Chwalenie i nagradzanie to ciężka praca

Każdy chyba się zgodzi: na pytanie, czy pracujemy przede wszystkim dla pieniędzy, odpowiedź może być tylko jedna – tak! Ale czy wyłącznie?

Chwalenie i nagradzanie to ciężka praca
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

25.02.2010 | aktual.: 25.02.2010 12:02

Każdy chyba się zgodzi: na pytanie, czy pracujemy przede wszystkim dla pieniędzy, odpowiedź może być tylko jedna – tak! Ale czy wyłącznie? A co z pochwałą, docenieniem, wyróżnieniem? Czy tego rodzaju bodźce niematerialne są nam obojętne?

Nie chwalę, bo nie lubię Przełożonym na ogół przychodzi łatwiej ganienie pracowników niż chwalenie ich. Czy to na budowie, czy w biurze, czy w środowisku naukowym, czy w robotniczym wymówkę usłyszeć jest łatwo. Niekiedy nawet bywa ona wyrażana w dosyć dosadnej formie. Natomiast jeśli pracownik spisze się bez zarzutu, a nawet zrobi więcej, niż się od niego wymaga, często przechodzi to bez echa. Mało tego, następnym razem żąda się od niego podobnego zachowania! A jeśli nie spełni oczekiwań – można śmiało założyć, że nie spodoba się to szefowi.

Z tego typu zachowań bierze się, bardzo częsta wśród pracowników, taktyka „niewychylania się”, ani w górę, ani w dół. Wiadomo – gdy zobaczą, że możesz więcej, z miejsca uznają to za normę. Co innego, gdy możesz mniej. Wtedy na pewno szef uzna za stosowne „zmotywowanie” cię do bardziej wytężonej pracy. Rzecz jasna, za te same pieniądze. Dlaczego właściwie tak się dzieje? To proste: ganić jest łatwiej. W nerwach, w stresie, w pośpiechu, ze stu innych przyczyn. Zarządzający zasobami ludzkimi są zgodni, że to niedobra tendencja. Z doświadczenia wiemy, że nagany pamięta się dłużej niż pochwały. Z tego spostrzeżenia płynie prosty wniosek. Dobry przełożony częściej powinien motywować podwładnych pozytywnym słowem, choćby po to, by „zrównoważyć bilans”. *Pochwała to, czy nie pochwała? *

Z pochwałami nie jest więc łatwo. Choćby dlatego, że nie dla każdego znaczą one to samo. Szorstka uwaga „spartoliłeś robotę” zostanie odebrana jednakowo zarówno przez nowicjusza, jak i przez osobę na kierowniczym stanowisku. Natomiast pochwałę czy wyróżnienie każdy może odebrać inaczej. Co jednego ucieszy, dla drugiego będzie obojętne, a dla jeszcze innego może się okazać czymś mało pożądanym.

Przykłady można mnożyć. Bywają śmieszne, a bywają też przykre. Atrakcyjny wyjazd szkoleniowy mogą być niedźwiedzią przysługą dla kogoś, kogo np. wiążą liczne rodzinne obowiązki. Kiepskim pomysłem jest też chwalenie pracownika za coś, co ten sprawnie wykonał pół roku wcześniej. Osobny temat stanowią pochwały – nie pochwały, kiedy to pracownik ma wrażenie, iż szef tak naprawdę nie ceni jego osiągnięć, mówiąc np.: „No, nigdy bym nie uwierzył, że pana na to stać” albo: „Zrobił to pan prawie tak dobrze, jak Kowalski w zeszłym tygodniu”. Pochwała niby jest, ale chwalony odbiera ją z lekkim niesmakiem.

Zdarzają się też, niestety, nagrody – gafy, niedobrze świadczące o tych, którzy są ich pomysłodawcami. Pół biedy, jeśli jest to bilet na koncert dla kogoś, kto nie lubi muzyki. Ale bywa też na przykład, że karnet wstępu na korty tenisowe otrzymuje... osoba niepełnosprawna.

Pomyłki tego typu biorą się z niewiedzy i obojętności. Dlatego dobry szef, by ich uniknąć, powinien starać się poznać swoich podwładnych. Wiedzieć, co komu sprawia przyjemność, jakie ma potrzeby, na czym mu zależy. Jeśli będzie o tym pamiętał, przyczyni się do konsolidacji zespołu. Sprawi, że atmosfera pracy będzie lepsza, a wyniki zadowolą wszystkich. *A kto pochwali szefa? *

Jeśli szef przejmie się rolą dobrego managera od zasobów ludzkich, będzie nie raz musiał rozważać, jak postąpić. W kwestii pochwał trudno bowiem o sztywne reguły. Sami konsultanci często nie są zgodni, za co i jak chwalić. Niektórzy podkreślają, że istotne przy udzielaniu pochwał jest przede wszystkim dobro firmy. Jeśli pracownik wskutek swoich działań przyczynił się do niego, należy mu się nagroda, koniec, kropka. Inni uważają, że ważne są też starania, intencje, a wreszcie – rozwój pracownika. Jeśli nawet nie spełnia oczekiwań, ale wypada lepiej niż w poprzednim miesiącu, należy go zmotywować pochwałą.

Nie ma zgodności, czy za pochwałę można uznać zdawkowe stwierdzenia, te wszystkie: „tak trzymać!”, „nieźle, nieźle!” i uściski dłoni? Czy wypada wysłać pracownikowi pochwałę drogą mailową? Czy należy chwalić w obecności innych, czy raczej w cztery oczy? W tym ostatnim przypadku duże znaczenie ma na pewno sytuacja w miejscu pracy. Bywają bowiem miejsca, w których publiczne pochwalenie pracownika ściągnie na niego taką falę zawiści, że rezultat będzie dokładnie przeciwny od zamierzonego.

Widać z tego, że chwalenie i nagradzanie to... ciężka robota! Przełożony, nagradzając dobrego podwładnego, musi wziąć pod uwagę wiele czynników (czy się do nich dostosuje, czy nie, to inna sprawa). Należą do nich m.in. zwyczaje panujące w firmie, wzajemne układy w zespole, to, kim jest wyróżniony pracownik i jak się do tej pory sprawował. Mało tego – ważne są jego stosunki rodzinne, zainteresowania, potrzeby. Przekazując pochwałę, trzeba przemyśleć jej formę, wybrać odpowiedni moment, przewidzieć, jak zostanie odebrana. Zważywszy to wszystko, może nie ma co się dziwić, że pochwały są czymś o wiele rzadszym od połajanek? W końcu... nikt nie chwali szefów za to, że chwalą innych!

Jarosław Kurek

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)