Diagnoza sytuacji na rynkach finansowych
Warszawski parkiet w dalszym ciągu jest słaby.
22.10.2008 10:50
Wtorkowe notowania przyniosły co prawda zwyżkę, ale ze względu na to, że nie objęła mniejszych firm, okazała się niewielka.
WIG wciąż jest zaledwie 500 pkt od wsparcia, jakim jest 28,5 tys. pkt. Trudno mówić, by zagrożenie jego przełamaniem minęło. Co gorsza, słabość odbicia przemawia za tym, że bariera zostanie przebita, a rynek będzie dalej zmierzał w dół, zapewne w stronę 24-26 tys. pkt w przypadku WIG. Naszej giełdzie szkodzi głównie niechęć do ryzyka globalnych inwestorów. Ta wynika z coraz bardziej niestabilnej sytuacji na rynkach wschodzących. Po ucieczce z Rosji, problemach Korei, pogłoskach o kłopotach Węgier, zjawiska kryzysowe pojawiły się w Argentynie. W tym kraju chodzi o spekulacje, że rząd będzie zmuszony znacjonalizować fundusze emerytalne. W takiej sytuacji trudno spodziewać się lepszego nastawienia do emerging markets. To stwarza presję nie tylko na ceny akcji, ale również obligacji i walut.
Te ostatnie pozostają pod presją także ze względu na siłę dolara. Wczoraj znów wyraźnie się wzmocnił i coraz bardziej realne staje się to, że w niedalekiej perspektywie euro spadnie poniżej 1,2 USD. To zaś sprzyjałoby dalszej dekoniunkturze na rynku surowców, która wzmacniałaby niekorzystne postrzeganie rynków wschodzących. Koło się więc zamyka. Takie powiązania między rynkami występują od kilku tygodni i są charakterystyczne dla obecnej fali spadkowej. U ich źródeł znajdują się obawy recesyjne. Takie zachowanie rynków przemawia za kontynuacją przeceny na rynkach akcji.
Zejście euro poniżej 1,2 USD może wydawać się śmiałą tezą, ale trzeba zwrócić uwagę, że aprecjacja dolara jest wciąż relatywnie niewielka względem skali spadku wartości z poprzednich lat. To stwarza miejsce na zwyżkę amerykańskiej waluty. Z naszego punktu widzenia oznaczałoby to zagrożenie dalszą wyprzedażą złotego. Dolar mógłby sięgnąć przynajmniej 2,9 zł, a euro 3,75 zł. W takich warunkach trudno byłoby myśleć o zainteresowaniu polskimi aktywami zagranicznych inwestorów.
Obawiamy się więc, że giełdy mają jeszcze spory potencjał spadkowy. W przypadku S&P 500 można go szacować na jakieś 20% (S&P 500 przy 777-800 pkt). Realizację takiego scenariusza powinny wzmacniać doniesienia ze spółek, wykazujących słabsze od oczekiwanych zyski za III kwartał i weryfikujących oczekiwania na przyszłość. Widać, że osłabienie koniunktury przekłada się na kondycję firm przemysłowych i technologicznych, które w istotny sposób rzutują na kondycję rynków akcji. W gronie tych drugich wczoraj rozczarowały Texas Instruments oraz Sun Microsystems.
Konsekwencją niechęci do aktywów z rynków wschodzących jest trwająca przez ostatnie dni wyprzedaż obligacji. Coraz bardziej realne staje się przekroczenie przez rentowność długoterminowych papierów 7%. To stwarzałoby korzystne warunki do wejścia na ten rynek. Przecenę polskich obligacji wczoraj wzmacniała też zaskakująco wysoka inflacja bazowa. Przypomina, że problem nadmiernego wzrostu cen także w naszym kraju nie został jeszcze rozwiązany.
Katarzyna Siwek
Expander