Czy biliony dolarów zakończą recesję?
W Ameryce największy od lat 30. program ingerencji państwa w gospodarkę właśnie staje się faktem. Nikt jednak nie wie, czy wydane pieniądze przyniosą pożądane skutki.
12.02.2009 | aktual.: 12.02.2009 15:07
W Waszyngtonie praca wre. Kolejny potężny plan pomocy dla banków oraz słynny pakiet stymulacyjny dla gospodarki z każdym dniem są bliższe wejścia w życie. Gdy zostaną przyjęte, suma całkowitych zobowiązań „antykryzysowych” rządu i banku centralnego USA może sięgnąć 11,5 biliona dolarów. To ponad trzy czwarte produktu krajowego brutto. Za kilka, najdalej kilkanaście miesięcy okaże się, czy politycy słusznie wystawili podatnikom tak wysoki rachunek.
We wtorek wieczorem poznaliśmy zarówno założenia „Planu Stabilności Finansowej”, jak i senacką wersję „Ustawy o amerykańskim ożywieniu i wznowieniu inwestycji”. Stanowią one dwa komplementarne filary polityki antykryzysowej administracji Baracka Obamy. Pierwszy ma zapewnić bankom płynność i swobodę ruchu, tak by mogły zaspokoić popyt na kredyty. Drugi ma za zadanie ten popyt ożywić lub – chciałoby się rzec – wykreować.Lodowata reakcja rynków na przedstawiony przez sekretarza skarbu Timothy’ego Geithnera zarys „Planu Stabilności Finansowej” wynika zapewne z jego ogólnikowości. Wcześniej zastanawiano się, na którą z opcji zdecyduje się rząd: częściową nacjonalizację zagrożonych banków, utworzenie instytucji mającej skupić ich złe aktywa czy zaangażowanie Fed w dalsze zakupy sekurytyzowanych kredytów. Jak wskazuje jeden z bardziej ostatnio cenionych ekonomistów Nouriel Roubini, Geithner wybrał niezbyt czytelną kombinację tych trzech koncepcji.
Wciągnąć prywatny kapitał
Przede wszystkim konkretyzacji w formie Funduszu Inwestycji Publiczno-Prywatnych doczekała się idea „złego banku”. Główne założenie tego projektu to wciągnięcie do wykupu toksycznych aktywów inwestorów prywatnych. Udział tego „czynnika rynkowego” ma przyczynić się do wypracowania metody wyceniania papierów wartościowych, których rynek dziś nie istnieje.
Jednak Geithner nie zdradził, na czym metoda miałaby polegać. Sprowokowało to obawy, że jego pomysł może podzielić los planu Paulsona, który w części dotyczącej wykupu aktywów nie został zrealizowany właśnie z powodu trudności z ich wyceną. Komentatorzy wskazują ponadto, że rząd, chcąc pozyskać prywatnych partnerów, będzie musiał wziąć na siebie bardzo dużą część ryzyka. Początkowo fundusz mieć będzie wartość 500 mld dolarów, z możliwością jej podwojenia.
Bilans Fedu będzie rósł
Na dzisiejszym rynku nabywców nie znajdują nie tylko aktywa toksyczne, ale i inne, powiązane z „dobrymi” kredytami. To czyni banki jeszcze mniej skłonnymi do zwiększenia akcji kredytowej. Ma temu zaradzić Inicjatywa dotycząca Kredytów Konsumpcyjnych i dla Firm (CBLI). Jest to rozwinięcie programu TALF, uzgodnionego przez Rezerwę Federalną i Departament Skarbu w grudniu, ale jeszcze nie uruchomionego.
Fed dostał pozwolenie na zakup od banków nowych papierów wartościowych opartych na pożyczkach konsumpcyjnych o łącznej wartości biliona dolarów (według TALF była ona pięciokrotnie niższa). Jeśli część wierzytelności z tego portfela okaże się nie do ściągnięcia, bank centralny będzie mógł liczyć nawet na 100 mld dolarów dofinansowania od rządu. Fed poinformował, że paleta aktywów akceptowanych jako zabezpieczenie kupowanych papierów może zostać poszerzona o inne rodzaje kredytów (np. hipoteczne) o ratingu AAA-. Geithner wskazuje, że przed kryzysem sekurytyzacja odpowiadała za 40 proc. udzielonych pożyczek konsumpcyjnych. W ostatnich miesiącach rynek ten przeżywa zapaść. Lukę tę zapełnić ma właśnie CBLI.
Kolejna odsłona nacjonalizacji
Wszystkie banki o aktywach przekraczających 100 mld dolarów (18 do 20 firm) będą musiały poddać się badaniu kondycji finansowej. W ten sposób sytuacja sektora ma zostać prześwietlona, co skutkować powinno wzrostem zaufania. Instytucjom cierpiącym na brak kapitału zaproponowane zostanie dofinansowanie w zamian za papiery zamienne na akcje. Będą one musiały ograniczyć wypłatę dywidendy, skup akcji własnych, premie, przejęcia, jak też działania lobbingowe.
Zdążyć przed... ożywieniem
Przyjęcie przez Senat pakietu stymulacyjnego wywołało mniejsze emocje, gdyż już wcześniej wydawało się przesądzone, a zapisy dokumentu były znane. Najważniejszym jego elementem jest obniżka podatków. Analitycy oceniają, że obywatele odczują je już w dwa miesiące po podpisaniu przez prezydenta ustawy (wczoraj wspólną wersję uzgadniały obie izby. Wartość pakietu przyjęto do 789 mld USD). Wielu ekonomistów, powołując się na dane o wzroście oszczędności, podaje jednak w wątpliwość znaczenie tego zastrzyku gotówki dla pobudzenia konsumpcji.
Zwolennicy keynsowskiej koncepcji pobudzania popytu poprzez roboty publiczne duże nadzieje pokładają w ponad 100 mld dolarów przeznaczonych na rozbudowę infrastruktury. Kłopot w tym, że większość tej kwoty zostanie wydana dopiero w przyszłym roku. Jeśli gospodarka do tego czasu sama zacznie się odradzać, projekty rządowe mogą odciągnąć od niej tak potrzebne finansowanie.
Michał Kowalczyk