Co dalej z Grecją?

W środę na Wall Street przez cały dzień indeksy poruszały się poniżej poziomów z poprzedniej sesji i zakończyły spadkami o ok. 0,5 proc. Dzisiaj uwaga inwestorów przeniesie się do Brukseli.

Co dalej z Grecją?
Źródło zdjęć: © Open Finance

25.03.2010 09:50

Trzeci miesiąc z rzędu wzrosły zamówienia na dobra trwałe - tym razem nie za sprawą branży lotniczej, ale zagranicznych zamówień oraz uzupełniania magazynów przez firmy. Wczoraj dowiedzieliśmy się także, że na pierwotnym rynku nieruchomości w USA sprzedano w lutym najmniej domów od lat 60 ubiegłego wieku, kiedy rozpoczęto prowadzenie tej statystyki, a na rynku wtórnym od trzech miesięcy specjalne ulgi podatkowe nie wystarczają by pobudzić popyt.

W Azji japoński NIKKEI finiszował minimalnie powyżej wczorajszego zamknięcia, natomiast w Hong Kongu i Chinach obserwowaliśmy ponad jednoprocentową przecenę akcji. Na GPW indeksy zaczęły dzień od odrabiania strat.

Wczorajsze obniżenie ratingu Portugalii przez agencję Fitch trudno uznać za niespodziankę, skoro następuje ono kilka tygodni po tym, jak podobnego ruchu dokonała agencja Standard & Poor's. Jeśli jednak okazuje się, że inwestorzy reagują na takie komunikaty nerwową wyprzedażą euro, znaczy to, że nie wszyscy odrobili pracę domową i potrzebują wielokrotnego ostrzeżenia, iż różowy scenariusz niekoniecznie jest tym najbardziej prawdopodobnym. Dzisiaj w Brukseli rozpoczyna się dwudniowy szczyt przywódców europejskich państw i wbrew zapewnieniom Angeli Merkel sprzed kilku dni, kwestia planu pomocowego dla Grecji (i rola Międzynarodowego Funduszu Walutowego) będzie jednym z głównych przedmiotów dyskusji. Niemcy najwyraźniej zdają sobie sprawę, że greckie problemy budżetowe nie są wyjątkiem w strefie euro i jeżeli powie się "a", wykładając na stół pieniądze własnych podatników, prawdopodobnie za kilka tygodni trzeba wykonać podobny gest w stronę Portugalii oraz przede wszystkim Hiszpanii, która pomimo
dwudziestoprocentowego bezrobocia i załamania wewnętrznego rynku nieruchomości, ochoczo opowiada się za solidarnością członków strefy euro. Od początku roku, gdy analitycy utworzyli akronim PIIGS, w kwestii finansów publicznych państw tworzących tę grupę nie zmieniło się nic.

Zmieniło się natomiast otoczenie rynkowe. Indeksy giełdowe odrobiły kilkunastoprocentowe spadki i znajdują się na najwyższych poziomach od ok. 18 miesięcy, a kurs euro wyrażony w dolarach porusza się nie w okolicy 1,45 USD, lecz o kilkanaście centów niżej (1,33 USD). Królem banału można nazwać jednego z reprezentantów Europejskiego Banku Centralnego, który oznajmia, iż euro będzie narażone na niełaskę inwestorów, jeśli wspólnymi siłami europejskich państw nie zostanie przywrócona wiara w stabilność strefy euro. Słaba waluta jest obecnie jednym z najważniejszych czynników podtrzymujących wiarę w trwałe ożywienie zachodnioeuropejskich gospodarek. Mocny dolar wyraźnie zacznie doskwierać amerykańskim firmom, o czym prawdopodobnie przekonamy się po publikacji wstępnych danych o PKB w I kw.

Łukasz Wróbel, Open Finance

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)