Drogowa interwencja ambasadorów
Europejscy dyplomaci napisali list do wicepremiera Piechocińskiego, w którym skarżą się na praktyki GDDKiA wobec zagranicznych firm wykonawczych, informuje "Puls Biznesu".
13.06.2013 | aktual.: 13.06.2013 15:51
Wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński zapowiedział w czwartek, że na najbliższym posiedzeniu Rady Ministrów poprosi, by to rząd odpowiedział na skierowany do niego list ambasadorów m.in. w sprawie roszczeń zagranicznych firm wobec GDDKiA.
- Poproszę, by na najbliższym posiedzeniu Rady Ministrów omówić sprawę, by była to wspólna odpowiedź, by była to odpowiedź polskiego rządu na oficjale wystąpienie ambasadorów - powiedział Piechociński dziennikarzom w czwartek w Szczecinie.
Dodał, że jeszcze nie czytał listu, zrobi to po powrocie do Warszawy.
"Puls Biznesu" napisał w czwartek, że europejscy dyplomaci napisali list do wicepremiera Piechocińskiego w sprawie praktyk GDDKiA wobec firm wykonawczych. Międzynarodowe firmy budowlane zarzucają Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad "wadliwe przygotowanie inwestycji i przerzucanie odpowiedzialności za problemy związane z ich realizacją. Poskarżyły się europejskim organizacjom branżowym, które interweniowały w Brukseli oraz znalazły silnego sojusznika" - napisała gazeta. Dodano, że "ambasadorzy Francji, Holandii, Irlandii, Niemiec, Austrii oraz Portugalii napisali list do Janusza Piechocińskiego, wicepremiera, ministra gospodarki. Proszą o pomoc i interwencję, bo zaniepokojeni są relacjami między GDDKiA oraz firmami budującymi polskie drogi".
Jak zaznaczył Piechociński, wedle jego wiedzy na koniec ub.r. w sądzie były sprawy dotyczące roszczeń GDDKiA wobec firm o łącznej wartości 1 mld zł, natomiast firmy domagają się od Dyrekcji ok. 7 mld zł. Wicepremier podkreślił, że sprawy nie są jednoznaczne i każda z nich wymaga odrębnego potraktowania. - Nie ma tutaj kalki prostej, że GDDKiA jest tylko winna, a wykonawcy tylko wspaniali - zaznaczył.
W jego opinii skala błędów popełnionych przez obie strony jest bardzo duża. - Bardzo często wielu wykonawców w czasie przetargów w olbrzymiej rywalizacji stosowało zasadę załapania się na plan, a później się zobaczy - powiedział.
Wykonawcy zakładali, że decydenci polityczni i wysocy urzędnicy "dosypią dodatkowych pieniędzy" - dodał. Część firm chciała także w czasach europejskiego kryzysu wejść na polski rynek, a po przetargu próbowały kosztem podwykonawców odbudować rentowność danego kontraktu - zaznaczył. Byli też ci, którzy próbowali poprawić efektywność kontraktu poprzez gorszą jakość - dodał.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad oświadczyła natomiast w czwartek, że traktuje zagranicznych wykonawców tak samo, jak polskich i wszystkich obowiązują takie same zasady.
"Każdy profesjonalnie działający wykonawca powinien uwzględnić czynniki ryzyka w cenie ofertowej. Tymczasem wielu skalkulowało koszty wykonania robót na poziomie, który oceniają obecnie jako niewystarczający. Byłoby jednak nieuczciwe ze strony GDDKiA, gdybyśmy w takiej sytuacji zwiększali wynagrodzenie wykonawcy. Zakazuje tego Komisja Europejska, która dążąc do zapewnienia uczciwej konkurencji, w znacznym stopniu ogranicza możliwości zmiany umowy" - czytamy w oświadczeniu.
GDDKiA wskazała również, że nie może się zgadzać na dopłacanie do kontraktów, bo byłoby to nieuczciwe wobec innych firm i groziłoby utratą unijnych refundacji.
"Praktyka pokazuje, że wykonawcy potrafią uszczelnić realizowane przez siebie projekty. Coraz częściej inwestują w systemy monitoringu, by z placów budów nie znikały materiały, urządzenia czy maszyny. To dobra droga do poprawienia rentowności kontraktów. Dobrze, by wszyscy poszli tą drogą, a nie liczyli na nielegalne dopłaty do budowanych w Polsce dróg" - oświadczyła Dyrekcja.