Coraz mniej miejsc, gdzie naprawisz samochód. "Kończy się czas garażowych warsztatów"
Kilka lat temu wystarczyło zadzwonić do mechanika, by umówić się na następny dzień. Dziś tak się nie da – masz szczęście, jak zaprosi cię na wizytę w ciągu tygodnia. Liczba warsztatów spada, rośnie za to liczba maszyn, które mają serwisować. Mechanicy stali się cenną i dobrze opłacaną grupą zawodową.
12.10.2019 | aktual.: 12.10.2019 16:20
W Polsce maleje liczba warsztatów samochodowych. Według danych GUS to właśnie w tej branży upada najwięcej firm: tylko w pierwszym półroczu spośród 286 upadłości 95 dotyczyło zakładów samochodowych.
Najczęściej znikają z rynku małe warsztaty, nie dysponujące odpowiednią siłą przebicia oraz wiedzą i narzędziami do obsługi coraz bardziej skomplikowanych samochodów. Te większe rosną w siłę i jeszcze zwiększają liczbę stanowisk do obsługi aut. Taki trend musi się utrzymywać, bo w kraju przybywa samochodów, zarówno nowych, jak i sprowadzanych z zagranicy używanych.
W całym 2018 roku w Polsce zarejestrowano ponad 600 tys. samochodów osobowych i małych dostawczych. W tym roku co miesiąc rejestruje się kilkadziesiąt tysięcy aut (dla przykładu - w sierpniu ok. 50 tys., we wrześniu - ok. 30 tys.) Dla mechaników przez najbliższe lata nie zabraknie pracy, bo ktoś musi serwisować tę rosnącą flotę.
Zobacz: Praca w IT umożliwia łączenie różnych zainteresowań. Motoryzacja i programowanie? Czemu nie
– Na papierze to wygląda fajnie, ale nasza branża ma wiele problemów. Małym warsztatom trudno się utrzymać na powierzchni. Rąk do pracy jest coraz mniej, samej pracy coraz więcej i na dodatek rosną koszty działalności. Ja już nie mówię o podwyżkach cen i podatkach. Ale jeśli masz warsztat na kilka stanowisk, musisz wydawać grube tysiące na szkolenia dla pracowników – mówi Jacek Kowalewski, właściciel motowarszatu w Poznaniu.
To fakt, cena utrzymania cenionej przez klientów jakości jest coraz wyższa. Aby dostać rekomendację którejś z sieci działających na rynku, trzeba regularnie wysyłać personel na kursy i szkolenia. Pojawiają się coraz bardziej nowoczesne urządzenia diagnostyczne, które trzeba umieć obsługiwać. Silniki i osprzęt są coraz bardziej skomplikowane i wymagają konkretnych procedur. To wiedza, jakiej nie posiądzie się na kursach korespondencyjnych.
– Ostatnio musiałem wysłać mechanika na tygodniowe szkolenie za 12 tysięcy złotych. Było niezbędne, by nauczył się diagnozować usterki nowych silników kilku marek. Ten wydatek się zwróci, chociaż to trochę potrwa. Co kilka lat musimy też dokupować nowe maszyny diagnostyczne, bo rosną standardy obsługi. Dlatego z rynku znikają małe garażowe warsztaty. Owszem, one są fajne, jak trzeba wymienić olej albo klocki, ale coraz więcej spraw jest poza ich zasięgiem – mówi Kowalewski.
Problemem jest też pozyskanie ludzi do pracy
– Kilka tygodni temu zgłosił się chętny do pracy. W naszym warsztacie musi zdać egzamin – wykryć usterkę. Pół dnia zajęło mu stwierdzenie, że padł bezpiecznik. Nie stać mnie na zatrudnienie człowieka, który będzie kilka godzin szukał przyczyny prostej awarii. Musiałoby mu to zająć najwyżej kwadrans. I takiemu mechanikowi jestem w stanie płacić naprawdę porządne pieniądze – zapewnia właściciel warsztatu.
Według portalu wynagrodzenia.pl mechanicy samochodowi zarabiają między 2000 zł a 3200 zł na rękę. Zarobki tych wyspecjalizowanych rosną do 3700 zł netto. Jednak właściciel zakładu z Poznania widzi to nieco inaczej.
Myśli pan, że mechanikowi wystarczy zapłacić trzy tysiące na rękę? Dla dobrego to dopiero początek negocjacji. A specjalizacja kosztuje jeszcze więcej, dobry lakiernik czy elektryk bez problemu wyciągnie pięć tysięcy. Jak nie zapłacę mu dobrze, to za tydzień czy dwa będę miał wakat, bo pójdzie do konkurencji albo wyjedzie z kraju. Dlatego ja się cieszę, jak wiem, że mój mechanik ma rodzinę, bo wtedy trudniej mu pojechać do roboty za granicę – mówi Kowalewski.
Zwraca uwagę, że rosną wymagania klientów także co do jakości obsługi. - Dziś nie możesz oddać auta z brudnym fotelem, nie zaproponować klientowi kawy, toaleta w warsztacie nie musi mieć złotych kurków, ale musi być czysta. Inaczej się nie da. Musisz przyjmować płatność kartą, bo coraz więcej ludzi nie nosi gotówki – wylicza.
Przypomina o jeszcze jednym – ciągle mnóstwo warsztatów ma dwa cenniki. Stały klient dostanie cenę niższą o jedną piątą, o ile nie upomina się o paragony. I to jest w wielu miejscach norma – oczekują jej klienci, oferują ją warsztaty. Zarabianie bez faktury jest jednak coraz trudniejsze, rośnie liczba aut firmowych i flotowych, gdzie nie da się nie wystawić rachunku. A to obniża konkurencyjność i dochody wielu mniejszych warsztatów.
O ile nie są oczywiście prowadzone przez artystów w swoim fachu, bo ci zawsze będą mieli co robić i dostaną każde pieniądze za swoją pracę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl