Dramatyczna sytuacja sadowników. "Nie da się wyżyć"
Firma Sady-Trzebnica kończy z sadownictwem po latach strat. Dyrektor Jerzy Ciołkowski przyznał, że produkcja jabłek przestała być opłacalna, więc firma przechodzi na uprawę zbóż. - Z sadownictwa nie da się wyżyć – stwierdził.
Portal sadyogrody.pl przeprowadził wywiad z dyrektorem PPH-U Sady-Trzebnica, Jerzym Ciołkowskim, dotyczący trudnej sytuacji w sadownictwie w Polsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Chów klatkowy" pod Warszawą. Nie zostawiają suchej nitki na inwestycji dewelopera
Trudna sytuacja sadowników. Co doprowadziło do kryzysu?
Ciołkowski potwierdził, że obecny sezon jest ostatnim, w którym firma zajmuje się sadownictwem. Przyznał, że zmieniają branżę i odtąd będą uprawiać zboża. "Z sadownictwa nie da się wyżyć, to jest po prostu niemożliwe" - powiedział Ciałkowski w rozmowie z portalem.
Dyrektor zwrócił uwagę, że przez ostatnie pięć lat firma dokładała do produkcji jabłek, co ostatecznie doprowadziło do sytuacji, w której nie mogli już dalej funkcjonować.
Duży wpływ na to miała zmiana władzy. Poprzedni rząd, chcąc zyskać poparcie wyborców, wprowadził rozwiązania, które obciążyły małe przedsiębiorstwa. Koszty produkcji wzrosły, co doprowadziło do obecnego kryzysu.
Firma planuje teraz uprawiać różne zboża, które będą opłacalne, takie jak kukurydza, rzepak czy jęczmień. Ciołkowski przyznał, że obawiają się konkurencji z importem z Ukrainy, ale nie mają innego wyjścia. W sadach nie byliby w stanie dalej funkcjonować, ponieważ zatrudniając kilkadziesiąt osób i płacąc wszystkie podatki, nie mają szans na przetrwanie. "Firma, która płaci uczciwie wszystkie podatki, w sadownictwie nie ma szans" - zaznaczył.
Dyrektor potwierdził, że od lat produkcja jabłek w Polsce jest mało opłacalna, a sytuacja ta tylko się pogarsza. Przez pięć lat firma dopłacała do produkcji, co ostatecznie wyczerpało ich zasoby. Podkreślił, że nie jest to sytuacja przejściowa.
"Nic już się nie da zrobić"
Firma Sady-Trzebnica pozostawi jedynie uprawy owoców jagodowych, takich jak porzeczka i aronia, które można zbierać maszynowo. Produkcja jabłek wymaga stałego zatrudniania pracowników przez cały rok, co generuje wysokie koszty.
"Może za 20 lat sadownictwo znów będzie się opłacało, ale u nas nie będzie już ludzi, którzy będą potrafili uprawiać sady. Lawina poszła i nic już się nie da zrobić" - podsumował Ciołkowski.