Black Friday. 5 trików, które będą cię drogo kosztować. "Na zakupy idzie myśliwy, wraca jeleń"

- Czujemy ekscytacje, włączają się emocje i instynkt myśliwego. Wydaje nam się też, że jesteśmy odporni na sztuczki marketingowe. Jednak nikt nie jest. Każdego można upolować, bo i metod manipulacji jest wiele - mówi dr Beata Rajba - psycholog reklamy z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

Black Friday. 5 trików, które będą cię drogo kosztować. "Na zakupy idzie myśliwy, wraca jeleń"
Źródło zdjęć: © East News | AGIF/Sipa USA/East News
Krzysztof Janoś

26.11.2019 | aktual.: 27.11.2019 09:36

Tegoroczny Black Friday (29 listopada) zapowiada się rekordowo pod względem sprzedaży. Aż 37 proc. Polaków zamierza wydać tego dnia więcej niż rok wcześniej.

Zresztą każdy kolejny czarny piątek jest rekordowy. W zeszłym roku wydaliśmy z tej okazji 2,3 miliarda złotych. Wydaliśmy, mając głębokie przekonanie, że oszczędziliśmy, bo kupiliśmy coś, co i tak byśmy kupili, tylko taniej.

To przekonanie burzą eksperci. Wspólnie z Beatą Rajbą, psycholog reklamy z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, stworzyliśmy listę pułapek, w które łatwo wpaść w Black Friday.

1. Kupuję, więc oszczędzam?

- Kluczowy jest tu sposób formułowania przekazu. Chodzi o to, żebyśmy sami sobie dopowiedzieli, że np. ten produkt jest wyjątkowy. Dobrym przykładem jest tu aspiryna firmy x, o której słyszymy, że "żadna inna nie działa lepiej". Wszystkie są takie same, ale dopowiadamy sobie, że ta jest najlepsza, bo inne działają gorzej - mówi Beata Rajba.

Przy Black Friday tego rodzaju manipulacja pojawia się w reklamach dotyczących zysku. Sugeruje się nam, że nie wydajemy, tylko oszczędzamy. Tymczasem, jak dodaje psycholog, z okazji Black Friday w 2018 r. ceny spadły średnio o 3,5 proc.

- To nie jest Black Friday w USA, gdzie przeceny są rzędu 70 proc. U nas jest to maksymalnie kilkanaście proc. Jednak, jak się nasłuchamy, że zyskujemy, to sobie zaraz dopowiadamy, że oszczędzamy. Stajemy się myśliwym, zdobycie okazji jest nagrodą samą w sobie. Tyle że na zakupy idzie myśliwy, a wraca jeleń, który dał się upolować - mówi Rajba.

2. Wabiki

Nie wszystko oczywiście przecenia się o kilkanaście proc. - Są produkty solidnie przecenione, ale jest ich ograniczona liczba. Takie kilka sztuk to tzw. wabiki. Mają tylko przyciągnąć nas do sklepu - mówi psycholog.

Badania pokazują, że jak już się zdrowo napalimy na jakiś produkt, to nawet jak już go nie będzie, to i tak kupimy coś innego i pięknie sobie to zracjonalizujemy. W reklamie był wymarzony telewizor za pół ceny, ale już go nie ma...

- Nieświadomie dochodzi do nas, że jednak musimy dostać jakąś nagrodę w postaci okazji, bo już się na nią przygotowaliśmy. Dlatego weźmiemy choćby supernowoczesny toster i wyjaśnimy sami sobie, że to jest to i takiej okazji przegapić nie można było - mówi dr Rajba.

3. Wszystkomogące urządzonko

Do zrozumienia kolejnego triku pomocnym może się okazać eksperyment Alby i Marmorstein z 1987 r. Obaj naukowcy chcieli sprawdzić, czy w wyborach konsumenckich liczy się ilość, czy jakość przekazywanych informacji.

- Badanym i potencjalnym kupującym dali do wyboru 3 oferty różnych aut. Każde z nich było inaczej opisane. Przy pierwszym podali 9 nieistotnych cech. Drugi samochód opisywały 3 ważne i istotne cechy. Trzecie auto też 3 cechy - ale nieistotne. Badani wybrali pierwsze auto - mówi psycholog.

Do istotnych cech pojazdów zaliczono np. łatwość prowadzenia, czas trwania gwarancji i zużycie paliwa. Te nieistotne to m.in. chromowane wykończenia, przyciemniane szyby, uchwyty na napoje itp.

- Tę wiedzę wykorzystują w sklepach, opisując starsze modele, które trzeba wypuścić z magazynów, znacznie większą liczbą cech produktu. Nie ma to znaczenia, że np. telefony mają te cechy od lat, a wyższe modele mają ich więcej. Wystarczy długa ich lista, by sprawić, że właśnie ten produkt wybierzemy, nawet jeśli nie jest on tańszy ani lepszy od tego obok - mówi Beata Rajba.

Dlatego sugerujemy zachować czujność przy tasiemcowych opisach produktów, szczególnie jest to wykorzystywane w sklepach z elektroniką. Podobna uwaga sprawdza się też przy kolejnym triku napędzającym sprzedaż w Black Friday.

4. Opinie

- Badania pokazują, że połowa wszystkich opinii o produktach jest pisana na zlecenie. W Polsce za jedną dostaje się około 40 groszy. Dlatego dobre opinie nie powinny być dla nas najważniejszą podstawą do podjęcia decyzji. Paradoksalnie z tych negatywnych można się więcej dowiedzieć, bo one rzadziej pisane są na zlecenie - mówi Rajba.

Chodzi tu o wszystkie opinie zamieszczane na stronach sklepów, w porównywarkach cen czy na profilach facebookowych.

- Listopad to czas, kiedy to narasta przed Black Friday i świętami - mówi psycholog.

Czy jest sposób na odróżnienie tych kupowanych od prawdziwych opinii od konsumentów? - Często są sztampowe, napisane zbyt formalnym językiem i bardzo długie. Dlatego im opinia krótsza, tym większą mamy szansę na to, że jest prawdziwa - dodaje Rajba.

5. Jej królewska mość - cena

- Słynne 4,99 zł, w którym widzimy tylko 4 zł, ale dla portfela to już prawie 5 zł. To klasyka gatunku. Ten trik nigdy się nie zestarzeje i zawsze będzie skuteczny. Dlatego, jak zbadano, dziewiątka w gazetkach reklamowych stanowi 47 proc. wszystkich cyfr. Jednak to niejedyna metoda manipulacji samą ceną - zapewnia naukowiec.

Dobrym przykładem na wyjaśnienie kolejnego triku jest pewna anegdota opowiadana przez ojca manipulacji psychologicznej Roberta Cialdiniego.

- Jego znajoma prowadziła sklep z biżuterią. Słabo sprzedawały się w nim ozdoby ze skorup żółwia. Pracownica miała je przecenić, ale pomyliła się i przypisała im absurdalnie wysokie ceny i zaraz potem sprzedały się na pniu. To wykorzystanie wprost mechanizmu, który każe nam myśleć, że droższe jest lepsze - mówi Rajba.

Jak wykorzystują to sklepy w Black Friday? Tak wyceniają asortyment, żebyśmy zawsze mieli tuż obok produktu, który ma racjonalną cenę i mógłby być naszym rozsądnym wyborem, coś często gorszego i tańszego w hurcie, którego cena jest wyższa. Wiele wskazuje na to, ze właśnie ten produkt wybierzemy, bo uznamy go za lepszy tylko dlatego, że jest droższy od tego obok.

- Przykładem może być Fiat Bravo i Brava. Ceny obu modeli były podobne. Sprzedawały się słabo, bo jak się potem okazało, ludzie nie umieli wybrać. Gdy tylko jeden z nich stał się droższy, konsumenci nie mieli już tego problemu - mówi Beata Rajba.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Finanse
wiadomościgospodarkablack friday
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (214)