Budowlańcy to niedouczeni pijacy? Czy to tylko stereotyp

Pracują bez uprawnień, są niedouczeni, najchętniej zarabialiby na kolejną butelkę alkoholu. Tak najczęściej myślimy o polskim fachowcu. Czy sprawiedliwie?

Budowlańcy to niedouczeni pijacy? Czy to tylko stereotyp
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

08.07.2010 | aktual.: 09.07.2010 11:51

Pracują bez uprawnień, są niedouczeni, najchętniej zarabialiby na kolejną butelkę alkoholu. Tak najczęściej myślimy o polskim fachowcu. Czy sprawiedliwie?

Co potrafi? Przekonaj się na własnej skórze!

Firmy remontowo-budowlane już w ogłoszeniach się ze sobą ścigają. Kuszą klientów wieloletnim doświadczeniem, dokładnością i konkurencyjną ceną. Niekiedy lista zalet firmy jest bardzo długa, tyle że nie zawsze prawdziwa. Niestety wiarygodność treści takiego ogłoszenia jest często nie do zweryfikowania i o umiejętnościach usługodawcy możemy przekonać się „na własnej skórze”. Takie doświadczenie nie zawsze bywa przyjemne.

Rafał, budowlaniec: Po co mi szkoła

Żeby wykonywać podstawowe prace wykończeniowe wnętrz, nie trzeba mieć żadnych uprawnień, ani konkretnego wykształcenia. Wyjątek stanowią prace, które ingerują w konstrukcję budynku. Rafał, który na rynku remontowo-budowlanym działa od ponad 10 lat, skończył co prawda zawodową szkołę budowlaną, ale jak twierdzi, niczego się tam nie nauczył.

- W czasie szkolnych praktyk mógłbym się nauczyć co najwyżej pić – śmieje się Rafał. – Ale taka praktyka mnie nie interesowała. Wszystkiego co potrafię, nauczyłem się sam, metodą prób i błędów. Nigdy jednak klient na tym nie ucierpiał - dodaje. *Zlecenia z polecenia *

Rafał nie narzeka na brak pracy. Wszystkie zlecenia ma „z polecenia” i jak twierdzi nie ma nawet czasu na urlop. Zapytany o relacje z klientem opowiada, że nie ma za sobą żadnych przykrych doświadczeń.

– Nie zdarzyła mi się sytuacja, żeby klient na przykład nie chciał zapłacić. Ale pewnie jest to spowodowane tym, że pracuje głównie z polecenia, więc mam grono zaufanych klientów. Słyszałem jednak o takich przypadkach od kolegów z branży.

- Często "trudne relacje" pojawiają się, gdy klient dzwoni z ogłoszenia. Klient chce najdokładniej sprawdzić nasze doświadczenie, referencje, ale jednocześnie nie rozumie, że pewnych rzeczy w czasie remontu nie da się przewidzieć - jak na przykład wybrzuszeń na wytapetowanej ścianie, którą klient konieczne chce wymalować. Wtedy mówimy, że nie możemy dać gwarancji i robimy to na jego odpowiedzialność, ale on to odbiera jako brak kompetencji. Ludzie często myślą, że remont to parę machnięć pędzlem. Niestety, w czasie pracy, często wychodzą rzeczy, których nie da się przewidzieć i nie są zależne ani od nas, ani od klienta, ale od tego w jaki sposób wcześniej został wykonany remont pomieszczenia – mówi Marcin, właściciel małej firmy remontowo-budowlanej.

Klient nie chce płacić

Wielu fachowców narzeka, że klienci nie chcą płacić.
- Często stosują nadużycia mówiąc, że tu jest nierówno, tu krzywo, albo po prostu nie jestem zadowolony i płacą dużo mniej lub nie płacą wcale. Ciężko jest później wyegzekwować stracone pieniądze - opowiada Andrzej, fachowiec, który znalazł się w takiej sytuacji. – Robiliśmy remont willi pewnej zamożnej osoby i mimo, że wywiązaliśmy się całościowo z umowy, nie otrzymaliśmy ani grosza zapłaty. Klientka powiedziała tylko, że nie jest zadowolona, jednak nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego. Następnie przestała odbierać nasze telefony i nie wpuszczała nas do domu.

- Nie znałem wtedy swoich praw i nie wiedziałem, że mogłem wezwać rzeczoznawcę i wytoczyć sprawę sądową. Teraz na pewno bym to zrobił - mówi z rozżaleniem Andrzej.

Aby zabezpieczyć się przed taką sytuacją najlepiej zawrzeć umową o dzieło. Jest to forma umowy cywilno-prawnej, którą stanowi dokument potwierdzający pisemnie, że dana firma zobowiązała się do wykonania określonego dzieła zleconego przez zleceniodawcę, czyli klienta, a klient zobowiązał się do zapłacenia wynagrodzenia za wykonane dzieło. Taka umowa stanowi najlepszą podkładkę w przypadku wstąpienia na drogę postępowania cywilnego. *Klient ma swoje racje *

Nadal nie brakuje jednak rozczarowanych klientów.
– Zaplanowałam remont kuchni i łazienki, który miał trwać dwa miesiące. Z dwóch miesięcy zrobiło się pół roku. Fachowiec rozgrzebał wszystko i pojawiał się średnio raz w tygodniu. Potem długo nie mogłam znaleźć nowej ekipy, bo był to okres wiosenno-letni i wszyscy polecani mi fachowcy byli akurat zajęci – opowiada Joanna.

- Do nas przyszedł fachowiec, który zrobił takie cuda ze ścianą, że kolejne ekipy nie wiedziały jak to ugryźć, żeby doprowadzić ją do porządku. – Zapłaciliśmy zaliczkę i fachowiec zniknął wraz z nią po dwóch dniach - mówi kolejny rozczarowany klient.

Ile oni kosztują?

Duży problem stanowi spora rozbieżność cen usług. Żadne prawo nie reguluje cennika usług remontowo-budowlanych i rozbieżność jest tak duża, że klient często jest zdezorientowany. Przykładowo za metr kwadratowy malowania możemy zapłacić mniej więcej: od 5 do 12 złotych, kafelkowania: od 25 do 100 złotych, podwieszania sufitu: od 50 do 100 złotych, kładzenia paneli podłogowych: od 10 do 25 złotych. - Ta rozbieżność często zależy od stopnia trudności pracy, na przykład od nawierzchni, na której mają być położone kafle, czy jest równa, czy krzywa. – tłumaczy Marcin z firmy remontowo-budowlanej.

- Ale faktem jest, że różne firmy są w stanie wykonać różne prace w dużej rozbieżności cenowej. Przygotowywałem kiedyś ofertę dla klientki, która chciała wykonać remont łazienki. Według ówczesnych cen mógł on kosztować 7-8 tysięcy złotych. Ja wyceniłem go na 5 tysięcy, ale klientka znalazła pana, który zrobił ten remont za 1 500 złotych !!! Taka kwota wystarczyłaby mi jedynie na opłacenie ZUS-u, podatku i księgowej. Ten pan działał najwyraźniej w szarej strefie. Jest to bez wątpienia duża, ale też nieuczciwa konkurencja dla małych firm - puentuje Marcin.

Klientowi jest często bez różnicy, czy zapłaci firmie czy osobie fizycznej. Choć są i tacy, dla których rachunek, czy faktura stanowią gwarancję jakości i rzetelności. „Aby uniknąć przykrych niespodzianek, warto się upewnić czy firma remontowa wystawi fakturę lub rachunek” – pisze uczestniczka jednego z forów internetowych. Być może jest w tym jakaś metoda?

Jak uniknąć Pana Usterki?

Skuteczną metodą jest korzystanie z usług z polecenia, choć nie daje to stuprocentowej gwarancji, że wszystko zakończy się pomyślnie. Warto też szukać osób które mają zarejestrowaną działalność, istnieją w jakiś sposób na rynku, na przykład poprzez stronę internetową, ogłoszenia na portalach dla firm remontowo-budowlanych, na których klient może również wyrazić swoją opinię o usługach wykonawcy. Takim osobom zależy na dobrych relacjach z klientem. Warto też zapytać o referencje, poprosić o udostępnienie kontaktu do innych klientów (oczywiście za ich zgodą). Jeśli cena wydaje nam się zbyt wysoka, dobrze zapytać, dlaczego usługa tyle kosztuje, skorzystać też z możliwości negocjacji ceny. Można poprosić też o portfolio firmy, zdjęcia dokumentujące przebieg poprzednich prac. I pamiętajmy o jasnym ustaleniu warunków umowy, takich jak termin rozpoczęcia i zakończenia remontu, terminy płatności, dokładny zakres usług.

I choć nadal nie brakuje oszustów, polski rynek usług remontowo-budowlanych małych i średnich przedsiębiorstw powoli uwalnia się od stereotypu niekompetentnego fachowca, który pracuje tylko na kolejną butelkę wódki.

Było dużo gorzej

- Niegdyś pracownicy branży remontowo-budowlanej posiadali zazwyczaj podstawowe wykształcenie. Mieli skromny zasób wiedzy i niezbyt wiele praktyki w branży. Ich główną motywacją do pracy była przysłowiowa chęć zarobienia na piwo. Obecnie mamy do czynienia z bardziej wykształconym pracownikiem. Często są to absolwenci techników, a nawet studiów wyższych. W przypadku tych drugich, są to młodzi ludzie, którzy po studiach nie mogli znaleźć w Polsce pracy zgodnej z wykształceniem lub nie satysfakcjonowały ich krajowe zarobki i wyjechali pracować za granicę. Tam zazwyczaj byli zatrudniani w gastronomi lub właśnie branży budowlanej i z różnych przyczyn zdecydowali się na powrót do kraju –mówi Ignacy F., kierownik budowy z wieloletnim doświadczeniem.

- Zdarzają się świetni fachowcy, nawet tacy bez dyplomów. Ale częściej niestety trafiamy na pracowników, którzy pozostawiają po sobie fuszerki. Zdarzyło się, że hydraulik zamiast wymienić rurę, zakleił pęknięcie silikonem! To był rzemieślnik z certyfikatem! - opowiada Tomasz Rzecki, inspektor nadzoru budowlanego.

MD

stereotypypracownicybudowlańcy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (52)