Często robią to dzieci. Zarabiają czy wyłudzają?
10 zł za kilka minut pracy – tyle można zarobić dosłownie na ulicy. To metoda znana na całym świecie. Jej specyfika polega na tym, że usługobiorca nie ma możliwości ucieczki. Zaś usługodawcy pojawiają się znienacka. Polewają jakimś płynem szyby samochodów stojących na światłach. Przetrą szmatą i oczekują na zapłatę. Usługa najczęściej marnej jakości, płaca wymuszona, a cała sytuacja generuje zagrożenie. I przemoc.
05.07.2013 | aktual.: 05.07.2013 16:32
A oto inne opisane przez media wydarzenie związane z wymuszaną usługą. Nastolatek przeciera szybę samochodu. Pochyla się do kierowcy, ten kręci przecząco głową. Chłopak kopniakiem odrywa boczne lusterko. Puszcza się pędem, zerkając za siebie, by mieć na oku poszkodowanego.
Ma jednak pecha. Dwa samochody dalej inny kierowca widzi całe wydarzenie i postanawia się włączyć. Otwiera przed biegnącym drzwi swojego potężnego terenowca. Chłopak zderza się z nimi, upada. Pojawia się policja.
Najczęściej jednak młodzi czyściciele znikają przed przybyciem stróżów prawa. Według ich oceny, to często nastolatki „na gigancie”, dla których mycie szyb stanowi najprostszą metodę zarobienia paru groszy.
- To nie tylko zagrożenie dla ruchu, ale i negatywne zjawisko społeczne – komentował w „Gazecie Wrocławskiej” u progu tegorocznego sezonu rzecznik wrocławskiej straży miejskiej, Sławomir Chełchowski. Według niego, istnieje najprostszy sposób na pozbycie się problemu: - Nie wolno dawać im pieniędzy, tylko wtedy przestaną pojawiać się na skrzyżowaniach.
Dawać czy karać?
Jeszcze jedno wydarzenie: szybę samochodu czyści nieduży chłopiec, ledwie sięgający przedniego okna. Niezdarnie macha szmatą. Pojawia się strażnik miejski, łapie go za ramię, odciąga na chodnik. Chłopiec ociera oczy. Przechodząca obok kobieta obserwuje całą sytuację. Tłumaczy coś stróżowi prawa, pokazuje na chłopca i jego wyświechtane ubranie, kręci głową. Stróż prawa rozgląda się wokół, rozkłada bezradnie ręce. W końcu puszcza chłopca.
Proceder mycia szyb ma kilka twarzy: cwaniactwo uciekiniera „na gigancie”, smutną minę nastolatka z bezrobotnej rodziny, ale także czerwone oblicze amatora tanich win, szukającego sposobu na zarobienie paru groszy. Wśród kierowców również istnieją różne punkty widzenia na tego rodzaju pracę.
- To prawda: szyby mam stale brudne, bo parkuję w ruchliwych miejscach. Jednak pieniędzy nie mam za dużo, więc do płacenia za coś, co mogę zrobić – i zresztą robię – sam, wcale mi się nie pali. Tym bardziej, że czyściciele są nachalni. Można im mówić, że się nie chce, a oni swoje. I później wyciągają ręce po pieniądze. Prawdziwe utrapienie z nimi – skarży się anonimowy kierowca.
- Fakt, że szmaty mają zasmarowane i często zamiast umyć szybę, tylko rozmażą. Ale daję im parę złotych, bo coś jednak robią. Chce im się ruszyć. Nie siedzą biernie pod murem i nie czekają na cud – wyjawia swój punkt widzenia 49-letni Krzysztof.
Na ogół jednak trudno byłoby znaleźć kierowcę, któremu podoba się obecność takiej wymuszonej „prywatnej inicjatywy”. Co jakiś czas dochodzi zresztą do odgórnych prób ukrócenia tego typu działalności. Kary za mycie szyb mogą sięgać nawet i 500 złotych. W jednym z dużych miast, mężczyznę czyszczącego szyby na skrzyżowaniach, sąd ukarał kilkusetzłotową grzywną. Jak donosiły media, ten jeden wyrok wystarczył, by czyściciele zniknęli.
Ale kierowcy nie mają wątpliwości.Żeby proceder naprawdę zniknął, trzeba by prowadzić akcję konsekwentnie, na ogólnokrajową skalę. Czyściciele muszą wiedzieć, że nie unikną kary. A przynajmniej, że ryzyko wpadki jest duże. Inaczej będą wracać.
TK, AS, WP.PL