyszącej Putinowi, wywołanej deprecjacją rubla. Waluta narodowa Rosji nadal silnie traci na wartości. Od początku 2015 r. rubel potaniał już o 14,6 proc. wobec dolara i 10,7 proc. w stosunku do euro. Dalszą gwałtowną przecenę rubla analitycy w Moskwie tłumaczą coraz silniejszym spadkiem cen ropy naftowej na świecie. Zdaniem agencji Fitch na ścieżkę wzrostu gospodarka Rosji może wrócić nie wcześniej niż w 2017 r.
– Jedynym kołem ratunkowym dla Putina są dzisiaj Chiny, z czego Rosja już korzysta na duża skalę, ale strategia ta grozi popadnięciem w całkowitą zależność od Pekinu. Biorąc pod uwagę, że część Syberii kiedyś należała do Chin, to… – zawiesza znacząco głos prof. Kazimierz Dadak.
Dalszy ciąg tej historii – na razie – niech każdy dopowie sobie sam.
Wojciech Surmacz