Eksperci: akces do chińskiej konkurencji dla MFW i BŚ szansą dla Polski

Polska, podobnie jak Niemcy czy Wielka Brytania, powinna przystąpić do Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, który ma być chińską konkurencją dla MFW i Banku Światowego. Da to bowiem naszym firmom szanse na udział w dużych inwestycjach - mówią PAP eksperci.

14.07.2015 08:45

Nasz kraj dostał zaproszenie do udziału w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB), nie podjął jednak jeszcze ostatecznej decyzji, czy się do niego przyłączy. Resort finansów informował pod koniec czerwca, że podejmiemy decyzję w tej sprawie w ciągu ok. 1-2 miesięcy, najpierw na szczeblu rządu, a potem - w fazie ewentualnej ratyfikacji - z udziałem parlamentu i prezydenta. W przypadku przystąpienia do AIIB nasz udział wynosiłby 831,8 mln USD (0,83 proc. całego kapitału Banku wynoszącego 100 miliardów dolarów). Tylko 1/5 tej kwoty byłaby wpłacana w gotówce, w pięciu rocznych ratach. Wpłata ta miałaby charakter inwestycji kapitałowej i nie powiększyłaby polskiego deficytu budżetowego.

Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych to nowa chińska inicjatywa. Ma być alternatywą dla międzynarodowych instytucji finansowych zdominowanych przez USA, jak Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz motorem inwestycji infrastrukturalnych i rozwoju gospodarczego Chin.

Pod koniec czerwca przedstawiciele 57 państw, w tym Polski, uczestniczyli w Pekinie w uroczystości podpisania aktu założycielskiego AIIB. Siła głosu każdego państwa członkowskiego uzależniona ma być od jego wkładu w planowany na 100 mld dolarów kapitał zakładowy AIIB. Chiny, które są inicjatorem projektu, wpłacą 26 proc. tej kwoty, na drugim miejscu znajdą się Indie z 7,5-proc. udziałem, a na trzecim Rosja z 5,9-proc.

Zamiar założenia nowego międzynarodowego banku natrafił na opozycję Stanów Zjednoczonych, które wraz z Japonią postanowiły nie przyłączać się do niego. Jednak inicjatywa Chin znalazła zaskakująco szerokie poparcie sojuszników USA, w tym Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Włoch, Australii, Nowej Zelandii i Korei Płd. Niemcy jako czwarty największy udziałowiec AIIB liczą na to, że jego europejskie biuro regionalne będzie miało swą siedzibę we Frankfurcie nad Menem, a nie w Londynie.

Zdaniem ekspertów udział w AIIB to dla Polski gospodarcza szansa.

Analityk finansowy Piotr Bodył Szymala wskazuje, że AIIB, oprócz przeciwwagi dla MFW i BŚ, ma być także konkurencją do Azjatyckiego Banku Rozwoju, w którym Chiny mają tylko 5,47 proc. głosów, a Japonia i USA po 13 proc. "Chiny czują się w tej inicjatywie marginalizowane. Stąd zdecydowały się stworzyć AIIB, w które zaangażowało się 57 państw. Są wśród nich Iran i Izrael, co pokazuje, że pieniądze mogą łączyć. Z przecieków wynika, że pierwszym projektem może być lina kolejowa łącząca Pekin z Bagdadem" - powiedział.

Dodał, że Polska nie powinna stać obok tego projektu. "Siła rażenia w tym nowym przedsięwzięciu będzie pochodną wielkości gospodarek, w związku z tym nie będziemy w nim dominującym graczem. Przytłaczająca większość udziałów, 72-75 proc. ma przypaść na państwa azjatyckie, choć nie wszystkie zostały zaproszone, bo np. Korea Północna i Tajwan takiej akceptacji nie dostały. Oczekiwanie, że bank istotnie wpłynie na projekty realizowane w Polsce byłoby nierealistyczne. Powinniśmy to jednak kalkulować z perspektywy kosztu alternatywnego, czyli tego, jakie szkody możemy ponieść z tego tytułu, że nas tam nie będzie" - dodał.

Z kolei ekspert ds. Chin z firmy konsultingowej Amber Global Consulting Bartosz Ziółek podkreśla, że Polska jest jedynym krajem inicjatywy 16+1, który dostał zaproszenie do AIIB. "Po raz kolejny widać, że w Europie Centralnej Chińczycy niezbyt wyraźnie widzą granice krajów naszego regionu i chcą, by Polska była nawigatorem ich interesów w tej części Europy. Polski rząd, który przegapił kilka azjatyckich szans, w tym przypadku wydaje się ją wykorzystywać. Węgrzy aplikowali i to podanie nie zostało przyjęte" - powiedział.

Dodał, że bank ma ruszyć pod koniec roku. "Utworzenie AIIB jest spójne z koncepcją nowego jedwabnego szlaku, który ma w zamierzeniu Chińczyków dotrzeć aż po sam koniec Afryki oraz Europy i roli Polski jako hubu dla tej inicjatywy. Bank ma być kołem zamachowym inwestycji związanych z jedwabnym szlakiem. Polska, jako pierwszy kraj UE na jego trasie ma być naturalnym punktem zbiorczym dla towarów wysyłanych do Chin i dla towarów, które mają docierać z Chin do Europy" - powiedział.

Jak podkreślił, rok 2015 jest pierwszym, w którym inwestycje chińskie poza granicami kraju będą wyższe niż te zrealizowane wewnątrz niego. "Potrzebna jest więc instytucja, dzięki której 4 bln dolarów chińskich rezerw będzie mogło być postrzegane jako inwestycyjny projekt azjatycki, międzynarodowy, a nie kolejny chiński" - dodał.

Ziółek uważa, że obecne zawirowania na chińskich giełdach nie są zagrożeniem dla AIIB. "Bank jest projektem długoterminowym i jego rozwój jest planowany na najbliższe 10-15 lat. Natomiast pękniecie bańki giełdowej jest bolesnym incydentem, ale po trwającej ponad rok hossie inwestorów w Szanghaju czy Pekinie bardziej zaskoczyła skala zjawiska niż sama zapaść" - powiedział.

Także ekspert PISM Damian Wnukowski podkreślił, że AIIB to element realizacji chińskiej koncepcji budowy nowego jedwabnego szlaku. "Projekty finansowane przez bank będą służyły m.in. budowie połączeń drogowych, kolejowych czy telekomunikacyjnych. Być może niektóre z nich będą dotyczyły Polski, która mogłaby stać się pomostem pomiędzy Wschodem a Zachodem" - zaznaczył.

Według niego szanse, jakie stwarza bank dla polskich przedsiębiorstw, mogą być znaczne. "Wszystko będzie oczywiście zależało od tego, czy polskie firmy będą chętnie przystępowały do projektów realizowanych w ramach tego banku. To może być szansa na wejście na rynki azjatyckie, które często postrzegane są jako trudne z uwagi m.in. na bariery celne i regulacyjne, trudność w znalezieniu wiarygodnego partnera, niejasne przepisy, odmienność kulturową czy dystans geograficzny" - powiedział. Dodał, że w przypadku udziału w projektach chodzi raczej o podwykonawców, bo w Polsce jest niewiele dużych firm, które mogłyby jako liderzy konsorcjów realizować duże projekty infrastrukturalne. Jego zdaniem wsparcie banku zwiększyłoby wiarygodność inwestycji, a tym samym bezpieczeństwo finansowe udziału w przedsięwzięciu, co powinno być zachętą dla polskich firm.

"Udział w takich projektach to również zdobycie wiedzy o rynku i panujących na nim zasadach. To może przyczynić się do zwiększenia obecności gospodarczej Polski w Azji i dalszej internacjonalizacji polskich firm. Ważne będzie to, jak ten bank będzie w praktyce funkcjonował i w jakiej skali firmy europejskie będą dopuszczane do projektów. Na razie wygląda na to, że Chińczykom zależy na stworzeniu wiarygodnego i efektywnego mechanizmu inwestycyjnego, aby zdobyć zaufanie zachodnich partnerów" - powiedział.

Wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński podkreśla, że choć gospodarka chińska rozwija się obecnie w niskim jak na swoje możliwości, zaledwie 7-procentowym tempie, a na giełdzie chińskiej pojawiły się napięcia i mówi się o przeinwestowaniu, to jednak w dalszym ciągu Państwo Środka ma wiele do zaproponowania. "Polska jest w szczególnych relacjach z Chinami, o czym świadczy program 16+1, czyli Chiny-Europa Środkowo-Wschodnia. 40 proc. potencjału tego regionu stanowi nasz kraj. Minister finansów Mateusz Szczurek był niedawno w Chinach i przed nami ostateczna decyzja co do udziału Polski w tym projekcie. Oczywiście trzeba pamiętać o rachunku ekonomicznym naszej obecności w tej inicjatywie. Te kwestie pozostają do rozstrzygnięcia" - powiedział niedawno dziennikarzom.

Łukasz Osiński

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)