Brak porozumienia. Będzie Europa dwóch prędkości
Mimo przeciągania się rozmów do wczesnych godzin w piątek, przywódcy UE nie osiągnęli jak dotąd porozumienia ws. ratowania euro i zmiany traktatu. "Brytyjczycy stosują obstrukcję"; rozmowy dotyczą już współpracy w węższym niż 27 państw gronie - powiedział PAP dyplomata.
09.12.2011 | aktual.: 09.12.2011 15:17
Przywódcy państw UE o 5 rano w piątek zakończyli rozmowy na szczycie porażką ws. zmiany traktatu UE, za co obwiniano Londyn. Nowe zasady dyscypliny finansów publicznych mają być wdrożone umową międzyrządową 17 państw eurolandu oraz 6 innych, w tym Polski.
Może to oznaczać początek realizację idei Europy dwóch prędkości.
- Umowa międzyrządowa ma swoje wady, ale skoro nie jest możliwa zmiana traktatu UE, a to okazało się niemożliwe, to musimy wybrać tego typu współpracę na mocy umowy międzyrządowej - powiedział przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy.
Stwierdził też, że nową umowę zawrze 23 państw.
- 17 państw strefy euro oraz 6 spoza niej - mówił przewodniczący dodając, że chodzi o kraje, które zgodziły się na propozycje tzw. nowego paktu fiskalnego.
Premier Donald Tusk określił rezultat blisko 10-godzinnych obrad jako "pół na pół".
- Na pewno ważnym efektem jest to, że większość państw doszła do porozumienia, czyli strefa euro i istotna grupa euro plus, natomiast sceptycyzm Brytyjczyków kładzie się jakimś cieniem na tym porozumieniu - powiedział premier.
Dodał, że osiągnięte w nocy z czwartku na piątek porozumienie "samo w sobie być może jeszcze nie jest aż tak intensywne, żeby uspokoić rynki".
- Na pewno krok do przodu, ale do entuzjazmu daleko" - podsumował Tusk. Ocenił, że ustalenia są "dość neutralne dla Polski".
W szóstce państw UE spoza eurolandu oprócz Polski są Litwa, Łotwa, Bułgaria, Rumunia i Dania. Do głębszej współpracy fiskalnej nie zgłosiły się Wielka Brytania (to Londyn obwiniany jest za porażkę kompromisu 27 państw całej UE), a także Czechy, Węgry i Szwecja.
Chodzi o wdrożenie nowych zasad dyscypliny finansów publicznych (tzw. umowa fiskalna), w tym wprowadzenie automatycznych sankcji za łamanie dyscypliny budżetowej dla krajów łamiących limity deficytu i długu publicznego, a także wpisanie do konstytucji przez wszystkie kraje tzw. złotej zasady utrzymywania zrównoważonych budżetów. Na te zmiany naciskała kanclerz Niemiec Angela Merkel, by zapobiec w przyszłości powtórce kryzysu zadłużenia, który z Grecji rozprzestrzenił się na kolejne kraje eurolandu.
By wprowadzić te zmiany drogą zmiany traktatu UE, wymagana była jednomyślność 27 państw. Porozumienie, jak wskazują zgodnie dyplomaci, zablokował Londyn.
- Brytyjczycy stosowali obstrukcję. Nie godzili się na zaproponowane rozwiązania ws. traktatowych zmian, ale też nie przedstawiają swoich propozycji - mówiły źródła. Inne wskazywały, że Londyn postawił Niemcom i Francji niemożliwe do spełnienia warunki: chciał prawa weta wobec unijnych przepisów dotyczących rynku usług finansowych, by chronić londyńskie City.
Dlatego rozpoczęto rozmowy o scenariusz, jaki przed szczytem przewidzieli Merkel i Sarkozy: jeśli nie będzie zgody 27 państw UE na zmianę traktatu UE w obecnym systemie instytucjonalnym, będzie umowa międzyrządowa.
- Wolałbym porozumienie jednomyślne (27 państw UE, by zmienić traktat UE - PAP), ale nie było to możliwe. Wierzę, że będzie możliwy udział instytucji unijnych w tym procesie (wzmacniania zarządzania gospodarczego eurolandu i dyscypliny finansowej) - powiedział przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. - Nowe zasady paktu stabilności są znacznie ambitniejsze niż to, co obowiązuje w tej chwili - dodał.
Inne źródła podkreśliły, że to "Niemcy postawiły wysoko poprzeczkę". Nie chciały zgodzić się na małą zmianę traktatu poprzez rewizję jednego z protokołów, co proponował Van Rompuy. Merkel, relacjonował dyplomata, rozpoczęła szczyt od stwierdzenia, że w grę wchodzi tylko przyjęcie propozycji opracowanych przez nią i Sarkozy'ego.
Robert Gwiazdowski, ekspert w dziedzinie podatków Centrum im. Adama Smitha
Reformy, które są zaproponowane, same w sobie nie mają sensu. To jest próba ucieczki do przodu, która z całą pewnością nie zakończy się dobrze. Spójrzmy na liczby. Kraje strefy euro są zadłużone na ponad 7 bilionów euro, a ich PKB wynosi ok. 13 bilionów. Więc, jaki poziom PKB, przez najbliższe lata, musi być przeznaczony na spłatę samych odsetek od tych 7 bilionów, na które one już są zadłużone. Proszę zwrócić uwagę, że te państwa muszą zadłużać się dalej, dlatego, że na bieżąco sprzedają swoje własne obligacje.
Euro było błędem. Dzisiaj ci, którzy w 2004 roku krzyczeli na mnie, że się na niczym nie znam i gadam bzdury, dzisiaj mówią - tak, w konstruowaniu euro popełniono błędy. Ale dalej idą w zaparte. Bo trzeba brnąć w ratowanie strefy euro, bo inaczej będzie wojna, jak powiada minister Rostowski. Jeżeli, na miły Bóg, rozpadł się Związek Radziecki i rubel transferowy i to bez wojny to, dlaczego miałaby być wojna z tego powodu, że rozpadnie się strefa euro.
Utożsamianie euro, czyli waluty, ze wspólnym rynkiem, czyli ideą Europy, jako wspólnego rynku, jest nadużyciem intelektualnym, które jest stosowane po to, żeby wśród wyborców, podatników wzbudzić panikę powodującą, że zaakceptują oni dalsze zmiany polityczne. Zmiany polityczne nic nie dają Europejczykom, jako Europejczykom. Te zmiany polityczne są potrzebne politykom europejskim, a zupełnie one nie są potrzebne Europejczykom, jako podatnikom.(...)
Ujednolicenie współpracy fiskalnej, jedne stawki, jedna podstawa opodatkowania, są niekorzystne dla Polski. Jak wejdziemy do strefy euro, będziemy mieli takie same stawki podatkowe jak mają Niemcy, taką samą podstawę podatkową, to czym my będziemy konkurować? Pieniądz właśnie i system podatkowy są elementem tworzenia konkurencji. Jeżeli ich nie będzie, to czym mamy konkurować z Niemcami? Tańszą godziną pracy? No to niech pan premier powie obywatelom: będziemy konkurować z Niemcami tym, że będziemy zawsze pracować za mniej niż Niemcy.
Problem polega na tym, że politycy nie mają wyobraźni ekonomicznej, a ich jakiekolwiek rozeznanie ekonomiczne, to jest rozeznanie przez pryzmat rynków finansowych. Jednak tak naprawdę ta symbioza rynków finansowych i polityków, która trwa od czasów Bretton Woods właśnie się kończy.(...)
Można sobie wyobrazić, że zostanie wprowadzona jedna ustawa o podatku dochodowym i zostanie przetłumaczona na wiele języków, teoretycznie jest to możliwe. Tylko, że jest to bezsensowne z punktu widzenia mniejszych gospodarek. Inga Czerny i Julita Żylińska