Do Radomia ludzie przyjeżdżają, by potwierdzić to, co widzieli w memach. Wiemy, ile jest w nich prawdy
Ledwie wysiądą z pociągu, a już się rozglądają za tym, co znają z internetowych obrazków. - Mało kto chce zobaczyć, że to żadne miasto z memów, ale miejsce, jakich wiele w Polsce - mówi radomianin Daniel, gdy pytam o wszechobecne żarty.
- Pewnie pretekstem do tekstu jest okrągła rocznica tej nieszczęsnej wigilii miejskiej, po której cała Polska miała używanie z Radomia? - pyta koleżanka, gdy mówię, że redakcja poprosiła o artykuł o tym, dlaczego właśnie Radom jest bohaterem żartów, memów i wszelkiej maści mało mądrych skojarzeń.
Zbieg czasowy jest przypadkowy, choć nie da się ukryć, że właśnie po miejskiej wigilii w 2012 r., kiedy fotografowie uchwycili kobietę, która sprawnym ruchem ściągnęła ze stołu trzy butelki gazowanego napoju, ruszył maraton żartów z Radomia. To, że kobieta jedną butelkę miała oddać komuś stojącemu obok, a drugą wziąć dla chorego członka rodziny, już się w internetowych komentarzach nie przebiło. Mało kto chce też pamiętać, że w stosunkowo biednym mieście (12,3 proc. bezrobocia, czyli ponad dwukrotnie więcej niż wynosi ogólnopolska średnia) wielu ludzi kombinuje jak może, aby jakoś tę swoją trudną sytuację okiełznać. Pani miała pecha, bo jej warte kilka złotych przywłaszczenie zobaczyła cała Polska, ale jeszcze większego pecha miał Radom, bo przywarła do niego łatka miasta ludzi co najmniej specyficznych.
Czas mija, stereotypy trwają. Powodów do internetowych uśmieszków przybywa systematycznie: a to lotnisko, które było tak zbędne, że po czasie obsługiwania tylko dwóch lotów tygodniowo zostało zamknięte,rondko osiedlowe, które jest tak małe, że jadący z przepisowa prędkością późną porą kierowca może go nie zauważyć, pomnik serka...
- Jeśli to ma być kolejny artykuł o tym, że typowym stylem radomskim są podrabiane dresy, a później policzy pani facetów pod sklepem i napisze "byłam w Radomiu, opowiem wam, jak tam jest", to niech pani sobie odpuści. Polacy potrzebowali chłopca do bicia, to go sobie znaleźli. Ale każdy swój Radom nosi w głowie – odpowiedział Artur, radomski przedsiębiorca, do którego napisałam prośbę o kilka zdań na temat miasta.
Tym bardziej chcę się przekonać, jak wygląda Radom w mojej głowie.
Frontem do turysty
Kojarzycie ten mem z pstrokatym pawilonem (mało estetycznym, nie mam zamiaru bronić takiego gustu) Informacji Turystycznej i wzniosłą myślą, że "jeżeli kiedykolwiek poczujesz się samotny, pomyśl o Punkcie Informacji Turystycznej w Radomiu"? Kiosku ze zdjęcia już nie ma, ale w budynku dworca działa inny, do którego się z Julią, fotografem, kierujemy.
"Na posterunku" są aż trzy panie. Przyznają, że zimą nie ma w Radomiu wielu turystów, ale w sezonie przyjeżdża ich całkiem dużo. Z reguły to ludzie, którzy z miasta wyjechali wiele lat temu i chcą zobaczyć, jak się zmieniło. Ale są również obcokrajowcy. Na dowód pokazują księgę pamiątkową z wpisami w różnych językach. W mieście działają dwa punkty informacyjne zaopatrzone tak dobrze w bezpłatne broszury informacyjne, że nie mam wątpliwości, że bardzo poważnie się tu podchodzi do promowania turystyki.
Ksiądz: prowadzenie biznesu i wiara nie wykluczają się
W obroty bierze nas pani Alina Osieniecka, człowiek instytucja, która po jakichś trzech minutach rozmowy proponuje, że nie ma co rozprawiać o mieście nad papierową mapą, pójdziemy lepiej na spacer.
- Opiekowałam się grupą studentów z Poznania. Przez kilka dni oprowadzałam ich po mieście i okolicach. Ostatniego dnia przynieśli mi wielki bukiet kwiatów. Powiedzieli, że bardzo przepraszają, więc pytam, za co? Wyjaśnili, że wcale nie chcieli tu przyjeżdżać, bo w internecie przeczytali, że tu nie ma nic godnego uwagi – i było im głupio, że tak łatwo dali się zwieść – mówi pani Alina i zapewnia, że to nie był jednostkowy przypadek.
Bo ludzie przyjeżdżają do Radomia, żeby upewnić się co do swoich wyobrażeń. Na koniec stwierdzają, że internetowe mądrości czasem warto dzielić przez trzy, dodaje.
Zaczynamy od miejsca, w którym Radom ma swoje początki – wzniesionego w X wieku Grodziska Piotrówka. Następnie zmierzamy (pieszo, bo większość wartych uwagi miejsc znajduje się w spacerowej odległości) do Rynku Miasta Kazimierzowskiego. Przyzwyczajona do tego, że starówka to najbardziej reprezentacyjna część każdego miasta, jestem "radomskim wariantem" rozczarowana. Uwagę przykuwa klasycystyczny gmach Muzeum im. Jacka Malczewskiego (malarz jest z urodzenia radomianinem, a muzeum posiada bogatą kolekcję pamiątek po nim) - i niestety tyle dobrego można o placu powiedzieć.
Tu nie wystarczy sama kosmetyka
Jest szaro, smutno, zdecydowanie odpychająco. Dosłownie kilka odnowionych kamienic, ale reszta jest bardzo zaniedbana. W wielu mieszkaniach już dawno nie ma lokatorów, budynkami nikt zupełnie się nie interesuje. O ironio, nawet XIX-wieczny ratusz, w którym od lat 60. ubiegłego wieku działało Archiwum Państwowe, od kilku ostatnich lat stoi pusty.
No cóż, Rynek Miasta Kazimierzowskiego z całą pewnością nie wygląda jak wizytówka miasta, ale wkrótce może pojawić się perełka, która choć trochę odmieni jego oblicze. Na razie Kamienica Deskurów wygląda, jakby w jej piwnicach wybuchła bomba, ale za kilkanaście miesięcy ma odzyskać blask i stać się siedziba różnych instytucji kulturalnych.
Historycznym centrum Radomia przez dziesięciolecia było Miasto Kazimierzowskie. Budzi moje niejednoznaczne uczucia. Z jednej może to być przyjemne miejsce spacerowe, ale z drugiej – zbyt często straszą szpetne budynki. Czy miasto zupełnie nie ma pomysłu na odnowienie swoich najstarszych dzielnic?
Pomysł jak najbardziej jest, przekuł się nawet w plan rewitalizacji. Odnowiono już kilka kamienic, kolejne czekają w kolejce. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, do 2023 r. radomskie Miasto Kazimierzowskie zmieni swoje oblicze, ale do pełnego sukcesu potrzebna jest współpraca z właścicielami prywatnych kamienic. Jak wyjaśnia dr Marzena Kędra, odpowiedzialna w Urzędzie Miejskim za rewitalizację, problem w tym, że zaledwie niewielka część kamienic przy rynku to własność miasta. Najbardziej zniszczone należą do właścicieli, którzy zupełnie nie interesują się ich losem albo zmarli, pozostawiając po sobie kilkunastu skłóconych spadkobierców.
- Miasto nie może inwestować w kamienice, które do niego nie należą. Na trudnych obszarach właściciele prywatni nie rozpoczynają remontów dopóki nie zobaczą, że miastu zależy na danym miejscu i w nie inwestuje. Wtedy widzą interes dla siebie i sami zaczynają dbać o kamienice – przekonuje.
Skoro nie na Starym Mieście i nie w Mieście Kazimierzowskim, to gdzie umawiają się radomianie, gdzie odbywają się miejskie koncerty i dokąd chodzi się na kawę? Wszystkie drogi prowadza na nieodległy deptak, ul. Stefana Żeromskiego. Oglądam stare zdjęcia i nie mam wątpliwości, że jeszcze na początku XX wieku była to elegancka aleja z dobrymi restauracjami i sklepami z galanterią. Koniec lat 90. przyniósł upadek gospodarczy całemu miastu, a dobrze zarabiających robotników z wielu lokalnych fabryk zastąpiła rzesza bezrobotnych.
- Zapraszam na spacer szlakiem radomskich pałaców – mówi pani Alina i pokazuje raz na lewo, raz na prawo. Bo rzeczywiście miasto może się pochwalić dużą liczbą reprezentacyjnych budynków, ale niestety ich urodę dawno nadgryzł ząb czasu. Kamienice – znów ruletka. Zdarzają się perełki, ale odrapane, szare budynki skutecznie odwracają od nich wzrok.
Jeśli traficie do Radomia, polecam patrzeć w górę – piękne balustrady balkonów świadczą o dawnym bogactwie kamieniczników. Większość turystów na ul. Żeromskiego wcale jednak nie będzie zainteresowana balkonami, ale raczej zrobi sobie zdjęcia na tle najbardziej rozpoznawalnego obecnie radomskiego pomnika, który przedstawia Marię i Lecha Kaczyńskich. Plastycy nie są przekonani do jego walorów artystycznych, ale stoi od pięciu lat i nic nie zapowiada, by miał zniknąć (i to niezależnie od tego, że już drugą kadencję prezydentem jest Radosław Witkowski, związany z centralną stroną sceny politycznej. Miasto uważane jest za bastion PiS-u, pochodzi stąd też kilku wyrazistych parlamentarzystów).
Nie tylko serek homogenizowany
Ja jednak szukam zupełnie innego pomnika i gdyby nie wskazówka pani Aliny, długo kręciłabym się po ul. Żeromskiego. Jest mały, bo w zamyśle autora miał odzwierciedlać eksponat w skali 1:1. Mamy go: sprzedawany chyba w całej Polsce serek homogenizowany "z krówką" zasłużył na pomnik, bo od 45 lat jest produkowany przez Rolniczą Spółdzielnię Mleczarską “Rolmlecz”. Internet zareagował we właściwy dla siebie sposób, że oto biedny i zacofany Radom nie ma czym się pochwalić, to upamiętnia dość trywialny produkt mleczny.
W rzeczywistości pomnik serka stanowi część znacznie większej, bo liczącej aktualnie 14 elementów, instalacji, promującej ważne produkty, które w Radomiu wzięły swój początek. Upamiętniona została też m.in. maska przeciwgazowa produkowana przez Wytwórnię Sprzętu Przeciwgazowego, telefony z RWT, maszyna do pisania, z Zakładów Metalowych, maszyna do szycia Łucznik oraz marzenie każdego śledzącego modę nastolatka w latach 80. (dziś nie pogardzi nimi niejeden hipster): słynne buty "Sofix".
- Radom z nostalgią wspomina czasy, gdy był ważnym przemysłowym zagłębiem. Broń, obuwie, telefony, papierosy, maszyny do szycia i pisania – to wszystko w tym zapyziałym, wydawałoby się dziś, mieście! A komuna skazała je na śmierć – mówi Daniel, z którym nawiązałam kontakt przez jedną z grup zrzeszających miłośników Radomia.
Czytaj więcej: Pierwszy serek homogenizowany, który doczekał się pomnika. W sumie nie ma się czemu dziwić
Klątwa Gierka
I tu dochodzimy do wydarzeń, które spowodowały, że na wiele kolejnych lat do Radomia przylgnęła łatka wichrzycieli. Tych, co odstają. Awanturników. Warchołów po prostu.
Dziś nikt już tego słowa nie używa, ale w 1976 r. tak właśnie o robotnikach z Radomia powiedział I sekretarz Edward Gierek. Ledwie rok wcześniej Radom, miasto uprzemysłowione, choć biedne i prowincjonalne, stał się stolicą województwa. Z awansu, pozornego czy nie, radomianie nie cieszyli się długo, bo rok później w kilku miejscach w kraju wybuchły protesty robotników przeciw podwyżkom cen.
Zastrajkowały największe zakłady pracy, a na ulice ledwie 180-tysięcznego miasta wyszło 25 tys. robotników.
Następnego dnia Gierek krzyczał do telefonu: „Powiedzcie tym swoim radomianom, że ja mam ich wszystkich w dupie i te ich wszystkie działania też mam w dupie. Zrobiliście taką rozróbę i chcecie, by to łagodnie potraktować? To warchoły, ja im tego nie zapomnę”.
- Kara była dotkliwa: z dnia na dzień przestały płynąć do Radomia zamówienia, obcinano nam dotacje. To był początek końca Radomia – wyjaśnia pani Katarzyna z Centrum Informacji Turystycznej.
Pracująca w tym samym punkcie pani Aleksandra przypomina popularna w mieście rymowankę: "Gdyby nie Ursus i Radom, jadłbyś chleb z marmoladą".
- Nasi robotnicy mieli odwagę, by wystąpić przeciwko władzy, za co przyszło nam przez lata płacić cenę. Szkoda, że o tym nie pamiętają twórcy memów – mówi z żalem.
Wyzwań lokalnym politykom nie zabraknie
"Chytra baba" naprawdę nie wzięła się znikąd. "W przestrzeni Radomia ukształtował się ogromny obszar ubóstwa i szczególnego nasilenia zjawisk patologii społecznej. Teren ten obejmuje praktycznie całą centralną część miasta. Skala i nasilenie zjawisk negatywnych pozwala określić ten obszar jako slumsy" - pisał w 2008 r. prof. Grzegorz Węcławowicz z PAN.
Dekadę po tej dramatycznej diagnozie skala ubóstwa zmniejszyła się, ale wciąż jest wyzwaniem dla władz. Zadań jest zresztą znacznie więcej: ot, choćby zatrzymać odpływ mieszkańców. Radom nie ma bogatej oferty edukacyjnej, więc maturzyści wyjeżdżają do Warszawy czy Krakowa na studia i rzadko wracają.
Od rozmówców słyszę utyskiwania na radomskie płace. Pracować jest gdzie, ale wynagrodzenie oscyluje w granicach 2400 zł brutto. Na co jeszcze narzekają radomianie? Na to, że aby dostać się pociągiem do oddalonej o 100 km stolicy, muszą przeznaczyć na podróż 2,5 godz. (chyba że akurat jedzie InterCity z Krakowa, to podróż skróci się o godzinę). Na ścieżki rowerowe, na marnotrawstwo środków publicznych, których symbolem stało się lotnisko. Jak mówi Daniel, "nieprzemyślane". - Komuś bardzo zależało, by pokazać, kto tu rządzi. Mówi się, że może skorzystać na zamknięciu Okęcia i oby tak było - dodaje.
I na to, że miasto dość wcześnie chodzi spać.
- Na obronę muszę powiedzieć, że przez ostatnie 15 lat Radom bardzo się zmienił. Jest dokąd wyjść ze znajomymi. Pamiętam jak mieliśmy Kawiarnie Parkową, Klub Studencki i... kurczaka "u Grubego", a potem długo nic – opowiada Jarosław Olejnik.
Wyliczanka rzeczy na korzyść okazuje się długa. Że mniej pijaków na ulicach niż jeszcze dekadę temu, więcej dobrze zaopatrzonych sklepów (co jest jakimś tam dowodem na bogacenie się ludzi), no i kompaktowość miasta.
- Od lat uprawiam kolarstwo cross country i super sprawą są dla mnie duże kompleksy leśne w otoczeniu Radomia. Cieszy mnie, że miasto się powoli odbija po katastrofie lat 90. Miasto Kazimierzowskie powolutku zaczyna niezłe wyglądać i w ogóle jest progres – dodaje Wojciech Kaczor.
Co jeszcze? Dość zwarta zabudowa. Miasto korkuje się w szczycie, ale przejazd z jednej części do drugiej trwa mniej niż w Warszawie nierzadko przejechanie jednej dzielnicy. I różnorodność oferty kulturalnej. Bo jest i Święto Pieczonego Ziemniaka w Muzeum Wsi Radomskiej, i wystawy w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej.
Wielka sztuka w małym mieście
Centrum to największe zaskoczenie, które spotkało mnie w trakcie spaceru. Budynku, będącego umiejętnym połączeniem starego z nowym, nie powstydziłoby się żadne duże miasto. Kontrastująca z czerwoną cegłą szara kratownica, do tego dużo szkła, ale wszystko w dobrym guście. Budynek chwalą architekci, a radomianie przychodzą nie tylko na wykłady o sztuce współczesnej, lecz także na pokazy filmów, do biblioteki czy mediateki.
Pytam dyrektora placówki, Włodzimierza Pukanka, kto wpadł na odważny jednak pomysł, by w małym mieście prezentować trudną w odbiorze i wymagającą pewnej wiedzy sztukę współczesną.
- Na pomysł zaadaptowania zabytkowego gmachu elektrowni na centrum sztuki wpadł Andrzej Wajda, który jako dziecko mieszkał w Radomiu. Wcześniej przekazywał w darze – od siebie i innych artystów – eksponaty. W Muzeum im. J. Malczewskiego brakowało na nie już miejsca. Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej zostało otwarte kilka miesięcy później, a w listopadzie 2014 r. przeniosło się do nowej siedziby w zmodernizowanej i przebudowanej elektrowni – wyjaśnia Włodzimierz Pukanek..
-Marzy mi się, by Radom stał się miastem, do którego ludzie przyjeżdżają, by je pozwiedzać, a nie jedynie punktem tranzytowym na trasie z Krakowa do Warszawy – mówi Jarosław Olejnik.
Większość ludzi, którzy w sieci śmieją się z Radomia, w życiu tu nie była. Jak przyjadą, to poczują rozczarowanie, bo to miasto jak każde inne – diagnozuje Daniel. – A jak już kropla wydrąży skałę, to prześmiewcy będą musieli znaleźć sobie nowy obiekt żartów…
Zdjęcia: Julia Zabrodzka
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl